Do sytuacji doszło dzień przed Wigilią. O godz. 21.30 na SOR przy Kraśnickiej zgłosiła się matka z 14-letnią córką, u której wystąpił krwotok z nosa.
- Nie byliśmy w stanie opanować go sami w domu. Z uwagi na fakt, iż mieszkamy niedaleko, sądziliśmy, że tę pomoc nasza córka otrzyma w tym szpitalu. Kierowaliśmy się powagą sytuacji i olbrzymią ilością krwi, jaką traciła z minuty na minutę. Kobieta i mężczyzna w rejestracji SOR, z którymi miałyśmy pierwszy kontakt, nie podnosząc się z krzeseł od razu stwierdzili, że dziecko jest niepełnoletnie i nie mogą pomóc, ponieważ NFZ nie zapłaci im za tę poradę. Stwierdzili, że mamy udać się do szpitala dziecięcego w Lublinie - relacjonuje matka.
I dodaje, że tam natychmiast dziewczynka została przyjęta na oddział laryngologiczny. Matka ma pretensje m.in. o to, że o udzieleniu pomocy decydują „osoby z okienka”, a nie lekarz.
- Dlaczego tak duża jednostka zdrowia, jaką jest szpital przy al. Kraśnickiej, traktuje przedmiotowo pacjentów? Gdzie zasada ratować bez względu na wiek - pyta matka.
Zdaniem dyrekcji szpitala przy Kraśnickiej sytuacja wyglądała nieco inaczej, niż przedstawiła ją matka 14-latki.
- W rejestracji SOR pojawiła się matka z dzieckiem, które miało krwawienie z nosa i zażądała hospitalizacji ze względu na to, że dziewczynka była wcześniej leczona laryngologicznie. Rejestratorka stwierdziła, że krwawienie nie było na tyle silne, żeby pacjentka nie mogła pojechać na SOR w szpitalu dziecięcym. Nawet chciała zaoferować jej transport karetką - odpowiada lek. med. Andrzej Ciołko, rzecznik prasowy szpitala przy al. Kraśnickiej.
I tłumaczy, że chodzi m.in. o to, że sprzęt na oddziale laryngologicznym nie jest przystosowany do leczenia dzieci, dlatego przyjmują dopiero osoby powyżej 16 roku życia.
- Zaznaczam, że gdyby to była sytuacja zagrażająca życiu, to na pewno dziecku zostałaby u nas udzielona pomoc medyczna. Mimo że tak nie było, to jednak rejestratorka zadzwoniła do dyżurnego laryngologa i gdy oczekiwała na połączenie, matka z dzieckiem opuściły szpitalny oddział ratunkowy. W efekcie tego nie doszło do konsultacji z lekarzem - relacjonuje rzecznik szpitala.
Dyrekcja i rzecznik praw pacjenta z al. Kraśnickiej zajmują się wyjaśnieniem sprawy. Zostały już przeprowadzone rozmowy z rejestratorką i ratownikiem medycznym, którzy mieli tego dnia dyżur w SOR-ze.
Lubelski NFZ potwierdza, że 31 grudnia wpłynęła skarga dotycząca przedstawionego zdarzenia i aktualnie jest ona przedmiotem postępowania wyjaśniającego.
NFZ podkreśla, że szpital nie może odmówić udzielenia świadczenia zdrowotnego osobie, która potrzebuje natychmiastowej pomocy ze względu na stan nagły czy stan zagrożenia życia lub zdrowia.
- Każdy pacjent znajdujący się w stanie nagłym, który zgłosi się do SOR, powinien zostać zbadany i otrzymać konieczne świadczenia zdrowotne - wyjaśnia Małgorzata Bartoszek, rzecznik lubelskiego NFZ.
I zaznacza, że dopiero po dokonaniu oceny stanu zdrowia i jego zabezpieczeniu lekarz SOR podejmuje decyzję o ewentualnym przekazaniu osoby na specjalistyczny oddział lub wskazuje dalszy sposób postępowania.
- Np. przekazanie pacjenta do innego szpitala, zapewniając mu transport, lub kieruje na dalsze leczenie ambulatoryjne - dodaje Bartoszek.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?