Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z Archiwum X: Krew w windzie. Zabójstwo recepcjonistki z hotelu "Oaza"

Agnieszka Kasperska
W latach 90. ubiegłego wieku w tym budynku mieścił się hotel "Oaza", w którym dokonano wstrząsającej zbrodni.
W latach 90. ubiegłego wieku w tym budynku mieścił się hotel "Oaza", w którym dokonano wstrząsającej zbrodni. Małgorzata Genca
Anna G. została zamordowana w lipcu 1995 roku. Przez lata nie udało się zatrzymać sprawców zbrodni. Teraz policjanci z lubelskiego Archiwum X ustalili nowe fakty, które mogą doprowadzić do rozwiązania zagadkowej śmierci.

Do zabójstwa doszło nocą z 23 na 24 lipca 1995 roku. Nad ranem zakrwawione ciało 30-letniej Anny G. znaleziono w windzie lubelskiego hotelu "Oaza" przy ul. Pogodnej.

Kobieta razem z mężem i córką mieszkali w jednym z hotelowych pokojów, specjalnie zaadaptowanych na potrzeby pracowników. Wkrótce mieli się przeprowadzić do własnego mieszkania. Snuli plany na przyszłość - w sierpniu chcieli wyjechać na wakacje nad morze. Na dzień przed zabójstwem małżonkowie G. mieli dzień wolny. Spędzili go razem z córką nad Zalewem Zemborzyckim. Gdy na drugi dzień kobieta poszła do pracy, mąż ugotował obiad, a potem zabrał córkę na mecz żużlowy. Potem wrócili na kolację. Marcin G. wyszedł do pracy. Ciągnął dwa etaty, pracował w Ochotniczym Hufcu Pracy i jako portier jednego z lubelskich przedszkoli. Wychodząc zostawił córkę z żoną w recepcji. Krytycznej nocy kobieta miała dyżur do rana.

Złe przeczucia męża

W trakcie śledztwa ustalono, że w godzinach 22-5 rano hotel był zamknięty. Kto chciał do niego wejść lub wyjść, musiał prosić recepcjonistkę o otworzenie drzwi. Pracy było więc sporo. W "Oazie" mieszkali głównie obywatele Wspólnoty Niepodległych Państw. W hotelu w ostatnim miesiącu przebywali głównie Ukraińcy, wcześniej przeważali Rosjanie, Mongołowie i Bułgarzy. W czerwcu ruch był mniejszy, ale drzwi i tak trzeba było ciągle zamykać i otwierać. Cudzoziemcy często wychodzili z hotelu po alkohol. Sprowadzali też dziewczyny z agencji towarzyskich.

Wszystko wskazywało na to, że zbrodni dokonały osoby chcące się dostać do hotelu. Annę G. zaatakowano przy drzwiach. Próbowała uciec do windy - drogę znaczyły plamy krwi. Tam znaleziono zakrwawione ciało Anny G., z ranami kłutymi klatki piersiowej i rąk.

Podczas śledztwa policjanci przeszukali wszystkie pokoje "Oazy". Zabezpieczyli włókna, pobrali ślady linii papilarnych. Porównywano je z odciskami pracowników hotelu, jego mieszkańców i osób typowanych na sprawców zabójstwa. Podejrzenie padło między innymi na męża ofiary.

Marek G. tamtej feralnej nocy przyznał, że przysnął na dyżurze w przedszkolu. Obudził się o godzinie 4 rano, jak zeznał, miał złe przeczucia. Zamiast zostać w pracy do godz. 5, postanowił wrócić do domu. Czy miał czas i motyw, by zabić?

"Przyjdę i poderżnę ci gardło"

W trakcie dochodzenia okazało się też, że zabójca ukradł blisko 2200 złotych z hotelowej kasy. Zabrał też pieniądze z puszki, w którą hotelowi goście wrzucali bilon za skorzystanie z telefonu. Podejrzenie padło więc na cudzoziemców, bo tylko ktoś, kto korzystał z automatu, wiedziałby, gdzie jest puszka.

Były również i inne tropy. Kobieta, która znalazła Annę G., powiedziała, że z daleka widziała, że hotelowe drzwi były otwarte i to ją zaniepokoiło.

Miesiąc przed zbrodnią inna recepcjonistka nie wpuściła do hotelu dobijającego się mężczyzny, który twierdził, że jest tam zameldowany. Wiedziała, że kłamie. Zdecydowała się nie otwierać drzwi i wezwać policję. Zanim radiowóz przyjechał, mężczyzna uciekł.

Były też inne wskazówki. Następnej nocy po morderstwie portier "Oazy" odebrał telefon. - Czy to hotel? - usłyszał w słuchawce.

- Tak.

- Bój się, bo dzisiaj o 5 rano przyjdę i poderżnę ci gardło - powiedział ktoś i się rozłączył.
Niepokojące telefony odbierała też sama Anna G. Kilka dni przed śmiercią do kobiety dzwonił dwukrotnie jakiś mężczyzna, składając jej wulgarną propozycję seksualną. Koleżanka, która opowiedziała o tym policjantom, stwierdziła, że Anna G. była atrakcyjna i mogła się podobać mężczyznom. Była jednak wierna mężowi. Jej zdaniem, nie miała też innych wrogów. To akurat nie było dla śledczych oczywiste. Okazało się, że Anna G. niedługo przed śmiercią opowiadała mężowi, że ktoś #próbował się włamać do jednego z hotelowych pokojów. Od sąsiadów wiedziała, że mógł to być rudy Ormianin, który wcześniej mieszkał w "Oazie". W takim wypadku motywem mogła być chęć pozbycia się niewygodnego świadka.

Policjanci podejrzewali też dwóch pacjentów zbiegłych dzień przed zbrodnią ze szpitala psychiatrycznego w Abramowicach. Marcin O. i Eugeniusz G. byli podsądnymi podejrzanymi o zabójstwo z użyciem noża. Zbadano odciski ich palców. Porównano włókna z ubrań, w których jeden z nich był ubrany w dniu morderstwa z innymi, znalezionymi na miejscu przestępstwa. Okazało się, że są niewinni.

Podejrzenie padło też na pewnego recydywistę. Jeden ze świadków zeznał, że mężczyzna, który w maju 1995 r. wyszedł z więzienia, gdzie odsiadywał wyrok za zabójstwo, mógł zabić i tym razem. Annę G. znał, bo przez jakiś czas mieszkali na jednej ulicy. Policję zainteresował także nastolatek z domu poprawczego, który znalazł się tam za podobną zbrodnię. W obu przypadkach okazało się jednak, że feralnej nocy obydwaj mężczyźni znajdowali się pod czujnym okiem strażników więziennych.

W pewnej chwili śledczy byli pewni, że mają sprawców. Jedna z mieszkanek ulicy Pogodnej zgłosiła się na policję i zeznała, że zabójcami są jej znajomi. Mężczyźni mieli się tym chwalić podczas alkoholowej libacji.

- Poszli do hotelu, żeby kupić rosyjski alkohol, w którego sprzedaży pośredniczyła recepcjonistka - zeznawała kobieta. - Ale to był pretekst. W rzeczywistości chcieli ukraść pieniądze. Potem jeden z nich miał uderzyć ją nożem.

Zatrzymanym mężczyznom sprawdzono ślady linii papilarnych i ślady zapachowe. Porównanie wykluczyło ich jako sprawców.

Tajemnicza dwójka

24 kwietnia 1996 roku wydano postanowienie o umorzeniu postępowania. W planach są jednak kolejne przesłuchania.

- W trakcie śledztwa zabezpieczono szereg nieprzebadanych przedmiotów, na których może się znajdować DNA sprawcy. Sprawdzamy to - mówią śledczy. Więcej szczegółów nie zdradzają w obawie, że mogą spłoszyć sprawcę.

Ostatnimi osobami, które widziały Annę G. żywą, byli Rosjanie, goście hotelowi. O 2 w nocy wyszli z "Oazy", żeby kupić alkohol. Wrócili godzinę później. Widzieli recepcjonistkę w towarzystwie dwóch tajemniczych mężczyzn, którzy na ich widok szybko się oddalili. To ważna wskazówka, bo dwóch mężczyzn tamtej nocy spostrzegły też Ukrainki, pracownice Agencji Towarzyskiej Nana. Wedle relacji kobiet, jeden z nich przypominał Ormianina. Miał 30-35 lat i 169 cm wzrostu. Drugi, szczupły blondyn, miał około 180 cm wzrostu. Obok nich stały torby turystyczne. Są też zeznania przechodnia, który tamtej nocy widział w pobliżu hotelu dwóch biegnących mężczyzn - zatrzymali przejeżdżającą cię-#żarówkę, wskoczyli do niej i odjechali. Być może jeden z nich miał zakrwawione ręce.

Mieszkańcy okolicznych domów słyszeli też nad ranem głośne trzaśniecie drzwiczkami samochodu. Gdy wyjrzeli przez okno, zobaczyli w aucie dwie osoby, trzecia właśnie do niego wskakiwała. Samochód odjechał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski