Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przybył do Lublina promować swoją płytę „Piękny instalator”. Marek Dyjak w Centrum Kultury

Michał Dybaczewski
Aleksandra Żołnacz
- Czuję tremę jak przed pierwszym koncertem w życiu – informował Marek Dyjak na facebookowym profilu kilka godzin przed piątkowym koncertem w Centrum Kultury. Powrót na scenę po półrocznej przerwie, za którą winę w całości ponosi COVID-19, wiązał się dla artysty przede wszystkim z obawą, jak poradzi sobie jego „aparatura śpiewnicza”. Obawa okazała się bezpodstawna, bo Dyjak był tego dnia – cytując klasyka – jak brzytwa.

Piątkowy wieczór należał do wyjątkowo upalnych, ciepłe powietrze szczelnie wypełniło przestrzeń Wirydarza CK. Do czasu, kilka minut po godz. 20 uderzyła fala potężnego tembru głosu skutecznie rozganiając gęstą zawiesinę, a także wszelkie wątpliwości co do wokalnej formy Dyjaka. Przybył on do Lublina promować swoją ostatnią płytę „Piękny instalator”. Utwór tytułowy mieliśmy okazję usłyszeć w wersji wulgarnej, czyli wolnej od cenzury. Wybrzmiała też „Piosenka na klęczkach” (tradycyjnie dedykowana matce), czy romantyczno-tragiczna „Miriam”. W porównaniu z wersjami znanymi z albumu zyskały one charakterny sznyt. Utwory z najnowszej płyty przeplatały się jednak z klasykami: „Piosenką w samą porę”, „Balladą szpitalną”, „Na krawędzi szkła”, „Modlitwą”, czy „Jednym szeptem”. Wystarczyło zamknąć oczy i słuchać by przenieść się w pulsujący intymnością świat Dyjaka.

Artyście na scenie towarzyszyli: Jerzy Małek (trąbka), Marek Tarnowski (pianino/akordeon), Michał Jaros (kontrabas) i Michał Bryndal (perkusja). Mieć do dyspozycji takich muzyków to i szczęście i zaszczyt. Kiedy Dyjak zszedł ze sceny na 10-minutowego „dymka” wykonali oni w wersji instrumentalnej „Jestem kamieniem” z repertuaru Kayah. W utworze tym, głównie za sprawą soundu i fraz generowanych przez trąbkę Jerzego Małka, pobrzmiewały echa westernowskiej muzyki Ennio Morricone. W połączeniu ze scenerią Wirydarza dało to niezwykły efekt. Piękne były też momenty, gdy instrumentarium zabierało nas w rejony soczystego, energetycznego jazzu.

Koncerty Dyjaka są z gatunku tych, które można kontemplować godzinami, każda uczta ma jednak swój koniec. Na deser dostaliśmy „Ostatnią niedzielę”, klasyk zyskujący, zdaniem Dyjaka, w obecnych niepewnych czasach nowego znaczenia. Na sam koniec wybrzmiał natomiast „Człowiek (Złota Ryba)”, piosenka, dla artysty wręcz autobiograficzna, bez której trudno wyobrazić sobie jego występ.
Z koncertu zadowolone wyszły obie strony: publiczność mogąca uczestniczyć w reglamentowanym wydarzeniu, a także artyści, którzy po półrocznych perturbacjach dostali szansę by przyjść do pracy i zaprezentować kunszt swojego rzemiosła.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski