Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbrodnie sprzed lat: Zasztyletował 73-letnią kuzynkę, potem ukradł jej poloneza

Agnieszka Kasperska
Ireneusz M. - jak orzekli biegli - był ponadprzeciętnie inteligentny, ale i zdemoralizowany
Ireneusz M. - jak orzekli biegli - był ponadprzeciętnie inteligentny, ale i zdemoralizowany Zdjęcie ilustracyjne
Wstrząsającą zbrodnię odkryli sąsiedzi, którzy znali zwyczaje gospodyni. 73-letnia Józefa P. nigdy nie zostawiała klucza w drzwiach. Kiedy więc zobaczyli, że w zamku tkwi pokaźny pęk kluczy, byli pewni, że stało się coś złego. Wezwali policję.

Był 1993 rok. Józefa P. mieszkała w Lublinie, ale spędzała w mieście tylko zimę. W maju przeprowadzała się na kilka miesięcy do Łopiennika. Miała tam niewielkie gospodarstwo i mały domek odziedziczony po rodzicach. Mimo 73 lat z zamiłowaniem pielęgnowała kwiaty i prowadziła ogród warzywny. Była we wsi bardzo lubiana. Sąsiadki przychodziły na herbatę, sąsiedzi pożyczali czasami parę groszy na piwo. Odkąd kilka lat wcześniej zmarł jej mąż, Józefa P. była w obejściu najczęściej sama. Czasami zostawała na noc mieszkająca w pobliżu starsza siostra.

Nad ranem 13 października 1993 r. jedna z sąsiadek zauważyła, że z zamkniętych drzwi domu Józefy P. nie wyjęto kluczy. Natychmiast podniosła alarm. Wiedziała, że 73-latka miała być już w Lublinie. Poza tym nigdy nie zostawiała w drzwiach kluczy, zawsze dbała, by drzwi i okna były zamknięte.

Okazało się, że sąsiadka miała rację. 73-letnia Józefa P. została zasztyletowana. Leżała na podłodze swojego domu w kałuży krwi. Śledczy od razu ustalili, że morderca działał z chęci zysku. Z garażu kobiety zniknął 13-letni polonez (towar w tych czasach pożądany i często kradziony). Z zeznań rodziny zamordowanej kobiety wynikało, że staruszka chciała podarować samochód chrześniakowi, by w razie potrzeby woził ją do kościoła i do lekarza. Umówiła się już nawet na spotkanie z notariuszem, żeby zalegalizować darowiznę. Chciała też, jak gdyby przy okazji, spisać testament. Nie budziło to jednak emocji wśród bliskich kobiety, bo wielokrotnie zapowiadała przy okazji różnych spotkań rodzinnych, co komu zapisze.

Ustalenie, kto dopuścił się zbrodni, która zbulwersowała całą Lubelszczyznę, nie nastręczało śledczym większych trudności. 20-letni Marcin I., daleki krewny zamordowanej kobiety, zostawił w jej mieszkaniu dużo odcisków palców. Tymczasem, jak sam zeznał, nigdy nie gościł w Łopienniku. Znał jednak, z rodzinnych opowieści, tryb życia starszej pani. Wiedział, że po 10 października mieszkała już w Lublinie. Zmiana tych przyzwyczajeń przyczyniła się najprawdopodobniej do śmierci kobiety. Nie udało się tego jednak ustalić z całą pewnością. Marcin I. nie przyznawał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Jak relacjonował Kurier, na pytania sędziego dlaczego nie chce mówić, odpowiadał: "Bo mi się nie chce" i "Bo nie mam ochoty". Na sądowych korytarzach mówiono wiec o nim: krnąbrny, arogancki, bez szacunku dla innych.

Śledczy stwierdzili, że Marcin I., który był już wcześniej karany za kradzieże, chciał okraść swoją kuzynkę. Do Łopiennika przyjechał, gdy myślał, że nikogo w domu już nie ma. Wyjął szybkę z drzwi na tyłach domu i wszedł do środka. Tymczasem 12 października 1993 roku 73-latka zmieniła plany i wróciła na noc do Łopiennika. Jak przypuszczali śledczy, planowała przenocować, a rano wrócić do miasta, zabierając jeszcze jakieś rzeczy. Jak zwykle, wchodziła do domu frontowymi drzwiami. Włożyła klucz w zamek, przekręciła, otworzyła, zrobiła krok naprzód i wtedy nastąpił atak. Włamywacz uderzył kobietę i wciągnął ją za drzwi. Zamknął je od środka nie wyjmując kluczy. Potem dokonał morderstwa.

Po wszystkim sprawca zabrał z garażu poloneza. Zeznający w procesie świadkowie powiedzieli, że widzieli Marcina I. jeżdżącego nim po okolicy. Kiedy mężczyzna dowiedział się o znalezieniu zwłok kuzynki, próbował spalić auto. Nie udało mu się. Porzucił je w Jabłonnie. W samochodzie zostały odciski jego linii papilarnych.

Sprawa toczyła się w procesie poszlakowym. Ostatecznie Sąd Wojewódzki w Lublinie skazał Marcina I. w sierpniu 1995 roku na 25 lat pozbawienia wolności. Obrońca złożył rewizję od wyroku. Sprawa trafiła do Sądu Apelacyjnego. Ten zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia w sądzie pierwszej instancji. Powód: sędziowie uznali, że nie zostały wyjaśnione wszystkie okoliczności zbrodni, m.in. nie ustalono, czy mężczyzna o sylwetce Marcina I. dałby radę przecisnąć się przez szybę w drzwiach.

Sędziowie chcieli też wiedzieć, do kogo należały ślady jeszcze jednych butów znalezione w mieszkaniu 73-latki oraz dlaczego w polonezie nie było śladów krwi, podczas gdy w domu Józefy P. były kałuże krwi i sprawca musiał być nią pobrudzony. Na pytania te nie udało się ostatecznie odpowiedzieć. Marcin I. został skazany na 15 lat pozbawienia wolności. Niektórzy śledczy mówili nieoficjalnie, że są przekonani, że mężczyzna dopuścił się zbrodni, ale w domu Józefy P. był z nim ktoś jeszcze. Tej drugiej osoby nigdy nie znaleziono.

Ireneusz M. - jak orzekli biegli - był ponadprzeciętnie inteligentny, ale i zdemoralizowany.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski