Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ratownicy medyczni z Lublina mistrzami Polski

Marek Szymaniak
Dariusz Kowalski, Grzegorz Jastrząb, Paweł Kotłowski z pucharem za mistrzostwo Polski w ratownictwie
Dariusz Kowalski, Grzegorz Jastrząb, Paweł Kotłowski z pucharem za mistrzostwo Polski w ratownictwie Małgorzata Genca
Dariusz Kowalski, Paweł Kotłowski i Grzegorz Jastrząb zdobyli mistrzostwo Polski w ratownictwie medycznym - pisze Marek Szymaniak.

Ich życiową pasją jest ratowanie ludzkiego życia i zdrowia. Trzej studenci z lubelskiego Uniwersytetu Medycznego, jako drużyna, wygrali II Ogólnopolskie Zawody Uczelni Medycznych w Ratownictwie Medycznym, które pod koniec maja odbyły się w Krakowie.

Ekipa trzech żaków kończy właśnie trzeci rok studiów na kierunku ratownictwo medyczne. Ich przygoda z niesieniem pomocy drugiemu człowiekowi rozpoczęła się jednak dużo wcześniej. - Najpierw ukończyłem kurs młodszego ratownika WOPR. Byłem wówczas w ostatniej klasie szkoły średniej. Pomyślałem, że skoro już rozpocząłem ratownictwo wodne, to warto kontynuować naukę na studiach o pokrewnym kierunku. I wylądowałem na Uniwersytecie Medycznym - opowiada Dariusz Kowalski.

Przygoda z ratownictwem Pawła Kotłowskiego zaczęła się jeszcze wcześniej. Przed studiami skończył Medyczne Studium Zawodowe im. Stanisława Liebharta w Lublinie. - Tam przez dwa lata przygotowywałem się do tego zawodu. Po ukończeniu studium na dwa lata wyjechałem do Wielkiej Brytanii. Na emigracji pracowałem fizycznie, co mnie nie satysfakcjonowało. Wtedy zdecydowałem, że będę się starał o przyjęcie na studia na swoim ulubionym kierunku - wspomina Paweł Kotłowski.

Podobną drogę przebył Grzegorz Jastrząb, kapitan drużyny, który również uczył się w studium medycznym. - Chciałem rozwijać się dalej, bo medycyna to ciekawy zawód. Ale ratownictwo jest bardziej dynamicznym zajęciem. Nie robimy codziennie tego samego. Pracujemy w dzień i w nocy, w mieście i w lesie, wszędzie - mówi Grzegorz Jastrząb.

Lubelska ekipa podczas krakowskich zawodów pokonała 16 innych drużyn. Przygotowania do rywalizacji trwały trzy miesiące. - Hobby czy życie towarzyskie, wszystko co robiliśmy do tej pory, zeszło na drugi plan. Każdą wolną chwilę spędzałem z książką albo na wspólnych ćwiczeniach. Dużo czasu pracowaliśmy z ratownikami, którzy już startowali w podobnych zawodach. To codzienna i żmudna praca - mówi Dariusz Kowalski.

- Początki nie były łatwe. Wiadomo, gdy się ciężko pracuje, to pojawiają się emocje. Trzeba było podjąć decyzję, kto na jakim stanowisku będzie brał udział w rywalizacji. Były więc delikatne spięcia, które udawało nam się rozładowywać. Kiedy ustały nerwy i ustaliliśmy, kto jaką funkcję pełni, skupiliśmy się już tylko na pracy - dodaje Paweł Kotłowski.

W czasie zawodów każda drużyna musiała wystartować w siedmiu konkurencjach. Każda z nich trwała 10 minut. Trzy odbyły się rano, trzy w nocy i jedna kolejnego dnia rywalizacji. Większość zadań zorganizowano w plenerze, np. w parku czy nocą w lesie. Jednym z zadań, z którym zmierzyła się lubelska ekipa, był przypadek wstrząsu anafilaktycznego. Zdarzenie miało miejsce w ogrodzie botanicznym w Krakowie. - Dostaliśmy trzy zdania opisu: "Młody mężczyzna. Leży. Słaby kontakt z poszkodowanym". Po początkowej ocenie miejsca zdarzenia, jeden z nas zbiera wywiad od świadka zdarzenia, a dwóch pozostałych zajmuje się chorym. Mierzymy parametry życiowe, tętno, oddech i już wiemy, w jaką stronę się ukierunkować. Dokładny wywiad pozwala nam odróżnić, czy to anafilaksja, czy np. zawał serca - opowiada Dariusz Kowalski.

- Nasze działania skupiały się na zabezpieczeniu pacjenta krążeniowo i oddechowo. Mieliśmy dwie minuty na pomiary parametrów życiowych i zebranie dokładnego wywiadu chorobowego. Potem wiedzieliśmy już, co zrobić, aby wdrożyć leczenie. Podczas walki z ciężką reakcją uczuleniową należało podać 0,5 mg adrenaliny domięśniowo. Trzeba było to zrobić nie później niż do 5. minuty akcji. Jeżeli przekroczylibyśmy ten czas, pacjent przeszedłby w stan nagłego zatrzymania krążenia na wskutek hipoksji (niedotlenienia organizmu). Był to błąd krytyczny - tłumaczy Kotłowski.
Ratownik medyczny to fach dla mocnych charakterów. Musi cechować się spostrzegawczością i błyskawicznie podejmować dobre decyzje. Nie ma miejsca na pomyłki, bo błędy oznaczają śmierć.

- Ważne jest chłodne podejście do sytuacji i obiektywność. Tego nie można się nauczyć w szkole. To przychodzi z czasem. Im większą ratownik posiada wiedzę typowo medyczną, tym lepiej reaguje na miejscu zdarzenia - przekonuje Kotłowski. Ratownik w czasie pracy widzi i słyszy rzeczy, z którymi ciężko sobie poradzić emocjonalnie. - Dlatego musimy być opanowani. Nie zawsze musi-my w pierwszej kolejności pomóc osobie, która najwięcej krzyczy. Trzeba być też stanowczym, aby umieć powiedzieć takiej osobie, że udzielimy jej pomocy, ale za chwilę, bo obok czekają mocniej ranne osoby - dodaje Jastrząb.

To zawód bardzo obciążony czynnikami fizycznymi, ale i psychicznymi. Ważne są mobilizacja i profesjonalizm. Stres nie może wpływać na jakoś wykonywanej pracy. - Niektórzy radzą sobie przez kontakt z rodziną. Inni uciekają w używki. Nie chcę mówić, że po jakimś czasie wszyscy ratownicy będą alkoholikami, ale to zawsze odbija się na zdrowiu. Członkowie zespołów ratowniczych mają najczęstszy kontakt z tragicznymi w skutkach zdarzeniami i niejednokrotnie życie poszkodowanych leży w naszych rękach. Dlatego życzyłbym sobie i wszystkim ratownikom w Polsce, aby powstały centra pomocy psychologicznej dla grup zawodowych obarczonych tego typu stresem - mówi Paweł Kotłowski.

- Najważniejsze, aby nigdy nie stracić empatii - twierdzi Paweł Kotłowski i dodaje, że ratownicy pracują do 65. roku życia. Choć to prawie niemożliwe, aby w tym wieku działać sprawnie, szybko i efektywnie. Dobrze.

Czego życzyliby sobie przy-szli ratownicy medyczni?

- Poszanowania naszej pracy przez ludzi. Zdarzają się sytuacje, że karetka pogotowia jest traktowana jak taksówka, która dowozi receptę na ból głowy. Wtedy może tej najważniejszej pomocy zabraknąć - twierdzi Grzegorz Jastrząb.

Jak udzielić pierwszej pomocy?

Początkowej oceny stanu nieprzytomnej osoby dokonujemy wzrokiem. Sprawdzamy np. czy nie ma silnych krwawień. Następnie należy udrożnić drogi oddechowe, odginając głowę ku tyłowi i sprawdzić, czy osoba poszkodowana oddycha. Gdy nie oddycha, trzeba szybko wezwać Zespół Ratownictwa Medycznego i rozpocząć resuscytację krążeniowo-oddechową. Układamy ręce na środku klatki piersiowej i uciskamy 30 razy na głębokość 5-6 cm. Po sekwencji ucisków należy wykonać dwa wdechy i cały ten cykl powtarzać aż do momentu przybycia specjalistów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski