Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Lightskin": Taneczne wejście w nowy sezon (RECENZJA)

Andrzej Z. Kowalczyk
Scena z "Lightskin".
Scena z "Lightskin". materiały prasowe
Przyjęło się uważać, że nowy sezon artystyczny rozpoczyna się 1 września, choć twórcy i instytucje kultury zazwyczaj dają sobie jeszcze kilka lub kilkanaście dni luzu przed rozpoczęciem działalności. Nie wszyscy jednak. Lubelskie środowisko tańca współczesnego zainaugurowało sezon 2014/2015 już 29 sierpnia. Stało się tak za sprawą spektaklu „Lightskin” przygotowanego przez tancerkę Lubelskiego Teatru Tańca Beatę Mysiak oraz muzyka i kompozytora Patryka Lichotę.

Nie miałem okazji porozmawiać z twórcami o genezie tej realizacji, mam jednak nieodparte wrażenie, iż nie bez wpływu na jej powstanie były ubiegłoroczne Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca. Ta odsłona lubelskiego festiwalu przyniosła kilka spektakli, w których znaczącą, a niekiedy pierwszoplanową rolę odgrywała nowoczesna technologia. Mam na myśli przede wszystkim takie realizacje jak „Apparition” Klausa Obermaiera i „re-mapping the body” szwajcarskiej Cie Linga, ale w pewnym stopniu także „Joseph” Alessandra Sciarroniego i akcję performatywną Kathryn Schetlick i Zeny Bibler, rozgrywającą się równocześnie w żywym planie oraz w Internecie. Owe skojarzenia nie oznaczają oczywiście, że posądzam lubelskich artystów o banalne naśladownictwo. „Lightskin” jest w pełni oryginalnym i twórczym wejściem przez nich na ten obszar tańca współczesnego, gdzie w coraz większym stopniu korzysta się z techniki i współczesnych multimediów. Nie traktuje tego jako fetyszu, ale mam wrażenie, iż ten kierunek poszukiwań artystycznych będzie coraz bardziej obecny w teatrze tańca, zatem dobrze się stało, że nasi twórcy zdecydowali się nań wkroczyć.

W „Lightskin” role pierwszoplanowe odgrywają światło, dźwięk i ruch. W rozgrywającym się w całkowitej ciemności spektaklu pojawiają się rozbłyski światła. Na ciele tancerki tworzy się świetlny egzoszkielet. Światło zostaje w czasie rzeczywistym bezprzewodowo przesyłane do kostiumu Beaty Mysiak i sprzężone z zaprojektowaną w przestrzeni strukturą dźwiękową. Z kolei poprzez ruch nieustannie zaburzana jest ciągłość obecności oraz percepcja wzrokowa, co tworzy powidoki zdefragmentowanego świetlnie ciała. Powstaje rodzaj jego wirtualnej mapy. Mapy wielowymiarowej, bowiem złożonej z nakładających się na siebie obrazów „ujmowanych” i wyświetlanych z rozmaitych punktów widzenia i w różnych perspektywach. A to jeszcze nie koniec, bo pulsujący luminescencjami ruch tancerki buduje zupełnie nową przestrzeń sceniczną, definiuje ją i wyznacza jej specyfikę.

Pozostawiając wszakże pola niedookreślone, które każdy z widzów może wypełnić na własny sposób. Zaryzykuję zatem twierdzenie, że „Lightskin” rozgrywa się w istocie w tylu przestrzeniach, ile osób znajduje się na widowni. I to uważam za duży walor tej realizacji. Jedyny niedosyt mogło wywołać zbyt małe być może wykorzystanie ogromnego potencjału Beaty Mysiak, ale to chyba można wytłumaczyć faktem, że była to pierwsza wyprawa na ten obszar tańca. I nie obniża to znacząco oceny owego spektaklu. Podsumowując – można rzec, iż nowy sezon dla tańca współczesnego zaczyna się w Lublinie dobrze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski