Musiały być fascynujące, prawdopodobnie stał za nimi wielki upór i determinacja, może też uśmiech szczęścia... Bo jak inaczej wytłumaczyć, że Rywka Berger, uboga dziewczyna z proletariackiej rodziny, dostała się na studia artystyczne? Jak to się stało, że prace tej dziewczyny znikąd - z okolic dawnej Szerokiej, Jatecznej, Zamkowej - drukowały ogólnopolskie gazety, a w lubelskich o Rywce nie było nawet słówka?
Podpisywała się różnie, w zależności od tego, gdzie publikowała. Była raz Różą, raz Rywką. Szkicowała, malowała, tworzyła drzeworyty i linoryty. W 1933 roku jej skromny szkicownik trafił w ręce recenzenta Tygodnika Poświęconego Literaturze, Sztuce i Kulturze. Ukazała się notka: „Z tych kilku szybko i śmiało naszkicowanych rysunków wyłania się artystka z wrażliwym okiem i subtelną duszą. W połamanych, zgarbionych domkach i ciasnych lubelskich uliczkach czuje się nie tylko wprawną rękę rysowniczki i biegłe oko obserwatorki, ale przede wszystkim romantyczny i artystyczny zmysł, który łączy się ze szczególnym umiłowaniem do tego specyficznego lubelskiego stylu (…) Jest w tym jakiś domowy, romantyczny urok, przy którym rosną serce i dusza.”
- Natrafiłem na nią kilka lat temu, gdy pracowaliśmy nad portalem, wyskoczyły mi w jej dwie, trzy prace. Nie było żadnej wiedzy o autorce, tyle że istniała, że jej prace były publikowane. Zazwyczaj można znaleźć chociaż informacje o adresie, urodzeniu, a tutaj pustka - opowiada Piotr Nazaruk z Teatru NN.
Postanowił zorganizować Rywce wystawę. Jej grafik zachowanych na łamach dawnej prasy trzeba było szukać po całym świecie. Reszta jej prac zwyczajnie przepadła. A może gdzieś tam są, tylko nikt nie wie, że stworzyła je Rywka Berger.
Po jej studiach w Szkole Sztuk Pięknych w Warszawie, żaden ślad się nie zachował, archiwum uczelni spłonęło w czasie wojny. Z ksiąg można dowiedzieć się jedynie, że była. Studiowała także w filii Wolnej Szkoły Malarstwa im. Ludwiki Mehofferowej w Krakowie, ale tu, znów, trop się urywa. W 1918 roku debiutowała na Wystawie Wiosennej w Łodzi. Brała też udział w wystawach sztuki żydowskiej.
W dziełach, które udało się uzbierać ważne miejsce zajmuje tematyka społeczna: głód, bezrobocie, demonstracje, trudne warunki życia. Jedna z jej grafik ilustruje bardzo popularny śpiewny wiersz „Łamiemy mur” Abrahama Rajzena. Uwieczniała też biedną architekturę o żydowskiego Lublina, bramy, zaułki, chwiejące się domki z charakterystycznymi fasadami.
W Nowym Jorku Piotr Nazaruk odnalazł okładkę wydanego w Lublinie tomu poetyckiego „Za nasze dni” Josefa Hernhuta, również prawie nieznanego w Lublinie poety z Grodzkiej 5. Rywka Berger tworzyła wreszcie ilustracje do literatury, m.in. „Motela, syna kantora” Szolema Alejchema czy „Nowego niguna”, „Posłańca” i „Czytelniczki” Icchoka Lejba Pereca. Na tej ostatniej z prac widzimy kobietę w nędznym pokoju, pogrążoną w łapczywej lekturze, żeby zdążyć zanim resztka świecy zgaśnie…
- Prace Rywki są skromne, oczywiście jedne lepsze, drugie gorsze, ale wykonane z talentem i czarem. Była takim pączkiem, który zaczynał pięknie rozkwitać - mówi Piotr Nazaruk.
Mogła urodzić się w Lublinie, a może pod nim. Być może była córką krawców, a może blacharzy. Zanim zginęła, prawdopodobnie w 1942 roku, w czasie likwidacji lubelskiego getta, uczyła rysunku w świeckiej Szkole Ludowej im. I.L. Pereca. W Księdze Pamięci Lublina znajdują się niepodpisane zdjęcia uczniów, nauczycieli i nauczycielek z lat 30. Niewykluczone, że na którymś z nich jest Rywka.
Szkicownik Rywki Berger, Galeria Teatru NN, ul. Grodzka 34, wernisaż 21 lutego, godz. 17.00, wstęp wolny
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?