18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To byli ludzie, którzy pewnie wiedzieli za dużo. Polityczne zgony w dziwnych okolicznościach

Teresa Semik i Jakub Szczepański
Marek Karp
Marek Karp Fot. Youtube
Trudno uwierzyć, że śmierć prof. Waleriana Pańki, prezesa NIK, sprzed 22 lat była przypadkowa. W podobnie tajemniczych okolicznościach zginął szef OSW Marek Karp czy polityk lewicy Ireneusz Sekuła- piszą Teresa Semik i Jakub Szczepański.

Śmierć od wieków towarzyszy władzy. Na własnej skórze przekonał się o tym chociażby sam Juliusz Cezar. Zresztą nie tylko on.

Dostęp do pilnie strzeżonych informacji i politycznej potęgi zdają się być nieodłącznym partnerem kostuchy. Być może właśnie dlatego śmierć w tajemniczych okolicznościach zawsze budzi zarówno zainteresowanie, jak i emocje. A niewyjaśnionych przypadków wcale nie trzeba daleko szukać. Tylko w ciągu niewiele ponad dwudziestoletniej historii III RP okoliczności wielu zgonów do dziś nie zostały wyjaśnione. I wcale nie chodzi o ordynarny napad z bronią w ręku.

Giełda nazwisk ludzi wybitnych, wpływowych lub znanych, którzy zginęli w mętnych okolicznościach nie napawa optymizmem. Często ich śmierć uznano za samobójstwo, innym razem za nieszczęśliwy wypadek. Ale wszystkie nazwiska łączy jedno: do tej pory nie wyjaśniono ani dokładnych przyczyn, ani dokładnych okoliczności ich zgonów albo wyjaśnienia są - delikatnie mówiąc - mało wiarygodne. Zwolennicy teorii spiskowych mogą wymieniać nazwiska tych nieszczęśników jednym tchem. Od szefa policji, generała Marka Papały, przez Jeremiasza Barańskiego ps. "Baranina", znanego mafioza, aż po Barbarę Blidę, posłankę SLD. Na liście opublikowanej przez jednego z blogerów gloryfikujących teorie spiskowe widnieje łącznie ponad dwieście nazwisk.

Oczywiście trudno powiedzieć, ile jest prawdy w oskarżeniach rzucanych przez ludzi, którzy wszędzie widzą podstęp. Ale jedno jest pewne - niektóre przypadki są co najmniej dziwne.

Śmierć za śmiercią, a w tle FOZZ
Prof. Walerian Pańko z Uniwersytetu Śląskiego piastował funkcję prezesa NIK. 7 października 1991, 22 lata temu, jechał drogą szybkiego ruchu z Warszawy do Katowic. Dzień przed 50. urodzinami miał wygłosić wykład inauguracyjny dla studentów. Niestety, nie zdążył tego zrobić. W jego służbową lancię uderzył samochód marki BMW. Znany i ceniony profesor zginął na drodze. A po nim zaczęli ginąć inni.

Kilka dni przed swoją śmiercią prof. Pańko chciał przedstawić raport dotyczący Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, który został wymyślony do spłaty zadłużeń państwowych. Skala nadużyć nie budziła wątpliwości. Okazało się, że środki trafiały do ludzi związanych ze służbami specjalnymi. Zarówno do tych, którzy związali się z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi, jak i agentów z czasów PRL. Ale żeby wszystko dokładnie zrozumieć, trzeba się cofnąć trzy miesiące wstecz.

Michał Falzmann pracuje w NIK od trzech miesięcy. Ma dopiero 38 lat i niewielki staż, ale błyskawicznie udaje mu się wykryć nieprawidłowości. Chce informacji objętych tajemnicą bankową. Chodzi mu o obroty i stany środków pieniężnych FOZZ. Mijają dwa dni i młody pracownik NIK umiera na zawał serca. To wersja oficjalna. Później okaże się, że Skarb Państwa stracił z powodu afery FOZZ 119,5 mln dol., 9,6 mln marek niemieckich, 16,8 mln franków francuskich i 125 mln franków belgijskich. O takich kwotach mówi akt oskarżenia.

Mija trzy i pół miesiąca od śmierci Falzmanna. Wracamy z powrotem na ekspresówkę do Katowic. Jest poniedziałkowy poranek. Służbowa lancia mknie w kierunku miasta. Na miejscu pasażera, tuż obok kierowcy, siedzi żona profesora Urszula. Na tylnej kanapie Walerian Pańko i Janusz Zaporowski, szef Biura Informacyjnego Kancelarii Sejmu. Dojeżdżamy do Słostowic. Nagle samochód zjeżdża na przeciwległy pas ruchu i rozpada się na dwie połówki. Kierowcy i kobiecie udaje się przeżyć. Pasażerowie z tylnej kanapy nie mają szans.

Z relacji świadków wynikało, że słyszeli wybuch. Eksplozja miała nastąpić tuż przed utraceniem kontroli nad autem. Podobno przy wraku widziano torbę z wypaloną dziurą. A to dopiero początek. Policjanci, którzy jako pierwsi dotarli na miejsce wypadku, utopili się później podczas łowienia ryb. Zginął też biegły wykonujący ekspertyzę dla śledczych. Za mało przypadków? W niewyjaśnionych okolicznościach zaginął również klucz do sejfu prezesa NIK. Kiedy się odnalazł, skrytka była oczywiście pusta. Żadnych dokumentów, kartek, pieniędzy, notatek. Niczego! Nie wspominając o tym, że w dniu pogrzebu profesora ktoś włamał się do jego mieszkania w budynku rządowym w Warszawie.
W sądzie żadne poszlaki nigdy się nie potwierdziły. Odpowiedzialność karną poniósł jedynie kierowca lancii, funkcjonariusz BOR z 30-letnim stażem. To on dostał służbowe auto tuż przed wyjazdem w Warszawie. Sąd w Piotrkowie Trybunalskim skazał go na karę pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem. Niedługo później kierowca zmarł.

Co dokładnie stało się z prof. Walerianem Pańką? Oficjalnie zginął w nieszczęśliwym wypadku. Jednak nieoficjalnie wiadomo, że objął stanowisko w trudnym czasie. Jeszcze za komuny bezpieka cały czas miała na oku Pańkę. Ze względu na współpracę z NSZZ "Solidarność" określano go kryptonimem "Doradca". Tak czy owak, poprzednikiem profesora w NIK był gen. dyw. Tadeusz Hupałowski, członek WRON. Bezskutecznie próbowano go odwoływać już od jesieni 1989 r. A sprytny komunista wykorzystał ten czas na zacieranie śladów. Pierwszego prezesa NIK w wolnej Polsce, którego w końcu poparła lewica, wybrano dopiero w maju 1991 r. Stanowisko sprawował jedynie kilka miesięcy. - Są chwile, kiedy żałuję. Nawet bardzo. Charakter pracy daleko odbiega od moich cech psychofizycznych. Zdaję sobie sprawę, że przyjęcie nominacji było koniecznością w nowym układzie politycznym Sejmu i Senatu - powiedział w jednym z wywiadów prof. Pańko.

W wyjaśnieniu dokładnych okoliczności śmierci pierwszego prezesa NIK nie pomogły ani Prokuratura Generalna, ani raport Antoniego Macierewicza ws. likwidacji WSI.

Samobójca strzela sobie w brzuch
23 marca 2003 r. Centrum Warszawy. Przed dwiema kobietami otwierają się drzwi do warszawskiego biura poselskiego Ireneusza Sekuły. Były wicepremier sam wcześniej skontaktował się z żoną i córką. W każdym razie oczom pań musiał się ukazać dramatyczny widok. W ciele 57-latka utkwiły trzy kule. Dwie po lewej stronie klatki piersiowej i jedna w brzuchu.

Sekuła od razu trafił do szpitala. Nie omieszkał wsp

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: To byli ludzie, którzy pewnie wiedzieli za dużo. Polityczne zgony w dziwnych okolicznościach - Portal i.pl

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski