Rysunków Edmunda Monsiela nie wolno sprzedawać, ani wywozić za granicę. Pomyśleć, że ich autor był skromnym pracownikiem cukrowni. Gdy ten dziwak i odludek, jak go nazywano, zmarł w 1962 r., rodzina postanowiła zajrzeć na strych, gdzie stał szczelnie zamknięty kufer. Krył pracowicie kaligrafowane rysunki. Po chwili patrzenia kształty wibrowały. Powstały z setek miniaturowych głów. Specjaliści orzekli, że twórca tych nienaturalnie precyzyjnych prac cierpiał na schizofrenię.
Choroba w sztuce ma historię tak długą, jak sama sztuka. Kto wie, jak wyglądałaby twórczość Edgara Degasa, gdyby nie cierpiał na zwyrodnienie plamki żółtej, czy Niccolo Paganiniego gdyby nie chorował na zespół Ehlersa-Danlosa, który obdarzył go giętkimi stawami? Tajemnicą pozostaje żółta paleta u Van Gogha. Doskonale by ją tłumaczyło nadużywanie wyparu z naparstnicy, popularnego wówczas środka na epilepsję. Rachmaninow dedykował II koncert fortepianowy swojemu psychiatrze, a Guy de Maupassant w słynnym liście do przyjaciela winszował sobie kiły. "Mam syfa - pisał - ale takiego z prawdziwego zdarzenia, (...)To prawdziwy, wielki syf, na który zmarł Franciszek I."
Choroba Monsiela nie jest więc sama w sobie niczym niezwykłym. Jest nią natomiast jego twórczość zainfekowana tą szczególną przypadłością, jaką jest schizofrenia. Specjalnie dla tej grupy chorych prof. Antoni Kępiński ukuł termin "schizofreniczna ekspresja plastyczna". Już zanim wystąpią objawy, przejawiają nieprzeciętne zdolności. - Istnieją określone kryteria psychopatologii twórczości - tłumaczy Agata Pilarska, psycholog, badaczka twórczości Monsiela - u niego były to m.in.: stereotypia, czyli uparte powtarzanie pewnych motywów, horror vacui - lęk przed pustą przestrzenią, geometryzacja, zaburzenia perspektywy, czy proporcji i rozmaite deformacje, które nadają jego pracom rys dziwaczności.
Monsiel urodził się w Łaszczowie, mieszkał w Wożuczynie. Pochodził z wielodzietnej rodziny. Wychowywał się jednak gdzie indziej - u przyjaciela ojca. Jego pierwsze datowane rysunki pochodzą z początku lat czterdziestych, a więc wtedy, gdy był mężczyzną dojrzałym i choroba już dawała o sobie znać. Wojnę spędził ukrywając się na strychu, a po jej zakończeniu przez długi czas pozostawało to jego ulubione miejsce spędzania czasu. Co się roiło w głowie Monsiela? Już wtedy napomykał, że doświadcza wizji, które trudno zrozumieć. W jego sztuce, zaliczanej do naiwnej, dominują twarze usytuowane w religijnym kontekście. Na kartonach, teczkach, okładkach i rozmaitych skrawkach ostro zatemperowanym ołówkiem tworzył. Jego linię cechuje zmienne, przemyślane natężenie koloru i grubości. Jak w malarstwie średniowiecznym pojawiają się dysproporcje, które wskazują na hierarchię postaci. Centralną jest Jezus budowany z niezliczonej ilości ludzkich spojrzeń. - Badacze wciąż spierają się o te przedstawienia. Faktem jest, że jego wyobrażenia Boga czy Chrystusa mają wiele z autoportretu, co może sugerować, że się z nimi utożsamiał - mówi Agata Pilarska.
W krainie różnorodności E. Monsiela, Galeria Gardzienice, ul. Grodzka 5a, poniedziałek - piątek w godz. 11-18, wstęp wolny
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?