Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Nolisą Khumalo, uczestniczką The Voice of Poland z Lublina. "W Polsce znalazłam mój drugi dom"

Anna Chlebus
Anna Chlebus
Wideo
od 16 lat
O pochodzącej z Zimbabwe Nolisie, a właściwie Nobesuthu Lisie Khumalo zrobiło się głośno, gdy w The Voice of Poland brawurowym wykonaniem "Down on my knees" Ayọ zapewniła sobie miejsce w drużynie Marka Piekarczyka. Szła jak burza przez kolejne etapy programu i zakwalifikowała się do odcinka na żywo, w którym będziemy mogli oglądać ją już w sobotę (29 października). Kim jest ta wszechstronnie utalentowana dziewczyna? W rozmowie zdradza nam, co czuła stojąc na scenie, opisuje Polskę z perspektywy Zimbabwejki i radzi, jak gonić za marzeniami, nie tracąc przy tym głowy.

Przyznam szczerze, że kiedy słuchałam piosenki, którą zaśpiewałaś w swoim ojczystym języku, miałam łzy w oczach i ciarki przeszły mi po plecach. Dziękuję ci za to wykonanie. Czy możesz mi powiedzieć o niej coś więcej?

Bardzo mi miło to słyszeć! To piosenka o miłości oczywiście - o płomieniu, który nigdy nie gaśnie, niezależnie od tego jak źle się czasami w życiu wiedzie. Tylko ona może oświetlić, ogrzać serce i duszę.

Słyszałam, że w Zimbabwe jest kilkanaście obowiązujących języków - w którym z nich ją zaśpiewałaś?
Kilka z nich brzmi bardzo podobnie do siebie, mają wspólne, charakterystyczne "klikające" głoski - nazywają się zulu, tswa i ndebele. Właściwie jak mówisz jednym z nich, to inne też zrozumiesz. Ja zaśpiewałam w zulu.

A "Down on my knees"? Co popchnęło cię w kierunku tej piosenki, czy to specjalny dla ciebie utwór?

Po pierwsze, reggae to bardzo specyficzny gatunek, który dawał mi dużo możliwości do zaprezentowania moich umiejętności muzycznych, zupełnie innych niż w przypadku bluesa, rocka czy popu. Po drugie, to w gruncie rzeczy bardzo dramatyczna piosenka zostawiająca ogromne pole do ekspresji - ktoś w niej dosłownie błaga o miłość, mówi, że jest dosłownie "na kolanach". Emocjonalnie obnaża się całkowicie przed tą drugą osobą, nie ma żadnych hamulców, niczego nie ukrywa, porzuca strach przed oceną.

Czy stanie na tej scenie jest tak stresujące, jak to wygląda z perspektywy widza? (śmiech)

Oj tak!!! Przesłuchania w ciemno to chyba najbardziej stresujący moment w całym moim życiu. Strach przed nieznanym dosłownie mnie pożerał. Tak bardzo bałam się, że nikt się do mnie nie odwróci... Jednocześnie też byłam przerażona, że się odwróci, bo co ja wtedy zrobię? (śmiech) To był moment bardzo mieszanych uczuć - i pierwszy raz na tak dużej scenie, z taką publicznością. Do tej pory miałam za sobą tylko małe jam sessions i regularne, zwyczajne koncerty w mojej szkole muzycznej Rytm i Melodia, do której chodzę tutaj, w Lublinie. Nie ma porównania. Wiedziałam, że muszę to dźwignąć, uwierzyć w siebie na tyle, żeby pokazać jurorom, publiczności - i sobie samej talent, który wierzę, że posiadam.

Bez wątpienia posiadasz! Co popchnęło cię do wzięcia udziału, zmotywowało na tyle, żeby przekroczyć strach, który na co dzień wielu z nas paraliżuje w pogoni za marzeniami?

Od dzieciństwa marzyłam, żeby zrobić coś takiego, a odkąd przyjechałam do Polski zaczęłam o tym myśleć bardziej na poważnie. Widzisz, w Harare, z którego pochodzę, jest naprawdę trudno zrobić karierę muzyczną, przebicie się do tego świata graniczy niemalże z niemożliwością. Tutaj w końcu miałam to na wyciągnięcie ręki. Ogromną rolę odegrał też mój narzeczony, Marcin. Słyszał, że śpiewam praktycznie bez przerwy. Chodzę po domu - śpiewam, myję się pod prysznicem - śpiewam, idę gdzieś - śpiewam. Czasem nawet budzę się w środku nocy i chwytam za telefon, bo nagle mi się jakaś melodia przyśni i muszę ją nagrać! To Marcin zapisał mnie do szkoły muzycznej, zaskoczył mnie tym bardzo, bo wcześniej w ogóle nie kształciłam się profesjonalnie w tym kierunku. Ten ogień pasji, który w sobie mam, on codziennie podsyca. Moja rodzina także mnie wspiera, szczególnie mój synek, który mieszka razem z nimi w Zimbabwe - często pyta mnie o kolejne etapy, kiedy rozmawiamy na wideo. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że poza mną nikt w domu tak naprawdę nie interesuje się muzyką! Nikt nie śpiewa, nie gra, nie tańczy. To tylko mój świat.

Słyszałam, że twój tata na przykład pracuje jako lekarz w Wielkiej Brytanii.
Tak! Medycyna to właśnie moja druga miłość - przyjechałam do Polski, żeby studiować pielęgniarstwo, którego teraz uczę się na Akademii Nauk Stosowanych Wincentego Pola. Nie chcę skupiać się na pogoni za tylko jednym marzeniem i dać się mu pochłonąć bez reszty. Nie chcę przez resztę życia zadawać sobie pytania "co by było, gdybym poszła tą ścieżką, a nie tamtą". Wolę to zbalansować i rozwijać się naraz w różnych kierunkach. Polska mi na to pozwala - znalazłam tutaj mój drugi dom.

Te dwie miłości wydają się ogromnie od siebie odległe, a jednak obie do ciebie bardzo pasują. Mieszkasz więc w Polsce od początku studiów, już jakiś czas. Czy coś o niej wcześniej wiedziałaś? Co cię w nas, Polakach, najbardziej zaskoczyło?

Wiedziałam tylko, że są tu góry, pustynne wydmy i że wódka pochodzi z Polski (śmiech). Przychodzi mi do głowy jedna taka rzecz - może mała, codzienna, ale jakoś się jej nie spodziewałam. W Zimbabwe jest taki zwyczaj, że pozdrawia się nawzajem na ulicy, nawet z nieznajomymi - zwykłe dzień dobry, uśmiech, gest ręką, coś w tym rodzaju. I kultura zobowiązuje nas do odpowiedzenia takiej witającej nas osobie. Tutaj zdarza się, że ludzie tego nie rozumieją i nie odwzajemniają w żaden sposób. Ale to może być też kwestia tego, że ktoś po prostu ma zły dzień.

Mamy słońce tylko przez dwa miesiące w roku, jak mamy mieć dobry dzień! (śmiech)

Poza tym sensację wzbudzam zawsze, kiedy powiem jakieś słowo po polsku. Wszyscy wtedy natychmiast pytają czy mówię w waszym języku, skąd go znam i tak dalej.

Może to dlatego, że jest dość trudny do nauczenia się, więc zawsze robi na nas wrażenie, że ktoś się podjął nauki. Inna sprawa, że my sami o Zimbabwe nie wiemy właściwie zbyt wiele. Mnóstwo ludzi traktuje Afrykę jako jeden wielki kraj, a przecież to kontynent przeszło trzy razy większy od Europy.

Tak się cieszę, że o tym mówisz! To mi się wciąż zdarza, nigdy nie wiem jak na to zareagować. Najczęściej odpowiadam po prostu, że jestem z Zimbabwe...

Może zapytaj takiej osoby "jesteś z Europy?" (śmiech) To powinno przestawić jej perspektywę.

Może to jest jakiś sposób! (śmiech)

Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć ci powodzenia w odcinkach na żywo. Będziemy trzymać za ciebie kciuki!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Rozmowa z Nolisą Khumalo, uczestniczką The Voice of Poland z Lublina. "W Polsce znalazłam mój drugi dom" - Kurier Lubelski

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski