- To były piękne czasy, fajnie się czułem jako rokroczny zwycięzca i inni mają chyba szczęście, że po tym trzecim triumfie wyjechałem z Lublina - śmieje się Wójtowicz.
Lata jego triumfów to 1974-1976. W tym czasie Wójtowicz wywalczył z reprezentacją tytuł mistrza świata w Meksyku, wicemistrza Europy oraz mistrza olimpijskiego w Montrealu. - Pewnie, że się cieszę, że jestem rekordzistą plebiscytu. To fajna sprawa, wielka radość i zaszczyt. Tym bardziej że nikt nie powtórzył mojego osiągnięcia - opowiada były zawodnik, który dziś jest siatkarskim ekspertem w mediach. - Szkoda, że nasza siatkówka przepadła. Tym bardziej mi żal, że na co dzień obserwuję wydarzenia w PlusLidze i z bliska widzę tę siatkówkę w wielkim wydaniu. Polska liga jest coraz bardziej znacząca i można ją zaliczyć do pierwszej trójki lig europejskich. Żeby móc w niej grać, trzeba dysponować potężnymi finansami - komentuje Wójtowicz.
Rekordzista nie może w tym roku wesprzeć żadnego z reprezentantów swojej dyscypliny, bo takowych w plebiscycie nie ma. Ma jednak swojego faworyta. - Pływaniem się specjalnie nie interesuję, ale Konrad Czerniak legitymuje się znakomitymi osiągnięciami. Liczy się w Europie i na świecie. To nasza nadzieja olimpijska i najbardziej znana postać - komentuje mistrz.
Z pewnym wzruszeniem dawne czasy wspomina również Iwona Nabożna. Była piłkarka Montexu Lublin do dziesiątki zawitała już w 1984 roku, łapiąc się na jej koniec. Potem jednak przyszło pasmo sukcesów. W 1985 roku była druga, w 1993 roku piąta, lata 1994-1995 to jej plebiscytowe triumfy, a w złotej dziesiątce gościła jeszcze cztery razy. - To były wspaniałe lata. Żeńska piłka ręczna święciła wielkie triumfy, a nasz trud był doceniany (o dominacji szczypiornistek w naszej zabawie w kolejnych akapitach - red.). Cztery czy pięć przedstawicielek Montexu w plebiscycie było normą. Zapotrzebowanie na nasz sport było ogromne - opowiada Nabożna. - Dzisiaj jak rozmawiam z kibicami z tamtego okresu, wspominają nas jako największą atrakcję, a nasze mecze jak wielkie święto. Wkraczałyśmy do Europy, przyjeżdżały do nas wielkie drużyny - wspomina pani Iwona. - Dzisiaj życzę wygranej w plebiscycie Gosi Majerek, a wszystkim kibicom szczypiorniaka szczęśliwego Nowego Roku - kończy z uśmiechem była piłkarka.
- Plebiscyt jest dla każdego sportowca ważny. To jest miara tego, jak jesteśmy postrzegani przez kibiców. Samo znalezienie się w dziesiątce to wyróżnienie - przekonuje Sabina Włodek, koleżanka Nabożnej. Drobniutka zawodniczka zwyciężała w kurierowej zabawie aż trzykrotnie, w latach 1999, 2005 i 2009. Ostatnio zakończyła karierę, podobnie jak Izabela Puchacz i Monika Marzec, wierzy jednak, że znajdą się dla niej następczynie. - Nie ma ludzi niezastąpionych. W SPR widzę masę znakomitych zawodniczek, obecne i byłe reprezentantki kraju. Nie jest z tą naszą piłką ręczną źle - uśmiecha się Włodek, która teraz, podobnie, jak Nabożna będzie kibicowała Małgorzacie Majerek, jedynej szczypiornistce zakwalifikowanej do plebiscytowej trzydziestki. - Nie można mówić, że Gosia była wcześniej w naszym cieniu. Była kluczową postacią tak dla SPR, jak i reprezentacji - przekonuje Włodek.
Były czasy, gdy nie tylko wśród sportowców nominowanych, ale także i w złotych dziesiątkach aż roiło się od lubelskich szczypiornistek.
W sumie na najwyższym stopniu podium piłkarki Montexu i SPR stawały aż jedenaście razy! Trzy razy wspomniana Włodek, a także Luberecka, po dwa natomiast Nabożna oraz Magdalena Chemicz, która tworzyła najnowszą historię lubelskiego szczypiorniaka (zwycięstwa w latach 2006 i 2007). Raz wygrywała Anna Ejsmont. Do tego doliczmy masę miejsc na podium, jeszcze więcej w złotej dziesiątce i mamy naprawdę fantastyczny wynik lubelskiej piłki ręcznej w historii lokalnego sportu.
Tak bogatej historii nie ma u nas kolarstwo, jednak był czas gdy i ono święciło triumfy. Dwukrotnie triumfatorem plebiscytu był Janusz Pożak, który reprezentował Lewart Lubartów i Spółdzielcę Lublin. Pożak pięciokrotnie znajdował uznanie w oczach kibiców, dwa razy triumfując; w 1977 i 1979 roku. Co ciekawe, kolarz ani razu nie odbierał honorów osobiście. Zastępowała go żona. - Sport zdecydowanie dominował w moim życiu. Często bywałem na zgrupowaniach, wyjazdach. Nagrody odbierałem po imprezach plebiscytowych. Kolegów ze sportowych aren spotykałem dopiero po latach na galach, na których mogłem się zjawić - opowiada były zawodnik.
- Pamiętam stare czasy. Żeby wystartować w mistrzostwach kraju, trzeba było zaliczać nawet eliminacje. Kluby miały na pęczki zawodników, rywalizacja była ogromna, a my zdobywaliśmy medale mistrzostw Europy i mistrzostw świata - wspomina Pożak.
Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową. Zapisz się do newslettera!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?