MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Festiwal ACK Electric Nights za nami (relacja)

Paweł Franczak
The Crows otworzyli dwudniowy festiwal w piątek
The Crows otworzyli dwudniowy festiwal w piątek Jacek Babicz
Może to nieładnie z mojej strony, ale muszę przyznać, że na zakończonym w sobotę festiwalu ACK Electric Nights Progressive Stage z niecierpliwością czekałem głównie na jeden zespół. Który - zdradzę dopiero na końcu tekstu. Najpierw - o reszcie artystów.

Na Millenium kręciłem nosem ze względu na staroświeckie brzmienie. Może sztuczny wokal z vocodera i syntezatorowe plamy mają dla kogoś swój urok, dla mnie jednak jest z tym podobnie jak z grami na Commodore 64. Miło powspominać, jakie były fajne, ale grać już bym nie chciał. Quidam przyciągnął zawiłymi podziałami rytmicznymi i dużym kunsztem wykonawczym, by po kilkunastu minutach odepchnąć statycznością i wymuszonym śpiewem Bartka Kossowicza. Czekam na moich pewniaków.

Co innego Terminal - ci wylali na scenie siódme poty. Dwoili się i troili, by ich fuzja hardcore'u i nu-metalu nie dała słuchaczom chwili oddechu. Efekt średni. Wskazana byłoby urozmaicenie kompozycji - nawet fani metalu od czasu do czasu chcą uciec od powtarzanych ciężkich riffów. No i jakie postępy zrobił wokalista Daniel Moszczyński od czasów Just 5. To wciąż nie to, więc odliczam czas do występu moich pupili.

Ciekawie wypadł Disperse. Jak na zespół z trzyletnim stażem i licealną średnią wieku, sporo już potrafią. Może wciąż zbyt oczywiste są inspiracje Dream Theater i Planet X i forma przerasta treść, ale to w gruncie rzeczy debiutanci. Lubelski Acute Mind okazał się mieć frontmana z prawdziwego zdarzenia. W każdym razie, jeśli chodzi o kontakt z publicznością. Materia muzyczna? Tu już gorzej, choć na usprawiedliwienie dodam, że nagłośnienie zdecydowanie im nie pomagało, a metalowy pierwiastek został należycie wyeksponowany. Co z tego, skoro następnego dnia (sobota) o tej samej porze grali ci, na których liczyłem. Z tego też powodu (i równoległych Zaduszek Jazzowych) jak sen złoty mignął mi występ Qube. Zdążyłem zanotować jedynie żywiołową reakcję publiki i duży "ciężar gatunkowy".

No i w końcu zagrali Oni. Indukti. W krótkich, prostych słowach - potęga. Masywne brzmienie, mroczna aura, wspomagana wizualizacjami - m.in. "Metropolis" F. Langa i "Golem" C. Boese'a i P. Wegenera - umiejętne budowanie napięcia, uzasadniona wirtuozeria. Po to wynaleziono progmetal. Potem grali jeszcze Mr.Gil i Believe, ale mówmy otwarcie: Po Indukti nie było czego zbierać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski