Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Michałem Bargendą, pierwszym zawodowym golfistą z Lublina. "Presja coraz większa"

Krzysztof Nowacki
Krzysztof Nowacki
Wideo
emisja bez ograniczeń wiekowych
Michał Bargenda rozpoczął przygodę z golfem w wieku dziewięciu lat. Po ukończeniu liceum wyjechał na studia do Stanów Zjednoczonych, gdzie grał w lidze akademickiej. W październiku 2023 roku rozpoczął karierę zawodową. - Jeżeli ktoś regularnie gra słabo, to tylko wydaje pieniądze. Presja robi się wtedy coraz większa - przyznaje 24-latek, który jest pierwszym zawodowym golfistą z Lublina.

Rozmawiamy w Lublinie, ale w ostatnich latach trudno było pana tutaj spotkać?
Studiowałem w Stanach Zjednoczonych, więc do Lublina wracałem tylko na święta i w wakacje. Ale w Lublinie urodziłem się i tutaj spędziłem całe życie. Chodziłem do szkoły podstawowej, gimnazjum a potem do liceum. I w Lublinie nauczyłem się także grać w golfa.

A precyzyjnie mówiąc, to na polu w Wierzchowiskach?
Tak, miałem wtedy dziewięć lat. Moja mama otrzymała zaproszenie i rodzice pojechali na darmową lekcję. Potem zabrali mnie i brata. Na początku to była zabawa, bo w tym samym czasie trenowałem piłkę nożną. Od małego jestem wielkim fanem Tottenhamu i chciałem zostać piłkarzem. W pewnym momencie doznałem kontuzji biodra i musiałem zrobić sobie przerwę od piłki. Grałem tylko w golfa, a gdy minął okres rehabilitacji, musiałem coś wybrać. Rodzice nie daliby rady wozić mnie na wszystkie treningi. Pomyślałem, że chciałbym robić coś oryginalnego. Wszyscy grają w piłkę, ale golfistów w Polsce jest mało. I wybrałem ten sport.

W jakim wieku najlepsi golfiści zaczynali przygodę z tym sportem?
Nie ma zasady. Jedni zaczynali w wieku pięciu lat, a inni piętnastu. Można zacząć w dowolnym momencie. Rozmawiałem z Adrianem Meronkiem i Mateuszem Gradeckim o tym, że golf zawodowy jest jednak trochę inny. To, że ktoś jest super amatorem nie oznacza, że będzie także super zawodowcem. I odwrotnie. Jeżeli ktoś był przeciętnym amatorem, nie oznacza, że będzie słabym zawodowcem. Dobrym przykładem jest amerykański zawodowiec, Brooks Koepka. Nie był może słaby, ale raczej był przeciętniakiem w lidze akademickiej. Po przejściu na zawodowstwo początkowo było mu ciężko i musiał wyjechać do Europy. W Stanach poziom był dla niego za wysoki. Grał w drugiej, potem w pierwszej lidze, aż w końcu załapał się do PGA Tour, a potem wygrał pięć turniejów wielkoszlemowych.

Kiedy gra w golfa dla zabawy przerodziła się u pana w poważne zajęcie?
Może zabrzmi to trochę abstrakcyjnie, ale grę w golfa zacząłem traktować poważnie już w wieku 12 lat. Zacząłem naprawdę trenować i w weekendy wyjeżdżać na pole golfowe w Sobieniach Królewskich, gdzie jest większy obiekt. Wtedy także zacząłem czytać o wyjeździe na studia do Stanów Zjednoczonych. W wieku 12 lat to było tylko marzenie, ale bliżej liceum stało się już realnym celem. Postanowiliśmy, że stawiamy wszystko na studia w Stanach, a potem zobaczymy, czy będę chciał przejść na zawodowstwo.

Czyli szybko pana życie podporządkowane zostało pod golf?
W Polsce jest niestety mało obiektów. Na pole golfowe nad Zalewem Zemborzyckim jechałem z domu 15-20 minut. Do Wierzchowisk pół godziny. Natomiast do Sobieni Królewskich pod Otwockiem, gdzie mieliśmy trenera, ponad godzinę. Tam byłem członkiem i reprezentowałem ten klub w zawodach. Musiałem mieć więc wszystko poukładane, bo dużo czasu spędzałem w samochodzie z tatą i z bratem. Co weekend wyjeżdżaliśmy trenować. Zanim powstała ekspresówka, to jechaliśmy tam ponad dwie godziny. Potem do wieczora trenowaliśmy i na noc zostawaliśmy w hotelu. Następnego dnia od rana znowu trening, a kończyliśmy po południu. W drodze powrotnej musiałem ogarnąć prace domowe na poniedziałek. Podobnie było na tygodniu. Musiałem więc nauczyć się godzić szkołę z golfem. Moja mama mocno naciskała na naukę i nie żałuję, że tak robiła, bo nigdy nie wiadomo, co się w życiu wydarzy. Warto mieć plan awaryjny. Ale musiałem się nauczyć dużo czasu poświęcać zarówno na naukę, jak i na grę w golfa. Nie mogłem marnować ani chwili.

Po maturze wyjechał pan z Lublina i to była już świadoma decyzja związana z karierą golfisty?
Wyjazd na studia do Stanów jest najlepszą drogą dla golfisty. To szansa na stypendium i kontynuację nauki, a przy okazji grę w golfa. Poziom ligi akademickiej jest bardzo wysoki. Właściwie z roku na rok coraz wyższy. To najlepsza opcja, żeby przygotować się na zawodową grę.

Po czterech latach studiów jest pan przekonany, że decyzja o wyjeździe była właściwa?
Tak. Na uczelni miałem bardzo dobrych trenerów, którzy wiele mi pomogli. Nie tylko przygotowywali mnie do gry dla uczelni, ale wiedzieli, że marzę o grze zawodowej. Im to się niestety nie udało, ale też próbowali i pod tym kątem ze mną pracowali. Jestem bardzo zadowolony z tych czterech lat.

Ile osób w Polsce gra w golfa?
Na świecie grają miliony, natomiast w Polsce mamy zarejestrowanych około 6,5 tysiąca zawodników. Szacuje się, że w rzeczywistości gra około 12 tysięcy. Są to śmieszne liczby w porównaniu do innych krajów. W Stanach, tylko na jednym polu, na którym najczęściej trenowaliśmy, zarejestrowanych było pięć tysięcy członków. Liczby w Polsce są więc małe, ale golf powoli się rozwija. Liczba golfistów rośnie, a dużą nadzieją jest występ na tegorocznych igrzyskach olimpijskich Adriana Meronka. Mam nadzieję, że zdobędzie medal, co pozwoli rozpropagować naszą dyscyplinę. Wszyscy też staramy się opowiadać o studiach w Stanach, bo dają duże doświadczenie i szansę na rozwój. Nawet jeśli potem ktoś zrezygnuje z gry, to dyplom amerykańskiej uczelni też ma dużą wartość. Mam nadzieję, że ta szansa będzie przyciągać do golfa przede wszystkim juniorów. To właśnie juniorzy pomogą rozwinąć ten sport.

Czyli dla młodego zawodnika wyjazd do Stanów Zjednoczonych jest koniecznością?
Koniecznością może nie, ale skoro wszyscy najlepsi na świecie tak robili, to znaczy, że jest to dobra droga. Pojawia się zresztą coraz więcej możliwości dla zawodników akademickich. Utworzono programy, z których można zakwalifikować się bezpośrednio z ligi akademickiej do pierwszej lub drugiej ligi w Stanach. Cztery lata temu tego jeszcze nie było. Ale są też oczywiście tacy, którzy w ogóle nie poszli na studia, tylko od razu przeszli na zawodowstwo.

Jak wygląda w Polsce dostęp do wiedzy związanej z golfem?
Od ponad 10 lat pracuję z moim trenerem, Jackiem Personem. To on wszystkiego mnie nauczył, decydował o wielu rzeczach i nadal mi bardzo pomaga. Kierowałem się tym, co mi doradzał. Generalnie golf w Polsce się rozwija i jest coraz więcej dobrych trenerów, którzy mają dużą wiedzę. Natomiast w porównaniu do potęg golfowych, to wciąż mało.

Po ukończeniu studiów wybrał pan zawodowstwo. Co tak naprawdę to oznacza?
W golfie główna różnica polega na tym, że amatorzy nie mogą zarabiać za grę. Nie mogą dostawać pieniędzy. Natomiast zawodowcy mogą. To największa różnica. Takie uderzenia, że piłka wpada do dołka ze 150-200 metrów są bardziej przypadkiem, niż umiejętnościami. To, co rozróżnia golfistę zawodowego od takiego rekreacyjnego, to mniejsze błędy. Każdy potrafi raz na jakiś czas zagrać dobre uderzenie. I takie dobre uderzenie amatora nie odbiega bardzo od moich. Natomiast moje słabe uderzenie jest dużo, dużo lepsze od jego słabego. To jest ta różnica. Zawodowi golfiści popełniają dużo mniej błędów.

Ale zawodowstwo to też różne poziomy, które trzeba pokonać, by dołączyć do topowych golfistów?
Tak, są różne ligi oraz turnieje kwalifikacyjne, poprzez które można ułatwić sobie przechodzenie z jednej ligi do drugiej. Zdaję sobie sprawę, że to będzie długi i powolny proces. Ale jestem osobą cierpliwą. Wiem, że nie wydarzy się to jutro, więc po prostu będę robił swoje. W tym roku moim celem jest dostać się do DP World Tour. To jest pierwsza liga europejska. Chcę wziąć udział w turnieju Q-School, który jest trzystopniową kwalifikacją do tej ligi. A takim realnym celem jest dostać się do drugiej ligi, czyli do Challenge Tour. Osoby, którym trochę słabiej powiedzie się w kwalifikacjach, mogą trafić właśnie do drugiej ligi. Obecnie gram w trzeciej i z niej także mam możliwość awansować. Są więc różne możliwości.

Ważne jest, żeby grać jak najwięcej turniejów i gromadzić punkty do rankingu?
Tak i nie. O ile ranking światowy jest średnią wyników, to rankingi lig sumują punkty. W golfie zawodnicy nie mają żadnych zobowiązań, co do liczby turniejów, w których muszą zagrać. Każdy sam decyduje w ilu wystąpi i kiedy. Ważne jest, żeby znaleźć ten balans pomiędzy tym, żeby grać dużo i zdobywać punkty, a tym, żeby nie przesadzić. Jeżdżąc na turnieje i nie zdobywając punktów człowiek tylko się męczy. Nad tym też pracujemy z trenerem, aby wszystko idealnie poukładać.

Na polu golfowym bardziej walczy pan z przeciwnikami, czy ze sobą?
To jest bardziej walka z samym sobą. Turnieje są zazwyczaj trzy lub czterodniowe. Nie ma bezpośredniej rywalizacji jeden na jednego, chociaż wiadomo, że na polu widzi się tablicę wyników. Niektórzy jej unikają i ja również staram się na nią nie patrzeć. Skupiam się tylko na sobie. Jest to rywalizacja raczej z samym sobą, ze swoimi myślami, z polem oraz z warunkami atmosferycznymi. Kto przez cztery dni najlepiej sobie z tym poradzi, ten wygrywa turniej.

Golf wydaje się prostym sportem, bo chodzi o to, żeby po prostu piłką trafić do dołka. Ale czynników decydujących o powodzeniu uderzenia jest pewnie mnóstwo?
To zależy, kto na jakim poziomie chce grać. W każdym wyczynowym sporcie chcąc zrobić coś najlepiej na świecie trzeba poświęcić bardzo dużo pracy nad detalami. Nad rzeczami, o których ludzie nie zdają sobie sprawy. Ale żeby grać towarzysko, w weekendy, to nie jest aż tak skomplikowany sport.

Na pana poziomie o zwycięstwie decydują różnice w technice gry między zawodnikami, czy bardziej ta umiejętność analizowania zmiennych i wyciągania właściwych wniosków?
Na pewno decyduje trochę kwestia techniki oraz umiejętności, ale też doświadczenie i psychika. Najlepsi zawodnicy na świecie są już tak ograni i tak oswojeni z sytuacjami, które zdarzają się na polu, że dla nich to zupełnie coś innego, niż dla mnie. Ja jestem dopiero po pierwszych turniejach zawodowych. Cały czas pracuję też z psychologiem i jestem w kontakcie z moimi trenerami ze Stanów. Wciąż mi doradzają. Mój trener, Jacek Person, także próbował kiedyś grać zawodowo, więc mi podpowiada. Korzystam z wiedzy kilku trenerów. W dzisiejszych czasach jest też dostępnych coraz więcej informacji, np. o taktyce. Kiedyś zawodnicy uczyli się tego poprzez nabywanie doświadczenia. To oznaczało wiele lat gry na przeciętnym poziomie i uczenie się. Optymalny wiek w golfie wynosił około 30 lat. Natomiast dzisiaj wiedzę, którą zawodowcy zdobywali latami, uczymy się już na studiach. Dlatego coraz częściej widzimy młodych zawodników, dwudziestokilkuletnich, którzy wygrywają turnieje na najwyższym poziomie.

W trakcie gry korzysta pan z podpowiedzi?
W golfie jest osoba, która nazywa się „caddy” i on nosi torbę z kijami oraz pomaga i doradza. Ja finansowo nie jestem jeszcze gotowy, żeby podróżować z taką osobą, ale jeżeli będę wchodził na wyższy poziom, to na pewno będę musiał mieć kogoś, kto mi doradzi na polu golfowym. To trochę sport drużynowy, ponieważ „caddy” na najwyższym poziomie jest bardzo ważną osobą. Nie chodzi nawet o dobór kijów, bo to nie jest trudne, ale istotne jest wsparcie mentalne. Jest on takim przyjacielem na polu.

Jakie były pana wrażenia po pierwszych zawodowych turniejach?
Golf amatorski jest już naprawdę na bardzo wysokim poziomie, więc różnice w umiejętnościach zawodników są bardzo małe. Różnica jest taka, że gra się o więcej. Golf zawodowy, to już biznes. Trzeba wydawać pieniądze na wyjazdy, ale chce się też na tych turniejach zarabiać. Presja jest więc dużo większa. W golfie nie otrzymujemy pensji. Chyba, że ma się naprawdę dobrych sponsorów. Zarobki są jednak uzależnione od wyników. W turniejach obowiązuje tzw. „cut”, czyli po pierwszych dwóch dniach połowa zawodników odpada z rywalizacji i dalej już nie gra. Oni nie dostają ani grosza. Pozostali im lepszy wynik osiągną, tym lepsze pieniądze zarobią. Jeżeli więc ktoś regularnie gra słabo i nie przechodzi tych „cutów”, to tylko wydaje pieniądze. Presja robi się coraz większa, w głowie zaczyna pojawiać się myśl, że jak znowu zagram słabo, to nie będzie mnie stać na wyjazd na następny turniej.

Na tym poziomie zawodowstwa można utrzymywać się z gry?
Chcąc utrzymywać się z nagród w turniejach trzeba grać w pierwszej lidze, albo osiągać dobre wyniki w drugiej. W trzeciej lidze jest dużo ciężej. Tutaj z nagród utrzymuje się może 15 osób. I to może.

Transport, hotel, wyżywienie, to wszystko jest po stronie zawodnika?
Tak, zawodnik wszystko sam musi sobie zapewnić. Dlatego cały czas szukam sponsorów, którzy mi pomogą. Od wielu lat wspiera mnie prezes Roman Hrynkiewicz ze Spółdzielczego Banku Powiatowego w Piaskach. Ale potrzebuję kolejnych sponsorów, żebym mógł spokojnie jeździć na turnieje. Natomiast wygrane powinny być na razie jedynie bonusem. Wystarczy, żeby na początek wyjazdy przynajmniej się zwracały. Dopiero po przejściu do drugiej ligi można zacząć myśleć o zarabianiu pieniędzy.

W golfie nie ma mistrzostw świata, a najważniejszymi zawodami są turnieje wielkoszlemowe?
Mistrzostwa świata są dla amatorów. Są to mistrzostwa drużynowe, a ich zasada jest podobna, do tych w piłce nożnej. Różne regiony wysyłają pewną liczbę reprezentacji i z każdego kraju gra wtedy trzech zawodników. Zawody odbywają się co dwa lata. Natomiast w golfie zawodowym są turnieje wielkoszlemowe.

Pan ma szansę dostać się do takiego turnieju?
Do turniejów wielkoszlemowych awansuje się z rankingu światowego. Czysto teoretycznie szanse więc mam, ale bardzo małe, bo w trzeciej lidze punkty do rankingu są dużo mniejsze, niż w pierwszej lidze. Do wymarzonego turnieju Masters dostaje się tylko 60-80 najlepszych zawodników na świecie. Natomiast do turniejów US Open i rozgrywanego w Wielkiej Brytanii The Open Championship można dostać się poprzez turnieje kwalifikacyjne. Zatem do tych zawodów są dwie drogi, przez ranking oraz przez kwalifikacje.

To jest pana cel?
Ja przede wszystkim chciałbym zagrać na igrzyskach olimpijskich. Jeszcze nie w tym roku, bo nie mam już czasu, żeby zdobyć punkty do rankingu. Ale myślę o Los Angeles w 2028 roku i ten cel jest jak najbardziej realny.

Droga na igrzyska olimpijskie jest łatwiejsza?
Łatwiejsza, niż do turnieju wielkoszlemowego. Jest bowiem ograniczona liczba zawodników z poszczególnych państw. Stany Zjednoczone będą mogły wystawić czterech lub pięciu golfistów, a pozostali bardzo dobrzy zawodnicy nie będą zajmować miejsc innym. Będzie więc łatwiej. I to jest mój główny cel, który stawiam sobie nawet przed dostaniem się do ligi amerykańskiej.

A jest szansa, żeby spotkać pana na polu golfowym w Lublinie lub w Wierzchowiskach?
Jak tylko jestem w Lublinie, to tutaj trenuję. Często wprawdzie wyjeżdżam pod Warszawę, ponieważ tamten obiekt jest dużo większy i mam tam większe możliwości, ale jak ogranicza mnie czas, to trenuję na polu nad Zalewem Zemborzyckim. W Lublinie jest nas tak mało, że właściwie wszyscy kiedyś ze mną już grali. Szczególnie, jak byłem młodszy.

Czego życzy się zawodowemu golfiście?
Najlepiej dobrej gry i sponsorów, ponieważ początki są ciężkie.

emisja bez ograniczeń wiekowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski