Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr Muzyczny w Lublinie „Koncertem Sylwestrowym" pożegnał 2014 rok (ZDJĘCIA)

Andrzej Z. Kowalczyk
Magdalena Idzik - gość specjalny koncertu
Magdalena Idzik - gość specjalny koncertu Jarosław Dudziak
Jak na instytucję kulturalną przystało Teatr Muzyczny zakończył rok 2014 w stylu artystycznym – dwukrotnym wykonaniem „Koncertu Sylwestrowego”. Takie pożegnanie odchodzącego roku stało się tradycją teatru. Tradycją, którą z całą pewnością warto kontynuować.

Generalna zasada konstruowania programu takich koncertów jest prosta. Wybiera się oto najpopularniejsze i najbardziej efektowne utwory ze słynnych dzieł scenicznych i buduje się z nich nową całość, możliwie jak najbardziej cieszącą ucho i oko. A popularność owych wybranych utworów robi swoje, bowiem – jak mówił niezapomniany inżynier Mamoń z „Rejsu” – podoba nam się to, co dobrze znamy.

Koncert Teatru Muzycznego został skonstruowany wedle takiej zasady, trochę jednak rozszerzonej przez sprawującego kierownictwo muzyczne Andrzeja Knapa i reżyserkę Beatę Kamińską. Bowiem obok rzeczywiście bardzo osłuchanych arii i songów, które pojawiają się w programach właściwie wszystkich koncertów, znalazły się też takie, które słyszy się rzadziej. Dla przykładu: „Libiamo” z „Traviaty” jest – rzec można – obowiązkowym punktem programu takich okolicznościowych koncertów, ale barkarolę z „Opowieści Hoffmana” Offenbacha usłyszałem w naszym Teatrze Muzycznym po raz pierwszy. I to w wersji znakomitej, choć prawdopodobnie niepowtarzalnej, bowiem w wykonaniu Joanny Makowskiej i solistki Teatru Wielkiego, Magdaleny Idzik, która do Lublina przyjechała tylko na te dwa sylwestrowe koncerty. I nie ulega wątpliwości, że istotnie dodała im blasku. Pieśń cygańska z opery „Carmen” oraz „Chitarra Romana” w jej wykonaniu mogłyby być ozdobą każdego koncertu, nawet na najbardziej renomowanych scenach.

Po raz kolejny wielką artystyczną klasę potwierdziła Joanna Makowska. Poza wspomnianą barkarolą zaśpiewała solo także arię Rozyny z „Cyrulika sewilskiego” Rossiniego, walca „Odgłosy wiosny” Straussa oraz „Dziewczęta z Kadyksu” Delibesa. I były to wykonania zachwycające. Gdy w zapowiedziach koncertów Teatru Muzycznego czytam, że wystąpi w nich Makowska, z góry wiem, że mogę oczekiwać wrażeń niezapomnianych. I tak też było teraz. Wreszcie trzecia z występujących w koncercie solistek – Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak z arią Dalili z opery „Samson i Dalila” Saint-Saënsa. Czekałem na ten utwór niemal dokładnie (bez szesnastu dni) pięć lat i mogę rzec, że warto było czekać. Bowiem była to jedna z pereł tego koncertu.

Spośród panów najbardziej do gustu przypadły mi występy Kamila Pękali. Nasz baryton z arii Figara z „Cyrulika sewilskiego” uczynił skrzącą się humorem miniaturę wokalno-aktorską, a potem znakomicie zaśpiewał „Śnić sen” z „Człowieka z La Manchy”; song, który na mojej prywatnej liście przebojów wszech czasów zajmuje pozycję bardzo wysoką. A wykonanie Pękali zaliczam do najlepszych spośród tych, jakie miałem przyjemność słuchać. Patrycjusz Sokołowski dobrze zaprezentował się w arii toreadora z „Carmen” oraz Bazylia z „Cyrulika…”. Ale kuplety Doolittle’a „Mały szczęścia łut” z „My Fair lady” pozostawiły niedosyt. W tym przypadku niedoścignionym mistrzem wciąż pozostaje Marian Josicz. Szkoda, że choćby w tym jednym „numerze” nie wystąpił on w koncercie. Wreszcie Andrzej Wiśniewski, swobodniejszy – mam wrażenie – niż zazwyczaj, co dobrze zrobiło nieśmiertelnemu evergreenowi „Brunetki, blondynki”, wykonanemu w towarzystwie artystek baletu.
A skoro mowa o balecie, należy wspomnieć, że ten zespół Teatru Muzycznego bardzo efektownie zaprezentował się w suicie Szczedrina do IV aktu opery „Carmen” oraz w finale III aktu „Traviaty”, w którym swoje pięć minut miał także chór. Nie można też zapomnieć o orkiestrze pod batutą Andrzeja Knapa, która towarzyszyła wszystkim artystom, a w roli głównej wystąpiła w dwóch uwerturach: do „Wesela Figara” Mozarta oraz „Lekkiej kawalerii” von Suppego.

Bardzo okazale wypadł finał koncertu. Rozpoczęła go „La Spagnola” w wykonaniu wszystkich solistów, która z polskim tekstem – popularne „Sto lat, sto lat…” – stała się okazją do sylwestrowego toastu. Następnie dołączył chór i zabrzmiało „W soczystym, winnym gronie…” z „Zemsty nietoperza”. A na finał finału usłyszeliśmy „Marsz Radetzky’ego”. Co było swego rodzaju wprowadzeniem w rok 2015, bowiem utwór ów – za sprawą Filharmoników Wiedeńskich – stał się właściwie jednym z symboli Nowego Roku.

Sylwestrowy koncert Teatru Muzycznego zostanie powtórzony – jako karnawałowy – jeszcze w tym miesiącu, choć już niestety bez Magdaleny Idzik. To z pewnością strata, ale i tak warto się nań wybrać. A mnie już zamarzyła się nowa realizacja. Koncert w całości poświęcony muzyce Gioacchina Rossiniego. Gdyby dyrekcji potrzebny był jakiś pretekst w postaci np. „okrągłej” rocznicy, to przypominam, że w tym roku minie 190 lat od polskiej prapremiery „Cyrulika sewilskiego”. Może warto o tym pomyśleć…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski