MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Palikot: Sprzedaję majątek, chcę umrzeć jako biedak

Redakcja
Jedno ze zdjęć z imprezy po szkoleniu przedwyborczym wolontariuszy zorganizowanym przez Janusza Palikota 16-17 lipca 2005 r.
Jedno ze zdjęć z imprezy po szkoleniu przedwyborczym wolontariuszy zorganizowanym przez Janusza Palikota 16-17 lipca 2005 r. Fot. archiwum
Z posłem PO Januszem Palikotem rozmawia Dorota Kowalska.

Panie pośle, do końca Pan zwariował.

Niby dlaczego?

To przedstawienie na Starym Mieście w Lublinie i zbiorowe picie alkoholu było co najmniej niesmaczne.

Taką przyjąłem metodę: obrazowo pokazuję ludziom, o co w tym wszystkim chodzi. Tak, aby każdy zrozumiał. Nie jestem Ryszardem Bugajem i nie mówię zdaniami podrzędnie złożonymi, bo taki przekaz znudzi każdego rozmówcę. Ja muszę zainteresować nie tylko inteligentów, ale prostych ludzi.

No i media. Jeszcze tego samego dnia telewizja pokazała, jak dzielnie obala Pan małpeczkę.

Takie przedstawienie sprawy przyciąga dziennikarzy, a przecież każdy polityk, jeśli chce publicznie o coś zapytać albo przekazać konkretną informację, musi skorzystać z pomocy mediów. Więc musi to zrobić w sposób dla nich atrakcyjny.

Tyle że niespecjalnie wiadomo, o co Panu tym razem chodziło.

Sprawę zakupu przez Kancelarię Prezydenta takiej ilości alkoholu wyciągnęła bodaj Monika Olejnik, nie ja. Ja musiałem zareagować.

Aż takie poczucie misji? A może chodziło o to, żeby znowu było o Panu głośno?

Pierwszymi, którzy by mnie zaatakowali, gdybym nic nie zrobił, bylibyście wy, dziennikarze. Pomyślelibyście sobie tak: O, proszę, Palikot spotulniał albo się przestraszył. Jeszcze niedawno sam pytał prezydenta o jego kłopoty z alkoholem, a teraz siedzi cicho. Pewnie chce przeczekać ataki na siebie i szum wokół swojej kampanii. Nie tak by było? Musiałem pokazać, że jestem czysty i nie mam nic do ukrycia, zachowuję się jak dawniej, może i kontrowersyjnie, ale po swojemu. Miałem nawet na sobotę przygotowaną konferencję prasową, na której chciałem pokazać i porozmawiać o teczce Jarosława Kaczyńskiego, którą wyciągnąłem z IPN, ale konferencję przełożyłem na następny weekend.

Co w tej teczce takiego ciekawego, o czym nie wiemy?

Nie powiem teraz. No więc przełożyłem tę konferencję i zorganizowałem happening. Po pierwsze dlatego, że takie ilości alkoholu w malutkich buteleczkach zamawiane przez Kancelarię Prezydenta mogą dziwić, po drugie dlatego, że nikt z Kancelarii nie wyjaśnił, kto zamawia alkohol i według jakich procedur, a tłumaczenia, że to alkohol na prezenty, są nieprawdziwe. No i podstawowa sprawa: pytanie o prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dyskusje o tym, czy ma problem z alkoholem, trwają od półtora roku. W tym czasie Lech Kaczyński mógł zrobić badania i przedstawić je społeczeństwu, korona by mu z głowy nie spadła. Ale nie, on nigdy tej sprawy nie wyjaśnił. Więc nie chodzi o moje wygłupy, ale o odpowiedź na ważne pytania.

A może jednak o odciągnięcie uwagi od pytania o finansowanie Pana kampanii wyborczej? W poniedziałek w programie "Teraz my" pokazano zdjęcia: na jednym stoi Pan obok studentki, która przekazała na Pana kampanię 12 tys. zł. A jeszcze kilka dni temu mówił Pan, że jej nie zna.

Dalej twierdzę, że nie znam tej pani, nawet nie wiedziałem, że takie zdjęcie istnieje. Od 2005 roku zrobiłem kilka tysięcy takich zdjęć, w tym tygodniu około setki. Wczoraj byłem w Łęcznej na spotkaniu z wyborcami, 25 osób zrobiło sobie ze mną zdjęcia. I co, myśli pani, że wszystkie pamiętam? Ciekawe, czy panowie Sekielski i Morozowski pamiętają, ile razy byłem u nich w studio. Pewnie nie, bo statystyki prowadzą ich asystenci. Albo ile ostatnio wypiliśmy butelek wina po programie: trzy, cztery czy pięć.

A ile?

Sam też nie pamiętam, chyba cztery. Na początku w spotkaniu uczestniczył jeszcze Jacek Kurski. Ale nie chodzi przecież o te butelki wina, tylko o to, że nie jesteśmy w stanie pamiętać każdej osoby, z którą się spotkaliśmy. A zdjęcie z Agnieszką P. uwiarygodnia tylko moją wersję, a nie podważa.
A wie Pan, to ciekawe, bo ja myślę dokładnie odwrotnie.

Ta kobieta była u nas na szkoleniu w Kazimierzu Dolnym, na którym było wiele innych osób. Potem pracowała w Fundacji Janusza Palikota. Więc chyba bardziej naturalne jest to, że właśnie taka osoba wpłaciła pieniądze na moją kampanię niż ktoś zupełnie z PO niezwiązany, nawet z nim niesympatyzujący. Przecież ta studentka angażowała swój czas, poświęcała się w Fundacji. Co w tym dziwnego, że chciała wesprzeć finansowo kampanię polityka Platformy Obywatelskiej? Dla mnie - nic.

Nic. Chyba że jest tak, jak mówią Pana przeciwnicy z Lublina. A mówią, że Palikot trzyma miasto w garści i załatwił pracę swoim darczyńcom.

To bzdury. Ale po kolei. Kiedy w 2005 roku zostałem liderem PO w okręgu lubelskim, w partii było 1150 członków, stu zwolenników Zyty Gilowskiej odeszło, więc zostało 1050. Wie pani, ilu jest dzisiaj? 2750, sto procent więcej niż cztery lata temu. W każdym powiecie, ba, w prawie każdej gminie są struktury partii albo jej koła. Nigdzie w Polsce Platformie tak nie przybyło członków i zwolenników jak w Lubelskiem. Więc może przez ludzi, którzy odeszli z PO i mówią dzisiaj, że to przeze mnie przemawia czysta zawiść? A co do moich niby układów w Lublinie i trzymaniu miasta w garści, to śmieszne oskarżenia. Adam Wasilewski, prezydent Lublina, to typ naukowca, człowiek niezłomny i zupełnie nienadający się do manipulacji. Nigdy ani do niego, ani do marszałka sejmiku nie przyszedłem z prośbą o załatwienie komuś posady. A innych moich sugestii w ogóle nie słuchają. Dam przykład: w tej chwili wiele osób odeszło z klubu PiS w Lublinie, miałem więc pomysł, aby ten klub rozbić, ale Adam Wasilewski się ze mną nie zgodził i nie chce tego zrobić. I powiem pani jeszcze tak, rozsądny polityk cieszy się, że ma wokół siebie ludzi niesterowalnych i myślących, bo z takimi zawsze pracuje się lepiej.

Pana była żona sugeruje, że Pan kłamie, mówiąc, że nie prowadzi biznesu i nic nie zarabia.

Nie komentuję wypowiedzi mojej byłem żony.

Dobrze, więc ja Pana pytam: z czego Pan żyje?

Z oszczędności. Wyprzedaję swój majątek. Oprócz wymiaru materialnego jest jeszcze duchowy, najważniejszy. Chcę umrzeć jako człowiek biedny, pozbyć się wszystkich dóbr materialnych tu na ziemi i wejść w nowy wymiar niczym nieobarczony. Zresztą w tym nowym wymiarze majątek nie ma znaczenia.

No i teraz wszyscy mają pewność: Palikot zwariował.

(Śmiech). Wiem, co mogą pomyśleć. Ale zapewniam: Palikot jest przy zdrowych zmysłach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski