Kent Washington był pierwszym amerykańskim koszykarzem w polskiej lidze. Do drużyny Startu Lublin dołączył w styczniu 1979 roku. Do Polski wrócił po raz pierwszy od 40 lat. Odwiedził Lublin, spotkał się z kolegami z drużyny i kibicami. - Czuję się, jakbym wrócił do domu. Kochałem tutaj grać, kochałem moich kolegów z drużyny. Jestem bardzo wzruszony – przyznał.
Na koniec wizyty w Lublinie odwiedził Centrum Historii Sportu. Jednym z pierwszych eksponatów muzeum była oryginalna piłka z meczu, w którym Amerykanin zadebiutował w barwach Startu. Kent Washington chętnie opowiadał o dawnych czasach, doświadczeniach i o tym, jak mu się żyło w komunistycznej Polsce.
- Wszystko, co opowiadał jest prawdą. Był rewelacyjny – zapewnia Jerzy Żytkowski, kolega Amerykanina z drużyny Startu. Washington sprawił, że na mecze lubelskiej drużyny chciały przychodzić tłumy. W kasie było więcej pieniędzy. - Ale wtedy nie grało się dla pieniędzy. To były inne czasy – wspomina Żytkowski, który spędził kilka godzin na rozmowie i wspomnieniach z Kentem Washingtonem.
Wszyscy chcieli go zobaczyć
- Pojechaliśmy z Kentem i jego żoną na grób trenera Niedzieli. Zapaliliśmy lampki. Później poszliśmy do kawiarni i długo rozmawialiśmy. Opowiadał o swoich wspomnieniach, ja przypominałem mu pewne rzeczy. Wspominaliśmy mecz po meczu. Dwa lata spędzone z nim w jednej drużynie były rewelacyjne. Popłakaliśmy się ze szczęścia – nie ukrywa Żytkowski.
Kent Washington po raz pierwszy przyjechał do Lublina w 1976 roku, z uniwersytecką drużyną. Po sparingu ze Startem ówczesny trener czerwono-czarnych, Zdzisław Niedziela, zaprosił go do lubelskiego zespołu. Gdy Amerykanin ukończył studia napisał do trenera, a w styczniu 1979 roku przyjechał do Lublina.
- Trafił do dobrego środowiska, do dobrych kolegów. Sam mówił, że grając z nami też wiele się nauczył. Kent nie był wysokim koszykarzem, nie miał najlepszych warunków do gry, ale po przyjeździe do Polski robił furorę. Był pierwszym czarnoskórym koszykarzem, a ludzie chcieli go oglądać nie tylko w Lublinie, ale we wszystkich miastach, w których graliśmy. Przy herbacie opowiadaliśmy sobie te wszystkie historie. To było rewelacyjne spotkanie – podkreśla Żytkowski.
Polacy dobrze zaopiekowali się nim
Kent Washington grał w Starcie do 1981 roku. - Kiedy pierwszy raz wróciłem do domu, natychmiast powiedziałem rodzicom, że wracam do Polski! Nie potrafili tego zrozumieć, ale wytłumaczyłem im, że mam tam dobre życie. Bardzo proste, ale dobre. Ludzie w Lublinie bardzo się o mnie troszczyli. Kapitalizm sprawia czasami, że ludzie stają się samolubni. A Polacy tworzyli społeczeństwo, które wzajemnie sobie pomagało – wspomina Washington.
Po trzech latach spędzonych w Lublinie, Amerykanin przez następne dwa sezony występował w Zagłębiu Sosnowiec. Potem wyjechał do Szwecji, gdzie grał przez 10 lat. Tam też poznał żonę, która towarzyszyła mu w tej wspomnieniowej podróży. Po zakończeniu kariery rozstał się z koszykówką na dobre. - Poświęciłem grze i treningom bardzo dużo czasu. Być może za dużo. Kiedy więc skończyłem grać, to miałem już dość koszykówki. Kochałem to robić, ale nadszedł czas, żeby powiedzieć sobie dość – twierdzi.
Opowiedział o swoich przeżyciach
Kent Washington spisał wspomnienia z pobytu w Polsce w książce, która została właśnie przetłumaczona na język polski: „Kentomania. Czarnoskóry wirtuoz koszykówki w komunistycznej Polsce”. - Chciałem, żeby wszyscy dowiedzieli się, jak czułem się w tym kraju. Książka jest o mojej podróży z rodzinnego miasta do Lublina. Dzielę się wspomnieniami o „babci Kowalskiej” (u której wynajmował mieszkanie – red.), o trenerze Niedzieli, Andrzeju Frączkowskim (ówczesny dyrektor Startu – red.) oraz o moich wspaniałych kolegach – mówi Washington, który jednym tchem wymienia nazwiska byłych koszykarzy Startu.
- To jest niesamowite. Jak podjechałem pod hotel, to czekał już na mnie i widząc mnie krzyknął, Jurek Żytkowski! Obściskaliśmy się. Było bardzo sympatycznie – przyznaje były gracz Startu.
Jeszcze wróci
- Przyjazd Kenta do Lublina jest dla nas bardzo ważny. Jest częścią historii, do której chętnie wracamy i którą chętnie się chwalimy – mówi Arkadiusz Pelczar, prezes Startu. - Przyznał, że nie spodziewał się, iż ludzie przyjmą go tak miło i sympatycznie. Obiecał też, że nie będziemy musieli czekać kolejnych 40 lat na następną wizytę w Lublinie. Organizując Memoriał Zdzisława Niedzieli będziemy zapraszali Kenta, ponieważ jest bardzo dobrym ambasadorem Startu i Lublina – dodaje Pelczar.
Prezydent miasta, Krzysztof Żuk, uhonorował Amerykanina oraz obecnych na spotkaniu Zbigniewa Pyszniaka, Mirosława Parzymiesa i Jerzego Żytkowskiego medalami Zasłużony dla Miasta Lublin. - Budujemy przyszłość lubelskiego sportu, w tym koszykówki, ale cały czas odwołujemy się też do historii. Warto przypominać tamte czasy. Bardzo siermiężne, ale oparte na ciężkim treningu, świetnych trenerach i sukcesie opartym na zespołowości – podkreśla Krzysztof Żuk.
Kent Washington obecnie mieszka z rodziną w Holandii.
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?