Tak długi okres jaki dzieli zdarzenie od procesu sądowego wynika z faktu czasochłonnej analizy dokumentacji medycznej przez biegłych sądowych.
Później, gdy materiał dowodowy był już zebrany a akt oskarżenia gotowy, kilkakrotnie zmieniano termin rozprawy (m.in. ze względu na stan zdrowia jednego z lekarzy). W końcu proces się rozpoczął.
Żaden z pięciu lekarzy nie przyznał się do zarzucanego im błędu w sztuce. Odmówili również odpowiedzi na pytania sędziego i prokuratora.
Jedynie Paweł B. złożył przed sądem oświadczenie.
- Nie stwierdziłem wskazań do wdrożenia antybiotykoterapii. Wyniki sekcji zwłok pokazują, że nie było powikłań po wycięciu wyrostka robaczkowego. Natomiast w otrzewnej była bezwonna ropa, skutek zakażenia paciorkowcem.
To właśnie Paweł B. pod koniec września 2012 roku przeprowadził u zmarłego pacjenta operację wycięcia wyrostka.
Wówczas w SPSK 4 był lekarzem-rezydentem.
- Podjęte leczenie uważam za słuszne, wskazań do zmiany leczenia nie widzieli najbardziej doświadczeni chirurdzy naszej kliniki. Nikt nie spodziewał się tak dramatycznego przebiegu choroby - wyjaśniał przed sądem Paweł B.
W charakterze świadków w sądzie pojawili się rodzice zmarłego pacjenta.
- Dziękuję doktorom, że w końcu się pojawili i proces ruszył. Te 6 lat to wielkie cierpienie, nie pogodzimy się z tym razem z mężem do końca życia - mówiła łamiącym głosem matka Artura B.
Kobieta największy żal ma do innego oskarżonego lekarza: Jacka J., który przeprowadził ponowną operację jej syna.
- Lekarz przytulił mnie i powiedział, że gdyby był w szpitalu w dniu pierwszej operacji to na pewno zastosowałby antybiotyk, teraz twierdzi, że nic takiego nie mówił, a więc kłamie - mówiła matka Artura B.
- Kiedy przyszliśmy do szpitala pierwszego dnia, już po operacji, syn leżał sztywno z wyprostowanymi nogami, skarżył się na bóle brzucha. Kiedy przyszliśmy natomiast drugiego dnia już syna na sali nie było: leżał zaintubowany, zauważyłam, że nie pracują mu nerki. Zaraz potem rozpoczęła się reanimacja i Artur zmarł - zeznawała przed sądem matka pacjenta.
- Ja nawet nie mam pretensji o to, że nie dano antybiotyku, bo nie wiem czy coś by to pomogło, mam jednak do lekarzy ogromny żal, że w chwili kiedy mój syn odszedł nikt do mnie nie przyszedł i nie powiedział co się stało. To bardzo boli –mówiła kobieta z trudem ukrywając łzy.
Emocji nie krył też ojciec zmarłego pacjenta.
- Stan syna był bardzo zły. Poszedłem po księdza. Kiedy z nim wróciłem teściowa powiedziała mi, że Artur nie żyje. Widzę w tym ewidentne zaniechanie ze strony lekarzy - mówił.
Kolejne posiedzenie sądu w tej sprawie odbędzie się 23 października.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
Zobacz też: Teraz dzwoniąc na nr 997 kontaktujesz się z operatorem centrum, który obsługuje numer 112
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?