Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemysław Czarnek, wojewoda lubelski: Nie pamiętać to znaczy nie mieć szacunku, nie potrafić wyciągać wniosków

Sławomir Skomra
Sławomir Skomra
Łukasz Kaczanowski
W 80. rocznicę wybuchu II wojny światowej rozmawiamy z wojewodą lubelskim, Przemysławem Czarnkiem.

Zna pan wojenne losy swojej rodziny?
Oczywiście. Mój pradziadek był sołtysem w miejscowości Goszczanów, dziś znajdującej się w województwie łódzkim. Uczestniczył w walkach. Mówił też w miarę dobrze po niemiecku i wykorzystywał to do pomagania tym, którzy mieli być wywożeni na roboty przymusowe do Niemiec. Mój dziadek też miał być wywieziony, ale uciekł z transportu. Następnie był przechowywany przez jednego z gospodarzy. Zresztą, co ciekawe, Niemca. To ci ludzie, którzy przyszli do Polski z Besarabii i przejmowali gospodarstwa rolne Polaków. Niektórzy z nich, choć niewielu, rzeczywiście współczuli Polakom i dziadek spędził długi czas ukrywając się w takim gospodarstwie w stodole.

Mój drugi dziadek był więźniem obozu dla dzieci w Łodzi. Został tam wywieziony ze szkoły w Goszczanowie za kłótnię z niemieckim dzieckiem. Spędził w obozie dużo czasu i pamiętam, że nigdy nie chciał o tym czasie rozmawiać. To była dla niego trauma. Moja prababcia wraz z rodziną została wysiedlona ze swojego gospodarstwa. Kiedy miała 92 lata, to było na początku lat 90. XX wieku, przyjechali Niemcy którzy mieszkali w tym gospodarstwie podczas wojny…

Przyjechali odwiedzić to miejsce po latach?
Tak. Choć to też byli podobno nienajgorsi Niemcy i jak mówi moja babcia dawali trochę mleka, dzieci polskie i niemieckie się ze sobą bawiły, to jednak kiedy po latach przyjechali w to miejsce, moja prababcia długo nie spała po tym wydarzeniu. Tak silne to były emocje, przeżycia. To typowe losy rodzin robotniczo - chłopskich w czasach wojny.

Mija 80 lat od wybuchu II wojny światowej w polskich rodzinach. O tych czasach mówi się raz dużo, raz wcale. Myśli pan, że przyjdzie taki czas, kiedy w ogóle nie będzie się pamiętało?
Lepiej, żeby taki czas nie przyszedł. Wybaczenie nie zastępuje zapomnienia. Jeśli ktoś zapomni z czego to się wzięło, jak to wyglądało, kto był winien tego okrucieństwa, to staje się naiwny.

Nie pamiętać to znaczy nie mieć szacunku, nie mieć świadomości i nie potrafić wyciągać z tego wniosków. Wybaczać trzeba, bo to postawa konieczna dla chrześcijanina, która też pozwala łatwiej żyć. Jednak nie można zapomnieć.

Nie chciałbym, żeby młode pokolenia Polaków nie wiedziały, kto jest odpowiedzialny za wybuch wojny i co się wtedy działo. A Lubelszczyzna jest pełna miejsc będących przykładem okrutnych działań. Jak zbombardowany Lublin czy choćby Frampol - piękne miasto, które stało się celem ataków bombowych. Ważne jest nieuleganie modzie na zapominanie i poddawanie się narracji, że jacyś naziści najechali też Niemców - jak mówił na jednej z uroczystość burmistrz Ravensbrük, który dziękował Polakom za to, że wyzwolili jego miasto spod okupacji nazistowskiej. To typowe zakłamywanie historii nazistowskich Niemiec.

Nie ma pan wrażenia, że jest na świecie próba odwrócenia uwagi od tego, kto stał za wybuchem wojny?
To nie tylko próba, ale konsekwentny plan, realizowany od wielu lat i rozłożony na wiele lat. Jestem przekonany, że mamy do czynienia ze świadomym procesem, który np. Austriacy wykorzystali do tego aby wmówić światu, że Hitler był Niemcem i nie miał nic wspólnego z Austrią, a oni są ofiarami II wojny światowej. Przecież Hitler był mieszkańcem austriackiego Linz, a wielu gestapowców i esesmanów, jak choćby kat Warszawy Franz Kutschera, to byli właśnie Austriacy. Mamy do czynienia z sytuacją, w której Niemcy - co prawda mówią „to my, to my” - ale jednocześnie gdzieś w otoczeniu to my Polacy jesteśmy pokazywani jako autorzy obozów koncentracyjnych, szmalcownicy, antysemici, współautorzy Holocaustu. Pytanie tylko, po co się to dzieje? Dlaczego jakaś grupa szaleńców próbuje przeinaczyć historię?

