Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Nie zostałam pielęgniarką po to, żeby umierać”. O pracy medyków w czasie pandemii

Gabriela Bogaczyk
Gabriela Bogaczyk
materiały nadesłane
- Brawa się skończyły, teraz są pretensje. Ten hejt jest ogromnie krzywdzący, ale wynika z niewiedzy. Pracuję w zawodzie blisko 20 lat i rozumiem zarówno pacjentów, jak i medyków - mówi Joanna Smaga, pielęgniarka oddziału intensywnej opieki kardiologicznej w Szpitalu Wojskowym w Lublinie.

Wyzdrowiała pani właśnie po koronawirusie. Jak doszło do zakażenia?
Zorientowałam się w czasie dyżuru, gdy straciłam smak i węch. Około południa robiłyśmy toaletę u pacjentki, bo była zanieczyszczona. A ja po prostu tego nie czułam. Nagle z koleżankami zrobiłyśmy duże oczy, myśląc, że trzeba zrobić badanie. Na szczęście, u mnie zakażenie skończyło się tylko na tym, bez gorączki czy kaszlu.

Ktoś może pomyśleć: jak to możliwe, skoro macie środki ochronne?
Ja nie pracuję na oddziale stricte covidowym, więc nie mamy takich kombinezonów jak na oddziałach zakaźnych. Dysponujemy jednorazowymi maseczkami, fartuchami i rękawiczkami. Poza tym specyfika pracy na oddziale intensywnej kardiologii polega na tym, że o ile pacjent przyjeżdża do nas w dobrym stanie, to robimy mu szybki test na Covid-19. Jednak nie każda osoba może czekać, bo jeśli przyjeżdża pacjent z zawałem, to trzeba mu szybko udzielić pomocy. Nikt nie ogląda się wtedy na wynik badania. Gdy pacjent się zatrzymuje i jest reanimacja, to nie myślimy w tym momencie o tym, że musimy się ubrać w kombinezon i dwie pary rękawiczek. Myśli się tylko o tym, że zaraz ktoś może umrzeć. Zdarza się potem, że u 3 na 6 nowych przypadków w ciągu dnia potwierdził się koronawirus. Dlatego dzisiaj wszyscy pracujemy tak naprawdę na oddziałach covidowych, bo zakażeni pacjenci trafiają się na każdym oddziale.

Jak pani reaguje na hejt, który wylewa się na medyków?
Brawa się skończyły, teraz są pretensje. Część społeczeństwa pisze w internecie, że „nie pomagamy, bo nam się nie chce, że pijemy kawkę albo czekamy na dodatki”. Pracuję w zawodzie blisko 20 lat i rozumiem zarówno pacjentów, jak i medyków. Nie dziwię się ludziom, że są sfrustrowani, buntują się ze względu na ograniczony dostęp do służby zdrowia lub do bliskich, którzy leżą w szpitalach. Pacjenci są załamani tym, że płacą składki, a nie mogą się dostać do lekarzy. Ostatnio przeczytałam gdzieś, że nazywa się nas hienami cmentarnymi, bo „na pandemii chcemy się dorobić”. Ten hejt jest ogromnie krzywdzący, ale wynika z niewiedzy. Cały ten żal i złość wylewa się nie na rząd, ale na medyków. Być może, my jako medycy powinniśmy mocniej tupnąć nogą, tak jak zrobili to w swojej sprawie rolnicy, biznesmani, kobiety. Może powinniśmy wyjść na ulice w imieniu pacjentów i głośno powiedzieć, że nie zgadzamy się na podejmowane decyzje? Bo rozlicza się nas – pracowników służby zdrowia, a przecież nie mamy na to wpływu, bo musimy stosować się do poleceń odgórnych.

Który z tych komentarzy utkwił pani najbardziej?
Widziałam, że ktoś napisał komentarz w stylu: „bierzecie za to pieniądze, dostajecie dodatki - to teraz róbcie”. To, że składaliśmy przysięgę Hipokratesa, nie oznacza od razu, że mamy zrezygnować z innych naszych ról, poświęcić się tylko pracy i podobnie jak żołnierze iść i ginąć. Nie zostałam pielęgniarką po to, żeby umierać. Nie na tym to polega. My naprawdę nie oczekujemy braw i zachwytów. Od początku pandemii miałam możliwość wzięcia zasiłku opiekuńczego, bo jestem samotną matką wychowującą dwójkę dzieci, a nie wzięłam ani jednego dnia opieki, bo wiedziałam, że inne koleżanki mają gorszą sytuację. Ja mogłam liczyć na babcię, ale mimo wszystko szłam do pracy z pełną świadomością tego, że jak mnie zabraknie, to moje dzieci zostaną osierocone. Ale o tym ludzie już nie myślą. Podobnie jak o tym, że jeśli stracimy pacjenta na oddziale, to ja nie idę do domu i spokojnie kładę się spać, po czym wstaje rześka rano. Tak się nie da, to odbija się jednak na naszej psychice.

Jak wygląda teraz sytuacja pielęgniarek?
Od lat wołałyśmy, że jest nas za mało, że jesteśmy przemęczone, że się starzejemy, ale wszyscy zbywali nas, mówiąc, że jakoś to będzie. Sytuacja pandemii pokazała, że „jakoś to nie będzie”. Obawiam się, że obecnie kształcące się pielęgniarki dwa razy zastanowią się, czy chcą pójść do takiej pracy. Jestem ciekawa, ile w tym roku będzie chętnych do szkół medycznych na kierunek pielęgniarski. To co się teraz dzieje, może ich zniechęcić. Sama jako doświadczona pielęgniarka, będąc teraz w izolacji domowej, miałam kryzys i się zastanawiałam, czy ja chcę dalej to robić. Choć nigdy w życiu nie myślałam, żeby zmienić zawód. Jaką mamy motywację, żeby pracować skoro nawet w czasie zwolnienia lekarskiego z powodu covid, mamy obcinaną pensję do 80 proc.? Oczywiście, że wrócę do pracy, bo jestem pielęgniarką z powołania i ktoś może potrzebować mojej pomocy. Dzisiaj to może być obcy człowiek, a jutro moja matka lub ojciec.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski