W czwartek rajcy tej partii nie poparli pomysłu "swojego prezydenta" w sprawie podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej. To o tyle zaskakujące, że kilka dni wcześniej włodarz Lublina ostrzegał, że jeśli nie uda się przeforsować tej kwestii, trzeba będzie w przyszłorocznym budżecie ciąć wydatki m.in. na oświatę. Groźbami prezydenta przejęli się radni PiS i gdyby nie volta kolegów partyjnych Żuka, podwyżka cen biletów pewnie by przeszła już w czwartek. Tak wróci na sesję w grudniu. I najprawdopodobniej dopiero wtedy zostanie uchwalona.
Po co zatem ta zwłoka? - By Żuk w końcu zrozumiał, że rządzi Lublinem nie dlatego, że jest Żukiem, a dlatego, że jest z PO - tłumaczył wczoraj kolejny działacz lubelskiej Platformy. - I zacznie się z nami liczyć - dodawał następny.
To oznacza, że niewidoczny dla opinii publicznej konflikt na linii Żuk - władze miejskie PO, który trwa już od wielu miesięcy, wyszedł z podziemia. Potwierdza to większość członków tej partii, z którymi rozmawialiśmy wczoraj. Wszyscy jednak zastrzegali, by nie podawać ich nazwisk.
- Podłożem konfliktu jest to, że prezydent nie konsultuje każdej swojej decyzji z radnymi PO i władzami partii w Lublinie. A to szczególnie nie podoba się Jackowi Sobczakowi i Henryce Strojnowskiej, którzy obawiają się również, że Żuk w kolejnych wyborach porzuci Platformę i wystartuje jako kandydat niezależny - tłumaczył długoletni działacz partii. - Tymczasem Sobczak sam ma chrapkę na fotel włodarza miasta w kolejnej kadencji - dodawał inny polityk. - Wiele osób w PO ma też żal, że za prezydenturą Żuka nie popłynęła rzeka etatów dla polityków tej partii - dorzucał wysoko postawiony członek PO.
Pierwsze bardzo czytelne sygnały o napiętych stosunkach na linii prezydent - radni pojawiły się w maju. Wówczas klub rajców PO przyjął regulamin pracy. Zapisano w nim m.in., że radni mają zakaz wspierania projektów PiS i zgłaszania swoich pomysłów bez konsultacji z własnym klubem. Lokalni politycy interpretowali to jako chęć sprawowania ścisłej kontroli nad działaniami rajców. Chodziło też o uniemożliwienie Żukowi dogadywania się z pojedynczymi samorządowcami z PO. Kolejny bardzo czytelny sygnał pojawił się przy dyskusji o dzierżawy miejskich terenów za czym opowiada się włodarz Lublina.
Oponentom Żuka nie podoba się również to, że do swoich pomysłów potrafi przekonać PiS, które ma większość w Radzie Miasta.
Radni PO i szefowie lokalnych struktur partii twierdzą, że to wyolbrzymianie problemu. - Współ- praca klubu z prezydentem układa się wzorowo - powtarzał wczoraj niczym mantrę Stanisław Podgórski, przewodniczący klubu PO w RM. Jego zdaniem informacje o konflikcie na linii klub - prezydent to plotki: - Widocznie kolegom z PiS przeszkadza, że wspólnie z Krzysztofem Żukiem tworzymy zgrany tandem. Możliwe, że w ten sposób chcą przykryć swój własny wewnętrzny konflikt.
Całą sytuację bagatelizuje również Henryka Strojnowska, wiceprzewodnicząca PO w Lublinie. - Kiedy zobaczyłam w piątkowych gazetach sugestie o konflikcie radnych z prezydentem, aż się roześmiałam. Takiego problemu nie ma, dziennikarze dokładają do sytuacji nieistniejącej emocji. Różnice zdań między radnymi a prezydentem z tej samej partii się zdarzają. Nie ma w tym nic dziwnego.
Krzysztof Żuk nie chciał wczoraj komentować sprawy. - Jestem prezydentem od realizacji zadań, a nie sporów politycznych. W swojej pracy poszukuję partnerów niezależnie od przynależności partyjnej - odpowiadał wymijająco.
Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową. Zapisz się do newslettera!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?