I chwała muzykom za to, bo wzięcie na warsztat dorobku mistrza niedługo po jego śmierci mogłoby się spotkać z zarzutem pójścia na łatwiznę. Zresztą, niebawem zrobią to zapewne inni. Płytę sygnowaną jako „tribute” ocenia się inaczej niż każdą inną. Z racji tego, że adresowana jest do mistrza, legendy nie może być tu potknięć i niedoróbek. Dlatego też krytyka nie wybaczyłaby Schmidtowi nagrania albumu słabego. Ba! Nie wybaczyłaby nagrania albumu nawet poprawnego. Bo z nazwiskiem „Stańko” jest jak ze szlachectwem: zobowiązuje. Jeśli bierzesz je na szyld, to musisz wspiąć się na wyżyny. I Piotr Schmidt ze swoim quartetem to zrobił: nowy album jest dziełem wybitnym (mam pełną świadomość wagi tego słowa), poziomem nieodstającym od najlepszych płyt Tomasza Stańki wydanych dla wytwórni fonograficznej ECM.
Oprócz lidera maczali w nim palce: Wojciech Niedziela (fortepian), Maciej Garbowski (kontrabas) i Krzysztof Gradziuk (perkusja). Chapeau bas panowie! Medianą muzycznego hołdu dla Stańki jest nostalgia i melancholia. Trąbka Schmidta brzmi elegijnie, czasem wręcz żałobnie, jest przy tym oszczędna, nie wychodzi przed szereg, ale harmonijnie współgra z pozostałymi muzykami tworząc twór doskonały. Schmidt z wyczuciem przeciąga frazy, grając bardzo plastycznie: trąbka czasem płacze („Sorrow”), a czasem neurotycznie odlatuje w kierunku free („Distraction”).
- Płytę utrzymaną w tym klimacie planowałem już podczas nagrywania albumu „Saxesful”. Większość materiału była gotowa już w czerwcu, ale dopiero później, kiedy go odsłuchiwałem tydzień po śmierci Stańki zrozumiałem, że ta muzyka oddaje ducha jego dokonań i niejako naturalnie nadaje się na płytę typu „tribute” – wyjaśnia genezę albumu Piotr Schmidt.
Melancholię nieco przełamuje druga część płyty: mamy swingujący „Transgress”, idealny do koncertowej improwizacji „Norm” i pozytywny motyw grany na fortepianie przez Wojciecha Niedzielę w zamykającym całość utworze „Serenity”.
Podsumowując: hołd Schmidta dla Stańki to prawdziwa perła polskiego jazzu. Jeśli byłbym Manfredem Eicherem (właściciel prestiżowej wytwórni ECM – red.) zrobiłbym wszystko, żeby mieć tego 33-letniego trębacza pod swoimi skrzydłami. Bo to kiedy zrobi on karierę międzynarodową jest tylko kwestią czasu. Dlatego Manfredzie: nie trać go!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?