"Nie daj Boże umrzeć"
Komu umrze domownik, ten musi być gotowym na akcję rodem z filmów Barei i odsyłanie od Annasza do Kajfasza.
- Nie daj Boże umrzeć w dzielnicy Głusk! - czytamy na jednej z lubelskich grup na Facebooku. - Wczoraj o 6.30 przyszedł sąsiad z prośbą o wykonanie telefonu na pogotowie, bo zmarł domownik. Dyspozytor poinformował mnie, że lekarz nie przyjeżdża stwierdzać zgonu, podał numer telefonu do sanitariusza. Sanitariusz za to polecił, żeby poczekać do 8 rano i zadzwonić do najbliższej przychodni lekarza rodzinnego, który przyjedzie i stwierdzi zgon. O 8 grzecznie wykonaliśmy telefon do przychodni. Pani z rejestracji powiedziała, że zmarły nie jest do nich zapisany, dlatego lekarz rodzinny nie przyjedzie i mam zadzwonić na pogotowie. Ponownie zadzwoniłam na pogotowie, opowiedziałam od początku historię i usłyszałam, że lekarz rodzinny ma obowiązek przyjechać i stwierdzić zgon niezależnie czy zmarły jest zapisany do przychodni czy nie. Poprosiłam, żeby dyspozytor poczekał na linii i z drugiego telefonu zadzwoniłam ponownie do przychodni. Pani z rejestracji zaczęła sapać i wzdychać i poinformowała, że lekarz rodzinny nie przyjedzie bo nie chce brać odpowiedzialności, jakby coś się stało. Pan z pogotowia na głośnomówiącym zripostował, że lekarz ma obowiązek przyjazdu, bo nie ma rejonizacji. Recepcjonistka ucięła, że nie przyjedzie, a na prośbę o imię i nazwisko właściciela przychodni rzuciła słuchawką. Pan z pogotowia poradził mi, żebym w takim razie zadzwoniła na policję. Zrobiłam to, powiedzieli ze oni się tym nie zajmują i żebym dzwoniła do prokuratury. W prokuraturze pani zasugerowała wykonanie telefonu na komisariat, zadzwoniłam, a oni stwierdzili, że to nie ich obowiązek, ale przyjadą. Po prawie 3 godzinach i wykonaniu niezliczonej ilości telefonów łaskawie ktoś przyjechał, żeby stwierdzić zgon. To po prostu niepoważne, tak traktować człowieka!
W świetle ustawy... nic nie wiadomo
Przerzucanie się odpowiedzialnością i odsyłanie od Annasza do Kajfasza w tak stresującej sytuacji, jaką jest śmierć domownika nie nastraja pozytywnie. Chcąc dowiedzieć się jak z prawnego punktu widzenia wygląda ta sytuacja sięgnęliśmy do dziennika ustaw, a konkretnie Dz.U.2023.887, którego artykuł 11 do ustalania zgonu i jego przyczyn deleguje "lekarza leczącego chorego w ostatniej chorobie albo kierownika zespołu ratownictwa medycznego, jeżeli zgon nastąpił w trakcie akcji medycznej". Ponadto, w razie niemożności dopełnienia tego przepisu "stwierdzenie zgonu i jego przyczyny powinno nastąpić w drodze oględzin dokonywanych przez lekarza lub w razie jego braku przez inną osobę, powołaną do tej czynności przez właściwego starostę przy czym koszty tych oględzin i wystawionego świadectwa nie mogą obciążać rodziny zmarłego.".
"Przepisy są jasne, ale zupełnie nieżyciowe"
Kto może być taką osobą powołaną przez starostę? Mowa o koronerze, dobrze nam znanym z amerykańskich filmów sensacyjnych, a w istocie instytucji stanowiącej bardzo zgrabne wyjście z tej sytuacji. W przybliżeniu termin ten oznacza po prostu lekarza medycyny sądowej lub biegłego, który zajmuje się wyłącznie zgonami, stwierdzaniem czasu i ich przyczyn.
- Wielokrotnie zabiegaliśmy u prezydenta miasta (Lublin jest miastem na prawach powiatu, więc rolę starosty pełni prezydent, przyp. red.) o powołanie takiego koronera, niestety bezskutecznie - mówi dr Tomasz Zieliński, wiceprezes Federacji Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia „Porozumienie Zielonogórskie”. - Przepisy są jasne, ale zupełnie nieżyciowe - zwłoki, do których należy przyjechać mają znajdować się nie dalej niż 4 km od miejsca zamieszkania lekarza, cała "akcja" ma nie zająć więcej niż 12 godzin. W rezultacie ofiarą staje się tutaj i rodzina, która dosłownie żebrze u lekarzy, żeby przyjechali stwierdzić zgon po kilkadziesiąt kilometrów, i lekarze, którzy robią to albo w wolnym czasie, albo w godzinach swojej pracy kosztem żywych stojących w kolejce. Od niedawna, dosłownie kilku miesięcy uprawnienie do wydania aktu zgonu mają także kierownicy zespołów ratowniczych, ale niestety rzadko z nich korzystają.
Z trumną pod przychodnię
W praktyce to wygląda naprawdę niewesoło i dla jednej, i dla drugiej strony, o czym opowiedziała nam anonimowo lekarka POZ z jednej z lubelskich przychodni rodzinnych.
- Od lat trwają na tle tego impasu prawdziwe awantury. NFZ nie płaci za świadczenia dla osób zmarłych, zgony stwierdza się więc wychodząc z przychodni w godzinach pracy, bo przecież nie można tego zrobić bez oględzin - tłumaczy. - Rzeczywiście często lekarzem, który jako ostatni widział pacjenta jest jego lekarz rodzinny, ale w przypadku śmierci w domu naprawdę ciężko to ustalić. Robimy to właściwie grzecznościowo, żeby dobrze żyć z pacjentami i ułatwić im tą trudną sytuację. Czasy, w których zwłoki przebywają w domu aż do pogrzebu już dawno się skończyły. Ludzie nie czekając na lekarza wzywają zakład pogrzebowy nie dysponując niczym, albo tylko kartką od ratownika medycznego, że odstąpiono od czynności i pacjent zmarł, która de facto aktem zgonu nie jest. Była kilka lat temu sytuacja w jednej z przychodni tu, w Lublinie, że ktoś podjechał karawanem z trumną do lekarza, żeby ten dopiero wtedy stwierdził zgon...
Jest jeszcze jedna strategia "pozbycia się" zmarłego domownika w miarę szybko - oszukać pogotowie, co niestety również się zdarza.
- W szczególności rodziny osób starszych czy w stanie terminalnym próbują udawać, że się "przewrócił i nie rusza". A my naprawdę widzimy, czy to prawda czy nie. Może się to skończyć mandatem za nieuzasadnione wezwanie albo nawet postępowaniem karnym - tłumaczy nam anonimowo ratownik medyczny.
Jak udało nam się ustalić, za powołanie koronerów w Lublinie odpowiadałby Lubelski Urząd Wojewódzki, z którym w tej sprawie się skontaktowaliśmy. Z odpowiedzi wynika, że zadania wojewody w zakresie powoływania tzw. lekarzy koronerów, dotyczyły wyłącznie stwierdzenia zgonów osób podejrzanych o zakażenie wirusem SARS-CoV-2 albo zakażonych tym wirusem poza szpitalem i wynikały z przepisów dotyczących sytuacji kryzysowych, które utraciły moc z dniem 5 stycznia 2023 r. Odwołano się do wyżej przytoczonego fragmentu z dziennika ustaw.
Na stronie Rządowego Centrum Legislacji został zamieszczony do konsultacji projekt ustawy o stwierdzaniu, dokumentowaniu i rejestracji zgonów. Przepisy tej ustawy mają zastąpić obowiązujące obecnie regulacje. Projekt przewiduje m.in., że osobą uprawnioną do stwierdzania zgonu może być także lekarz, z którym zostanie zawarta przez wojewodę umowa o wykonywanie czynności koronera na danym obszarze.
- Obecnie, obowiązujące dotychczas przepisy nie zostały zmienione, w związku z tym wojewoda nie posiada ustawowych uprawnień do powoływania lekarzy do stwierdzania zgonów - czytamy w odpowiedzi.
Z powyższych informacji wynika, że dopóki ustawa nie zostanie przegłosowana, to nadal osobą odpowiedzialną za ewentualne powołanie koronera pozostaje starosta powiatu, czyli w przypadku Lublina prezydent. Do tematu wrócimy.
- Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej im. św. Jana z Dukli obchodzi 70-lecie istnienia
- LSM na starych zdjęciach. Ta historia zaczęła się od trzech bloków. Zobacz fotografie
- Za nami pierwsza edycja festiwalu mangi i anime Akira w DK Czechów. Zobacz zdjęcia
- Mali hokeiści walczyli na Icemanii w zawodach "Czerkawski Cup". Zobacz zdjęcia
- Ona i on, niebo i grom, losów ciągła zmienność. Targi ślubne trwają. Zobacz zdjęcia
- Żurawie pofrunęły do laureatów. Kto je odebrał? Zobacz zdjęcia z gali
Polski smog najbardziej szkodzi kobietom!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?