Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Busz po lubelsku, czyli barbarzyńcy w galeriach

Sylwia Hejno
Ksero upatrzonego dzieła - to pomysł na to, jak w niedrogi sposób efektownie ozdobić mieszkanie i błysnąć przed gośćmi
Ksero upatrzonego dzieła - to pomysł na to, jak w niedrogi sposób efektownie ozdobić mieszkanie i błysnąć przed gośćmi Jacek Babicz
"Powiedz mi gdzie bywasz, a powiem ci, kim jesteś". Tego, kto chce należeć do wyższej sfery, nie ominą galerie sztuki. Galernicy aż łapią się za głowy.

Stroje wedle uznania, czasem tylko z kieszeni wystaje dyskretnie upchnięty woreczek, żeby zabrać do domu kilka ciastek z cateringu. A może potrzebny jakiś obraz, pod kolor tapety w dużym pokoju? Każda galeria ma swoją publiczność i związane z nią dziwaczne historie.

Ciasteczkowi i ksero Witkacego

Wernisażowi podjadacze to inaczej "ciasteczkowi". Informacja o otwarciu tej czy innej wystawy jest zazwyczaj ogólnodostępna, a wstęp bezpłatny. Ciasteczkowi, którzy odkryli, że galerie sztuki nie gryzą, a wręcz przeciwnie, nierzadko oferują coś smacznego na ząb, odbywają kulinarne wędrówki.

- Chodzą od wernisażu do wernisażu, a raczej od cateringu do cateringu, nie wzgardzą nawet konferencją. Zastanawiamy się, czy nie wywiesić ostrzegawczo ich zdjęć na drzwiach - śmieje się Zuzanna Zubek z Galerii Gardzienice.

W pewnej lubelskiej galerii goście zeszli się kilkanaście minut przed otwarciem ekspozycji. W tempie szarańczy tłumnie ruszyli do stołu, na którym piętrzyły się słodkości i stały szklaneczki z winem. Wszystko zostało wymiecione, zanim doszło do oficjalnego otwarcia. Artystę powitały puste talerze i obrobione z koreczków podziurawione jabłka.

- Zdarza się, że pakują jedzenie do reklamówek. Koleżanka opowiadała mi o pewnej kobiecie, która wciąż prosiła o kawę. Przy ósmej okazało się, że miała ze sobą termos - wzdycha Zuzanna Zubek.

U Piotra Zielińskiego w Wirydarzu także bywa wesoło. Odkąd galeria przeprowadziła się z ul. Narutowicza na ul. Grodzką, przymocowany do drzwi dzwoneczek nieustannie anonsuje najdziwniejsze pytania.- Czy są spinki do mankietów? Czy ma pan ozdobny świecznik albo drewniany wieszak? - wylicza jednym tchem Piotr Zieliński. - Ludziom myli się galeria sztuki z galerią pięknych przedmiotów.

Myli się także galeria komercyjna z niekomercyjną. W Gardzienicach goście zagadują o ceny dzieł. Gdy się okazuje, że praca nie jest na sprzedaż, nie poddają się. Dobrze ubranemu panu w średnim wieku wpadł w oko rysunek Witkacego (wystawa przyjechała konwojem, pilnowali jej uzbrojeni po zęby ochroniarze). Zapukał więc do biura i grzecznie zapytał, czy można by go na chwilę zdjąć, bo chciałby sobie zrobić ksero.

Czy pan Beksiński przyjdzie?

Kolejna trudność to odróżnić artystę żywego od umarłego.

Bardzo się zdziwił pewnego razu malarz Bartłomiej Michałowski. W upalne, sobotnie popołudnie nagle otworzyły się drzwi do jego galerii, a za nimi stał czterdziestoosobowy tłum. Artysta omal nie spadł z krzesła, gdy stojąca na jego czele przewodniczka zaanonsowała donośnym głosem: "Proszę państwa! Za chwilę będziemy oglądać obrazy nieżyjącego lubelskiego malarza Bartłomieja Michałowskiego!". Gdy tłum szedł po schodach, przewodniczka kontynuowała wykład.
- Wpuściłem ich do środka i postanowiłem zaczekać, żeby, być może, dowiedzieć się jeszcze czegoś ciekawego na swój temat - wspomina artysta zwijając się ze śmiechu. - Przewodniczka opowiadała przez jakieś pół godziny o moich pracach i to całkiem sensownie. Kiedy zwiedzanie się skończyło, a turyści wyszli, podeszła do mnie, chwilę rozmawialiśmy, po czym podziękowała i się przedstawiła. Uścisnąłem jej dłoń i powiedziałem - Bartłomiej Michałowski. Takiego spojrzenia to jeszcze u nikogo nie widziałem.

Inni artyści dla odmiany bywają wskrzeszani."Czy pan Nikifor przyjdzie na wernisaż?" "Kiedy przyjdzie pan Beksiński? Czy będzie można od niego kupić prace?" - niecierpliwili się niektórzy, gdy w Lublinie gościły dzieła tych znanych, zmarłych artystów. Z tajemniczo zamordowanym Beksińskim wiąże się swego rodzaju fenomen. W dniu wernisażu we wrześniu, w ubiegłym roku, na ul. Grodzkiej utworzyła się kolejka jak na koncert Stinga. Większość osób dobrze wiedziała po co stoi, ale niektórzy nie. Widząc zgromadzenie postanowili po prostu się do niego przyłączyć, w obawie, że umknie im coś ważnego. Z każdą minutą czekania nastroje stawały się coraz bardziej nerwowe. Osoby z zaproszeniami, które chciały wejść do Gardzienic bez kolejki, stały się obiektami gniewu. Kolejkowicze żądali powtarzania projekcji filmu o Beksińskim, który towarzyszył wernisażowi, a zobaczyli go tylko ci, którzy weszli pierwsi. Organizatorzy wystawy z przerażeniem patrzyli na przeciążone, drewniane schody w klatce na Grodzkiej 5a i podskakiwali przy każdym ich skrzypnięciu.

- Zadziałało takie zjawisko, jak społeczny dowód słuszności - tłumaczy dr Jolanta Wolińska z Zakładu Psychologii Społecznej UMCS. - Kolejka stanowiła dowód, że dzieje się coś wartego uwagi. A po co powtarzać film? Skoro ludzie byli na tyle zdeterminowani, żeby długo czekać, uznali pewnie, że coś im się za to czekanie należy. Wystarczyło, żeby jedna osoba wykrzyknęła taką propozycję, a reszta ją podchwyciła.

Jak on tu wjechał?

- Czasem słyszy się takie rzeczy, że można osiwieć - rozkłada ręce Piotr Zieliński. Kiedyś byli państwo, którzy szukali obrazu, który będzie pasował do kinkietu.

Na ogół komercyjne galerie mają stałych kolekcjonerów i klientów, którzy po długim namyśle kupują prace konkretnych artystów. Takie osoby nie kupują przypadkiem, mają sprecyzowany gust i na ogół orientują się w preferowanym przez siebie nurcie. Czasem bywa jednak, że zwykłe negocjacje cenowe przemieniają się w targi rodem z warzywniaka. Dzieje się tak, gdy kupiec nie ma bladego pojęcia, co chce kupić, a sądzi, że uwagami i własnym samozaparciem uda mu się zbić cenę.

O ile obraz czy rysunek z postacią lub krajobrazem dość łatwo przypisać dziedzinie sztuki, o tyle sytuacja znacznie się komplikuje, gdy artyści sięgają po mniej konwencjonalne środki. Dla Kowalskiego sztuka to jest w muzeum, najlepiej w złoconych ramach, i basta.

- Często słychać komentarze typu "ja też tak potrafię" albo "tak by umiało dziecko w przedszkolu", gdy prezentujemy wystawy sztuki konceptualnej. Czasem różne osoby proszą, żeby mogły na chwilę zobaczyć wystawę, zanim kupią bilety, żeby zadecydować czy warto - opowiada Magdalena Rejmak-Ćwiek z lubelskiego BWA.

W Galerii Białej w czasie jednej z wystaw Mikołaja Smoczyńskiego kilku gości, nieco poirytowanych, pytało gdzie jest wystawa i dlaczego nie zakończono na czas remontu.
Że niejedna sprzątaczka niejeden eksponat sztuki współczesnej byłaby skłonna omyłkowo wyrzucić do śmieci, to opowieść dobrze znana. Ale w tej całej konfuzji możliwa jest także sytuacja odwrotna, a mianowicie niczym nie uzasadniony kult dla tego, co faktycznie jest śmieciem. W osłupienie wprawiła Zuzannę Zubek grupka osób, która po zakończonej ekspozycji poprosiła o podarowanie tabliczek z opisami prac, które zazwyczaj lądowały w koszu. Po zapakowaniu ich do woreczka goście odeszli tak szczęśliwi, jak gdyby zdobyli najszersze złoto.

W 2002 r. Robert Kuśmirowski debiutował w Galerii Białej. W niewielkim pomieszczeniu, w otoczeniu autentycznych kolejowych sprzętów stanął kolejowy wagon w skali 1:1. Kto, przechodząc przez zwykłych rozmiarów drzwi, widział tego kolosa, niewiele myśląc, niemal automatycznie wykrzykiwał: "Jak on tu wjechał?!" (tekst Jana Gryki pod tym tytułem znajduje się w "77 dziełach sztuki z historią"). Najbardziej ciekawscy, w głębokim zapale próbowali się nawet wdrapać na eksponat, żeby rozwikłać zagadkę. Ci, którzy pytali którędy wagon do galerii się dostał, po uzyskaniu odpowiedzi dziwili się jeszcze bardziej.

- Podłapaliśmy klimat i odpowiadaliśmy, że na potrzeby wystawy wyburzyliśmy ścianę i pociągnęliśmy szyny - śmieje się Jan Gryka z Galerii Białej.

Lepiej śmiesznie niż wcale

W przeciwieństwie do tych, którzy się dziwią, czasem powiedzą coś głupiego lub mają życzenia całkowicie od czapy, niektóre osoby rozmyślnie unikają galerii, jak diabeł święconej wody. U podstaw tego może leżeć przekonanie, że "lepiej się nie ośmieszać, bo ja się nie znam" lub nieświadomość, że w takim miejscu można w ogóle spędzić czas.

Wzdłuż ściany Galerii Białej siedział rząd osób, głównie kobiet z nosami zanurzonymi w kolorowych pismach. Tkwiły w bezruchu godzinę, czasem nawet dwie. Następnie z zajęć baletowych wybiegały dzieci i szły z mamami do domu. Pomimo że regularnie siedziały pod galerią, nigdy nie skusiły się, aby wejść do środka.

- Pomyślałam, że specjalnie dla nich zrobię wystawę pomyślaną jako czytelnię - opowiada Anna Nawrot-Gryka z Białej.

Znalazły się na niej wycinki z poradami i dokumentacja sztuki kobiecej. W dniu wernisażu ściana była oblepiona zaproszeniami na wystawę. Nikt się nie skusił, pomimo namawiania i zapewnień, że to nic nie kosztuje.

Jak podkreślają Piotr Zieliński i Anna Nawrot-Gryka, choć prowadzą całkiem różne galerie, nie ma tego złego - część nowych gości z czasem się zadamawia.

- Kiedyś przyszła pani i nie mogła zrozumieć na czym polegała sztuka w pracach Anny Rodziewicz. Zaproponowałam, żeby porozmawiała z artystką, ale nie zdobyła się na to. Powiedziałam jej, żeby spróbowała w takim razie przyjść jeszcze na kilka wystaw i zobaczyć, czy potrafi inaczej na to wszystko spojrzeć. Tak jej się spodobało, że zaczęła u nas bywać regularnie - uśmiecha się Anna Nawrot-Gryka.

- Wejście do galerii rzeczywiście może być problemem, dla osób, które nie miały wcześniej takich doświadczeń. Tego, jak się tam należy zachować, nikt nie uczy w szkole. Dla osób, które nie interesują się sztuką i nie bywają na wystawach, galeria to miejsce trochę czarowne i odświętne, zarezerwowane dla wybranych. Uczymy się jednak przez naśladowanie i obserwując zachowanie większości możemy wypracować sobie nowe schematy - zaznacza dr Wolińska.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski