O tak, współczesna muzyka elektroakustyczna nie ma lekko z masowym odbiorcą.
Mimo to na miejscu okazało się, że tych "nie niszowych odbiorców" jest całkiem sporo. Na sali brakowało miejsc siedzących. Nie wiem, czy wszyscy słuchacze przyszli w tym samy celu, co ja (podejrzewam, że wielu z nich chciało zobaczyć swoich kolegów i koleżanki ze Szkoły Muzycznej im. Lipińskiego na scenie). Wiem, że ja przyszedłem, by dać się zaskoczyć. Tego oczekuję od współczesnej muzyki. Chcę usłyszeć nowe dźwięki, które nie skojarzą się z niczym zasłyszanym wcześniej, harmonie łamiące wszelkie przyjęte kanony, rytmy nie będące kalką tych z jazzu, popu, czy rocka. Zawsze w takich przypadkach mam nadzieję poddać testowi własne przyzwyczajenia: dotyczące "radiowego" czasu trwania utworu, jego przejrzystej struktury, instrumentarium.
I zawsze mam nadzieję czegoś nie zrozumieć.
Pierwszy koncert, z udziałem Krzysztofa Knittla i uczniów szkoły muzycznej "przetestował mnie" w stopniu zadowalającym. Najpierw kompozytor dyrygował młodym ansamblem obsługującym odbiorniki radiowe. Przeskakiwanie po falach eteru i zmiana głośności poszczególnych sekcji dawała komiczną momentami magmę treści i brzmień- a to trafił się najnowszy przebój dyskotek, a to gadające głowy.
Potem grupa przesiadła się na klasyczny zestaw instrumentów, choć nieklasycznie wykorzystywanych. Dołączył do niej Knittel produkując trzaski, szumy i drony (stojące, wibrujące dźwięki) za pomocą aparatury na podczerwień, podłączonej do kontrolera MIDI. Wymachując dłońmi nad czujnikami podczerwieni wyglądał raczej na szamana, niż artystę. Muzyka narastała, by urwać się w pół słowa, atakowała zgiełkiem i cofała się, niczym przestraszona. Wydawała się niemal osobnym, żywym tworem, poza kontrolą muzyków.
Następny w kolejności miał być wspólny występ Francuza eRikma i Niemca dieb13. Niestety, ten pierwszy wywrócił się na skuterze w drodze na lotnisko i do Polski nie dotarł. Rad, nie rad dieb13 zaserwował więc solowy koncert na gramofonach (później dołączył do niego Knittel), wykorzystując w nim wszelkie dostępne rodzaje nagrań, od szumu spuszczanej w sedesie wody, przez przemówienia, po winyle z hitami. To estetyka tzw. plądrofonii, muzycznego kolażu, sprecyzowana przez Johna Oswalda już w latach 80..
I w tym problem: koncert dieb13 nie był specjalnie zajmujący (a w każdym razie, jeśli słyszało się wcześniej jakieś inne plądrofoniczne dzieła), ani - w XXI wieku - odkrywczy. A przecież patron wydarzenia, kompozytor John Cage mawiał: "Nie rozumiem, dlaczego ludzie boją się nowych pomysłów, ja boję się starych".
Nasze serwisy:
Serwis gospodarczy - Wybierz Lublin
Serwis turystyczny - Perły i Perełki Lubelszczyzny
Serwis dla fanów spottingu i lotnictwa - Samoloty nad Lubelszczyzną
Miasto widziane z samolotu - Lublin z lotu ptaka
Nasze filmy - Puls Polski
Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?