Podejrzewa pan dlaczego tak się dzieje?
Nie wiem, mogę wyłącznie podejrzewać, że chodzi o pieniądze. No bo jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi zawsze o pieniądze - nie da się wyrwać pieniędzy od ofiary i dlatego z ofiary trzeba zrobić współsprawcę wybuchu II wojny światowej. Tylko to wydaje mi się logiczną, choć okrutną, przyczyną takich działań - procesu, który ma doprowadzić do uczynienia z Polaków współsprawców. Z narodu i państwa, które w wojnie straciło 6 mln obywateli, w tym ponad 3 mln Polaków narodowości żydowskiej, ale i blisko 3 mln obywateli narodowości polskiej.

Zapytam pana jako prawnika, czy mogliśmy umowami międzynarodowymi ustrzec się przed atakiem Niemiec a potem Rosji?

Wydaje mi się, że zrobiono wówczas wszystko, co można było. Wszystkie narzędzia, które istniały zostały wykorzystane. Zarówno pakt zawarty z Brytyjczykami w marcu 1939 r., jak i wcześniejsze porozumienia z Francją. Układy z tymi wówczas mocarstwami to było wszystko, co mogliśmy zrobić. Pamiętajmy, że byliśmy w tragicznym położeniu między dwoma największymi w historii świata totalitaryzmami. A do tego, byliśmy młodziutkim państwem, które dopiero wychodziło na prostą. I jeszcze zostaliśmy pozostawieni sami sobie, bo kredyty, które miały być przeznaczone na wzmocnienie polskiej armii w latach 30 XX w. nie zostały udzielone. Zawiodły także mniejszości narodowe mieszkające na obszarze Rzeczpospolitej - najdelikatniej rzecz ujmując, nie pomogli nam ani Polacy narodowości ukraińskiej, ani żadnej innej. Na pewno popełniono też wówczas wiele błędów jeśli chodzi np. o przygotowanie armii. Ale jeśli chodzi o traktaty międzynarodowe, to wydaje się, że zostało zrobione wszystko, co miało być zrobione. Nie przyniosło to jednak oczekiwanych efektów, bo samo wypowiedzenie wojny Niemcom przez Wielką Brytanię i Francję 3 września i ograniczenie się do zrzucania ulotek, to było kompletnie nic. Zostaliśmy w gruncie rzeczy zdradzeni przez naszych sojuszników, a tego przewidzieć się nie dało. Zresztą zdradzono nie tylko nas, ale całą Europę i dużą część świata. Gdyby bowiem powstrzymać Niemców na początku wojny w 1939 r., to uratowano by dziesiątki milionów istnień ludzkich.

Teraz po stronie rosyjskiej pojawiają się głosy - jak ministra spraw zagranicznych - że Pakt Ribbentrop-Mołotow był dla Związku Radzieckiego koniecznością. O co tu chodzi?
O to, co w przypadku Rosji jest stałe. To klasyczna narracja, którą Sowieci, a dziś Rosjanie stosują: „My jesteśmy najlepsi i wszystko, co robiliśmy czyniliśmy dla dobra narodu rosyjskiego. Nie mieliśmy wyjścia: podpisaliśmy pakt, musieliśmy zaatakować Polskę 17 września itd.” A w rzeczywistości Pakt Ribbentrop-Mołotow to była po prostu zdrada obliczona na czwarty rozbiór Polski. Teza, że ZSRR nie miał wyjścia nie broni się w obliczu tego, co działo się później podczas tej wojny. Co więcej, ten pakt sprawił, że 1 września wybuchła II wojna światowa. Gdyby go nie było, Niemcy nie odważyliby się na bezpośredni atak na wschód. Nie zrobiliby tego już we wrześniu 1939 roku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski