18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sagi Lubelszczyzny: Historia Wincentego Pędowskiego (ZDJĘCIA)

Marcin Jaszak
Sagi Lubelszczyzny: Historia Wincentego Pędowskiego
Sagi Lubelszczyzny: Historia Wincentego Pędowskiego Archiwum Jerzego Pędowskiego
Czasami wystarczy otworzyć rodzinny album i przypomnieć sobie rodzinne przekazy. Z Jerzym Pędowskim, o pradziadku Wincentym, ulubionym rowerze dziadka Ignacego i Polsce dziadka Konstantego rozmawia Marcin Jaszak.

Imponujący album. Samochody, motocykle, kajaki, żaglówki i mężczyźni w mundurach. Tylko pięknych kobiet na tych zdjęciach brakuje.
O kobietach nic nie wiem. Moja wszelka wiedza na temat pradziadka Wincentego Barszczewskiego, dziadka mojego ojca, to strzępki przekazów rodzinnych, które prawie siłą były wyciągnięte od mojej prababci Heleny, żony Wincentego. Po jego śmierci Helena zniszczyła większość dokumentów związanych z nim i niewiele opowiadała. Może się bała, a może po prostu chciała zapomnieć o złych czasach, bo swoje przeżyła. Wincenty zaraz po II wojnie trafił do więzienia we Wronkach. Na początku został skazany na karę śmierci, którą potem zmieniono na dożywocie. W 1949 roku objęła go amnestia i na wiosnę wrócił do domu. Pół roku później zmarł.

Jednak życie miał ciekawe. Lata trzydzieste, a na każdym zdjęciu pan Wincenty przy innym samochodzie.
Urodził się w 1895 roku w Baranowiczach. Wówczas to było jeszcze miasto polskie w województwie nowogródzkim. Później przyjechał do Lublina i prawdopodobnie tu poznał Helenę. Mieszkali przy ulicy Żelaznej. Całe swoje życie poświęcił wojsku. Kiedy przeglądałem zdjęcia, naliczyłem osiem rodzajów mundurów wojska polskiego. Swoją karierę wojskową zakończył w randze podporucznika. Wiem, również z przekazów rodzinnych, że był wybitnym strzelcem. Kiedy organizowano zawody strzeleckie, zazwyczaj przychodził rozkaz, żeby Barszczewskiego na zawody nie posyłać, bo wiadomo, że wygra i jakiekolwiek zakłady nie będą miały sensu.

Interesują mnie te samochody. W tamtych czasach to rzadkość.
A dla Wincentego, można powiedzieć, były codziennością. Służył w jednostce zmechanizowanej, był mechanikiem i instruktorem jazdy. O, tu mamy zdjęcie z podpisem: rezerwa szkoły kierowców kadry 2 baonu samochodów w Lublinie, 1935 rok. A tu z kolei Wincenty podczas jakiejś wizytacji w warsztatach samochodowych. Do warsztatów przyjeżdżały limuzyny dygnitarzy, które Wincenty naprawiał. Często też robił renowacje wnętrz tych aut. Babcia Jadwiga Barszczewska, później Pędowska, jego córka, opowiadała, choć nie pamiętała jakie były marki tych samochodów, o skórzanych kanapach, pięknych drewnianych wykończeniach czy półeczkach, na których stały kryształowe karafki.

Jak widzę, nie tylko naprawiał te samochody. Morskie Oko, nadmorska plaża, a tu jeszcze inny krajobraz i Barszczewski przy aucie.
Nie wiem na jakich zasadach, ale podróżował po Polsce tymi samochodami i motocyklami. Zobacz zdjęcie znad morza. Jedno z nielicznych zdjęć, gdzie pradziadek jest w cywilnym stroju. Żeby móc zdjąć mundur, musiał przed wyjazdem pisać podanie do dowódcy, aby uzyskać zgodę na chodzenie po cywilnemu. Często się nad tym zastanawiam, że kiedyś zawodowy żołnierz nosił mundur zawsze. Dziś mundur traktowany jest jedynie jako strój służbowy.

A te kajaki to pewnie zdjęcia i historia innego przodka?
Nie. To kolejna pasja Wincentego. Budował kajaki i żaglówki. W tamtych czasach Bystrzyca była dobrze zagospodarowana i pływało po niej dużo kajaków. Pradziadek konstruował te kajaki prawdopodobnie przy jakiejś wojskowej przystani. Mam nawet jego odznaczenie za najlepiej zbudowany kajak dwuosobowy. Jak widać, nie poprzestawał na kajakach. Tu zdjęcie zbudowanej przez niego żaglówki pływającej po jakimś większym akwenie.

Samochody, kajaki i wielka pasja. Ale tu widzę jakąś budę zaprzężoną w konie.
To zdjęcie z lat okupacji. Wincenty po demobilizacji w 1939 roku zajął się budą. Tak się w rodzinie mówiło na wóz pocztowy. To przerobiona sanitarka wojskowa z odciętą kabiną. Woził listy i przesyłki na trasie Lublin - Bełżyce. Ale przewoził nie tylko to. Przy okazji pomagał partyzantom i organizacjom podziemnym. Właśnie za tę działalność trafił później do Wronek.

Wincenty jeździł na rowerze?
Nie. To z kolei zdjęcie dziadka Ignacego Szyszki, ojca mojej mamy Teresy. Ignacy był zapalonym rowerzystą. Wciąż coś udoskonalał i poprawiał w swoich rowerach. Miał ulubione siodełko, które wyjmował, kiedy sprzedawał rower i przekładał je do następnego. Mama wspominała, że dzięki pasji dziadka już jako pięcioletnie dziecko nauczyła się jeździć na damce, choć pod ramą nigdy nie jeździła. Ignacy szczycił się tym, że zawsze jeździł po linii prostej. Nawet, kiedy trochę wypił, to jechał prosto aż na swoje podwórko. Tam zsiadał z roweru i już tak prosto nie udawało mu się dalej iść. Był kowalem w Przybysławicach. Właśnie stamtąd dojeżdżał na rowerze do Lublina. Tak kochał te rowery, że kiedy sąsiad przyszedł pożyczyć rower, dziadek odmówił. Stwierdził, że dopracował go i dopasował do siebie, więc nikomu nie może pozwolić, aby na nim jeździł. Niestety, zaraz po tym w nocy przyszli do niego jacyś pseudopartyzanci i razem z innymi rzeczami zabrali mu ten idealny rower. Mama opowiadała też, że dziadek pracował cały tydzień, a w niedzielę zamykał się w kuźni, aby pucować, ustawiać i udoskonalać swoje cacko. Jeździł na rowerze jeszcze, kiedy miał 80 lat. Później stwierdził, że ma dosyć i kupił sobie moto-rower.

To może jakiś rower został Ci po dziadku?
Rower, niestety, nie. Z jego kuźni wytaszczyłem jednak kowadło. To nie tylko pamiątka po nim, ale też moja pasja. W pewnym momencie postanowiłem kontynuować tradycje rodzinne i założyłem kuźnię. Dopiero to rozkręcam, postaram się jednak być godnym następcą Ignacego.

Zdjęcia z parku Czartoryskich w Puławach. Tam też jeździł Ignacy?
Nie. To pamiątki po Wincentym. W albumie jest wiele jego zdjęć z Puław. Niestety, nie wiem co tam robił. Ale w Pu-ławach mieszkał mój drugi dziadek Konstanty Pędowski. Urodził się w 1920 roku i za-raz po tym jego rodzina wyjechała do Francji "za chlebem". Tam jego ojciec pracował jako górnik. Konstanty skończył we Francji studia chemiczne i w 1948 roku wrócił do Polski.

Źle mu tam było?
No właśnie. Żartujemy czasami, że wrócił tu ze względów politycznych. Uwierzył propagandzie, że jest dobrze, że demokracja i tym podobne. Wracał więc do tej "dobrej Polski". Pracował jako inżynier w za-kładach chemicznych w Oświęcimiu, później w Czechowicach-Dziedzicach, na koniec trafił do zakładów azotowych w Puławach. Pracował tam jako inżynier ds. rozwoju. To historie związane z tym albumem. Może nie są arcyciekawe, ale dla mnie bardzo istotne. W końcu to moi przodkowie i od każdego coś przejąłem.

Kowadło i pasję po Ignacym. A po Wincentym i Konstantym?
Po Wincentym upodobania militarne. Swego czasu bawiłem się trochę w rekonstrukcje walk rycerskich. Dziś nie starcza mi na to czasu. Ale jak widzisz, mam trochę tego militarnego żelastwa w domu. A po Konstantym. Ha, ha. Może mi została ta wiara w "dobrą Polskę".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski