Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polski dziad z panem zadziera. Rozmowa z Remkiem Mazurem Hanajem

Sylwia Hejno
Remek Mazur Hanaj
Remek Mazur Hanaj materiały organizatora
O dziadowskich pieśniach, radości życia i muzykowaniu z Remkiem Mazurem Hanajem rozmawia Sylwia Hejno.

Panie Remku, kim był wędrowny dziad?
Kimś, kto wędrował od wiosny do jesieni i śpiewał pieśni religijne, gdyż wierzono, że jego modlitwy są skuteczniejsze niż te, zwykłego człowieka. Moglibyśmy go także porównać z dziennikarzem, ponieważ był nośnikiem wieści o niebywałych wydarzeniach, straszliwych zbrodniach, cudach i tym podobnych. Dziad był instytucją społeczną. Wędrował w ostatnich stuleciach po wschodniej i centralnej Europie, na zachodzie był nazywany trubadurem, truwerem, minezingerem i tak dalej… Prawdziwym centrum "dziadostwa" - zapominając o dzisiejszych negatywnych obciążeniach tego słowa - była Ukraina.

Cerkiew, zdaje się, była dziadom przychylniejsza niż Kościół katolicki.
Cerkiew była inspiratorką akademii lirnickich, przy nich zakładano tzw. szpitale, które były domami opieki nad inwalidami czy żebrakami i właśnie tych ludzi, którzy nie umieli sobie inaczej w życiu poradzić, uczono grać i śpiewać pieśni. Potem ci dziadowie szli w lud i głosili Ewangelię w rymowanych tekstach. To była taka biblia pauperum, często apokryficzna, o wydarzeniach historycznych, często o kozaczyźnie, ponieważ źródeł tej muzyki możemy się doszukiwać właśnie w niej, w XVII wieku. Dla Ukraińców "mandrywi starcy", bo tak ich nazywano, stanowili elitę, która tworzyła historię i wspólną tożsamość.

A dla Polaków?
U nas to zjawisko osiągnęło znacznie mniejszą skalę. Dominowała kultura szlachecka, choć pieśni dziadowskie, owszem, funkcjonowały i przy klasztorach czy instytucjach prywatnych także działały szpitale. Dziadowie wędrowali, niekiedy śpiewali w ławach przed nabożeństwem, ale ta działalność nie była tak zorganizowana jak na Ukrainie. W Polsce, oprócz religijnych pieśni, dziadowie głosili także treści niepokorne, to chyba nasza specjalność. Często pochodzili z miasta, byli zbiegłymi chłopami, albo szlachcicami, którzy śpiewali pieśni sowizdrzalskie. Zwłaszcza w baroku, czy w późnym renesansie popularne były teksty prześmiewcze, kpiące ze wszystkiego, z bogatych, z panów i z księży. Takie pieśni uchowały się nawet w XIX, czy w początkach XX wieku, ale - co trzeba podkreślić - nie przetrwały do czasów dzisiejszych.

Pieśni sieroce, ballady, kołysanki, pieśni pogrzebowe… Czy współczesny człowiek zna te tradycje choć trochę?
Sądzę, że nie, chociaż w społecznościach wiejskich, wśród starszych pokoleń to czytelne hasła. Te teksty często operują językiem już niezrozumiałym, ale z drugiej strony, dla młodzieży i Mickiewicz potrafi być niezrozumiały…
Wszystkie te pieśni ma w repertuarze pani Janina Chmiel, pieśniarka, która wystąpi na Pańskim koncercie "Nowe ścieżki tradycji".

Czym jest owa nowa ścieżka tradycji?
Ten koncert pokazuje, jak dawny sposób opowiadania o świecie, inny język i inna wyobraźnia, inspirują twórców współczesnych, ponieważ człowiek w swojej zasadniczej części się nie zmienia i ciągle te same rzeczy pozostają najistotniejsze. Na scenie występują mistrzowie i uczniowie. Sama tradycja wywodzi się zresztą od słowa "tradere" czyli "przekazywać". Osobą, która łączy trzy pokolenia jest Adam Strug, czterdziestoletni śpiewak, który od dziecka uczył się tradycyjnych melodii. Zaśpiewa oryginalną pieśń kurpiowską w najbardziej surowym wydaniu i własne utwory. Najmłodszą wykonawczynią jestniespełna osiemnastoletnia Agnieszka Łukasik z Zofianki pod Janowem Lubelskim, która już teraz doskonale śpiewa tradycyjne pieśni.

O czym jest wystawa fotografii "Młodość i muzyka"?
O tym, że młodość jest czymś ponadczasowym. Zmieniają się rekwizyty i scenografie w teatrze codzienności, ale każdy człowiek przeżywa podobne sprawy. To odkrywanie tajemnicy istnienia, emocje towarzyszące rodzącej się miłości, witalność, gdy młody człowiek przeczuwa przed sobą morze możliwości… Myślę, że to wszystko jest widoczne na tych zdjęciach. Ich bohaterów przepełnia radość życia. Tragizm wydarzeń historycznych pozostaje w cieniu. Widzimy jak ludzie przed wojną i po wojnie cieszyli się we właściwy sobie sposób - grali, muzykowali i tańczyli.

Koncert "Nowe ścieżki tradycji" :17.08, pl. Po Farze, g. 19-20.30
Pieśni dziadowskie: 19.08, Stare Miasto, g. 10-17
Wystawa "Młodość i muzyka 1930-1960": 17-19.08, pl. Po Farze, g. 11-21

(...)
Jeden chudy ptaszek
w palcach chłopca śpi,
jak do panny nadszedł -
zagrał fi-fi-fi!
A co to za plebejusz?
A co ma za kapelusz?
Kapelusz ma jak dudy...
A gra ten patyk chudy.
A słychać go za flety,
aż panna tupie we fleki.
Trzepoczą pantoflowe wstążki,
dygają rajskie widoczki.
Panna w tych bucikach
na leżąco fika,
stuka w pantofelki
oberki - sztajerki.
Raj tu nielichy,
graj pan - muzyki!
ja pantofelkami
radi-radi-ra!
Maj
mi po głowie
ow-
szem nie powiem
radi-radi-radi-
ra-ra!!
Graj, panie młody,
do końca pogody,
póki te ogrody
nie tracą urody,
a że te ogrody
nie zmienią urody
ody-rydy-rydy
uha!!!
Fragment "Ballady z makaty" Mirona Białoszewskiego, która towarzyszy wystawie "Młodość i muzyka 1930-1960"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski