Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Staszica: Z powodu remontu matki są oddzielane od dzieci

FAJ
To w jaki sposób szpital przy ul. Staszica w Lublinie traktuje świeżo upieczone matki zakrawa o pomstę do nieba - skarży się nasza Czytelniczka w mailu, który przyszedł do redakcji. Jej zdaniem, wszystko przez ciągnący się od połowy października ubiegłego roku gruntowny remont Kliniki Położnictwa i Patologii Ciąży.

- Kobiety są wysyłane do domów już dwie doby po porodzie. Ich niemowlęta zostają na oddziale, a obolałe matki dojeżdżają tylko na ich karmienie, średnio 4-5 razy dziennie - skarży się nasza Czytelniczka.

Poród w domu - możliwy, ale płatny

Najgorzej mają te spoza Lublina. By oszczędzić czas i zregenerować siły, koczują w szpitalu parę godzin - opowiada. Zastrzeżenia budzą też warunki, w których mamy muszą karmić. - Ciasny pokoik, brak siedzeń. Kobiety czekając na swoją kolej, tłoczą się w wąskim korytarzu - wylicza.

Szpital zapewnia, że ciężarne, które zgłaszają się na ul. Staszica, są informowane o "okresowym pogorszeniu warunków lokalowych". - I wyrażają na to zgodę - twierdzi Magdalena Mazur z SPSK nr 1. Dodaje też, że lekarze i pielęgniarki starają się otoczyć pacjentki jak najlepszą opieką. - Niestety, bywa i tak, że czas remontu rzutuje na ich bardzo subiektywne odczucia.

Lublin: szkoły rodzenia przeżywają oblężenie

Szpital przy ul. Staszica już raz musiał się tłumaczyć z remontu porodówki - przed wojewodą. Pod koniec listopada ub. roku alarmowaliśmy, że dwie z czterech porodówek w Lublinie są w trakcie modernizacji, na oddziałach jest tłok, a pacjentki są odsyłane od szpitala do szpitala. - Dyrekcja placówki zapewniła nas wtedy, że remont nie zakłócił funkcjonowania oddziału. Z opinii woj. konsultanta ds. położnictwa i ginekologii wynikało, że oddziały są za-tłoczone głównie dlatego, że na Lubelszczyźnie rodzi się coraz więcej dzieci - mówi Rafał Przech z biura prasowego Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego.

Coraz więcej dzieci rodzi się przez "cesarkę"

Aż 7 tys. 544 - tyle porodów przez cesarskie cięcie przeprowadzili w ubiegłym roku lekarze z naszego regionu. To o ponad 1,4 tys. więcej niż jeszcze sześć lat temu. Liczba tzw. cesarek rośnie z roku na rok. Ale, jak podkreślają specjaliści, wcale nie dlatego, że kobiety boją się rodzić naturalnie.

- Takie przypadki zdarzają się sporadycznie, raz, może dwa razy do roku. Jeśli nie ma przeciwwskazań medycznych, namawiamy kobiety do porodu siłami natury - mówi prof. Jan Oleszczuk, wojewódzki konsultant ds. położnictwa i ginekologii, szef Kliniki Położnictwa i Perinatologii szpitala klinicznego nr 4 w Lublinie. - Bo z punktu widzenia medycyny, cesarskie cięcie jest potrzebne tylko wtedy, kiedy normalny poród stanowi zagrożenie dla życia matki lub dziecka - wyjaśnia.

Takie zagrożone ciąże to właśnie główny powód rosnącej liczby "cesarek". - Kiedyś tzw. ciąże wysokiego i średniego ryzyka stanowiły w sumie 15 proc. wszystkich ciąż. Dziś ta liczba jest znacznie większa. Z najnowszych danych wynika, że tylko 28 proc. wszystkich ciąż to ciąże niezagrożone - tłumaczy prof. Oleszczuk. Powodów jest wiele. - Przede wszystkim, dzieci rodzą coraz starsze panie. Niepokojąco rośnie liczba kobiet, które decydują się na ciąże po 30. roku życia. Taka późna ciąża prowadzi często do powikłań, np. wad rozwojowych płodu lub zaburzeń łożyska - wyjaśnia

Na porodówkach w Lublinie brakuje wolnych miejsc

W SPSK nr 4 lekarze przeprowadzają średnio kilkanaście zabiegów cesarskiego cięcia tygodniowo. - U nas 30 proc. porodów odbywa się w ten sposób - dodaje dr Maria Bożenna Wawrzycka, ordynator porodówki w szpitalu im. Jana Bożego w Lublinie.

- Dziś mamy lepszy sprzęt diagnozujący stany zagrożenia płodu, możemy wcześniej interweniować, stąd też większa liczba cesarskich cięć - uważa prof. Oleszczuk. - Poza tym, lekarze wolą nie ryzykować. Jeśli są choćby najmniejsze przeciwwskazania do normalnego porodu, wybierają cesarskie cięcie, m.in. dlatego, żeby potem nie usłyszeć zarzutów, że nie zrobili "cesarki", albo zdecydowali się na zabieg za późno i doszło do nieszczęścia - dodaje Jacek Solarz, dyr. szpitala im. Jana Bożego, niepraktykujący ginekolog.

Z danych Departamentu Badań Demograficznych GUS, w Polsce za pomocą cesarskiego cięcia przyszło ostatnio na świat aż 34 proc. maluchów. Tymczasem według zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia jedynie 15 proc. wszystkich porodów powinno się kończyć takim zabiegiem. W bogatych krajach Europy i Ameryki Północnej w ten sposób rodzi się do 30 proc. dzieci. Światowi rekordziści to Brazylia, Indie i Tajlandia (40-48 proc.).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski