- Przyznaję, lubię sobie w ciepełku poleniuchować - rozmarza się Kot Krzysztof, dziennikarz radia RMF FM z Lublina. - Czy bywam wredny? Nawet jeśli tak mówią o kotach, to już nie mnie to oceniać.
Kot Teresa, radna wojewódzka, to indywidualistka. - Zawsze staram się wybierać własną drogę - zaznacza. Swoimi ścieżkami chadza też Kot Henryk (jeden z trzech mieszkańców Lublina o tym imieniu i nazwisku).
Kot Adam pracuje w świdnickim nadleśnictwie, jego pasją jest myślistwo. - Zamiłowanie do polowań na pewno łączy mnie z kotami. No i umiejętność obserwacji. Choć nie wiem, czy tej ostatniej, bardziej niż nazwisku, nie zawdzięczam mojego hobby - mówi.
Kot Adam, lubelski przedsiębiorca, z nikim nie żyje jak pies z kotem. I choć koty raczej są samotnikami, on ma swoje "stado". Należą do niego Kot Beata (żona), Dominika (córka), dwie kotki futrzane i on, Kot Adam. - Przyznam nieskromnie, że jestem tu szefem - zaznacza.
Kot Danuta z ul. Kaprysowej na wszelkie mruczące stworzenia jest uczulona. - Ale mam syna, oczywiście też Kota, i mi wystarcza - żartuje.
KOTyłło Grzegorz z zespołu Tipsy Train za futrzakami nie przepada. Zupełnie jak one potrafi jednak czasami pokazać pazury. Jest uparty i broni swojego zdania jak niepodległości. - Czuję też szczególne ożywienie w marcu- śmieje się.
Dariusz KOTlarz, redaktor naczelny Kuriera Lubelskiego, zaznacza, że choć jego nazwisko od kota nie pochodzi (kotlarz to rzemieślnik wytwarzający kotły i rondle z blachy), to z mruczkami coś go wiąże. - Miłość do ptaków. Co prawda ja na nie nie poluję, tylko patrzę, ale to zawsze coś - uważa. - Ale gdybym miał wybierać, to czuję się bardziej nieskrępowanym dachowcem niż kanapowym persem.
Kot to polskie nazwisko szlacheckie. Jego pochodzenie nie jest jednoznacznie określone, ale prawdopodobnie - mimo pozornej relacji z nazwą zwierzęcia - wywodzi się ze średniowiecznej nazwy zasadźcy - Kat.
Na Lubelszczyźnie jest bardzo popularne. - Moja teściowa zawsze mówiła, że u nas tyle Kotów, że za psami rzucać - wspomina Kot Henryk.
- Przyznam, że nie byłam specjalnie szczęśliwa, kiedy na rzecz Kota miałam zrezygnować z panieńskiego Widomska. Ale jakoś przywykłam - mówi Kot Teresa.
Kot Krzysztof w szkole ciągle słyszał za plecami "kici, kici". I nie był z tego zadowolony. - Innych złośliwości też nie brakowało. Teraz jednak nazwisko traktuję z sympatią, a wielu ludzi zwraca się do mnie nie "Krzysztof" tylko "Kocie" lub "panie Kocie". "Kotku" jest oczywiście zarezerwowane wyłącznie dla żony - podkreśla. I dodaje, że "mruczące" nazwisko ma wiele zalet. - Zwłaszcza w pracy takiej, jak moja - jest krótkie, łatwe do zapamiętania, słowem - same plusy.
- Jestem dumny z nazwiska. Chociaż pewnie, gdyby brzmiało Kowalski, też byłbym dumny - podsumowuje Kot Krzysztof.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?