Papier, nożyce, "Skała", czyli Kayah na nowo

Nie wiadomo dlaczego padło na Lublin - bo jakichś specjalnych zażyłości Katarzyna Rooijens (z domu Szczot) vel Kayah nie ma. Ale nawet jeśli, to tylko przypadek, to lepiej nie przyjmować tego faktu do wiadomości. Poczujmy się choć przez chwilę ważni i dopieszczeni. "Niewiedza to błogosławieństwo" - cytując Cyphera z Matriksa.

Ważni możemy się czuć, bo odwiedza nas wyjątkowo utalentowana artystka. Można zaryzykować stwierdzenie, że Kayah to najzdolniejsza wokalistka w Polsce, nie ujmując niczego Marii Peszek, Ani Dąbrowskiej czy Marice. Nie tylko dysponuje przepięknym, ciemnym głosem, nie tylko jest autorką bardzo dobrych tekstów ("Skała" to pod tym względem jej opus magnum) i wyjątkowo zdolną kompozytorką, ale wyróżnia się też zmysłem biznesowym. Jej wytwórnia "Kayax" to przykład tego, jak elegancko można łączyć "biznes z przyjemnością", czyli wydawać dobre nagrania z potencjałem komercyjnym. Pokażcie mi kogoś, kto łączy wszystkie te cechy, mie- szka w Polsce i jest kobietą. Nie ma propozycji? Tak myślałem.

Jedno tylko Kayah nie wychodzi: życie prywatne . Twierdzi, że "Skała" powstała m.in. jako reakcja na kolejne rozstanie z mężczyzną. Tym razem Sebastianem Karpielem-Bułecką z Zakopower.

I myślę, że miło byłoby słyszeć więcej tak rewelacyjnie skomponowanych, wyprodukowanych i zaśpiewanych płyt jak tegoroczna "Skała", ale mimo wszystko życzę tej piosenkarce powodzenia w życiu prywatnym. Mit o tym, że tylko cierpiący artysta może stworzyć arcydzieło to tylko... mit!

Kayah, Filharmonia Lubelska, 20 listopada (piątek), godz. 20.30, bilety 60-100 zł