Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sagi Lubelszczyzny: - Mój pradziadek wziął ślub z rozkazu cara

Marcin Jaszak
Lubelska kolej. Stefan Teodor Kasperski, ojciec Hanny, drugi z lewej
Lubelska kolej. Stefan Teodor Kasperski, ojciec Hanny, drugi z lewej Archiwum Hanny Kasperskiej
Aleksander to jeden z synów Mikołaja, a kolejny Aleksander to wnuk Mikołaja i syn Mikołaja. Hanna Maria Janina Kasperska tłumaczy zawiłości w rodzinie i do czego może służyć obrączka.

Pisze, rysuje, szkicuje - tym żyje. Czy czegoś jeszcze dowiem się o Pani?
Od 2009 roku napisałam siedem książek. Trzy wydałam, a reszta czeka na lepsze czasy. Właśnie skończyłam wspomnienia i historię mojej rodziny. Niestety, nie mam funduszy, aby ją wydrukować. Tu są moje szkice. Przygotowałam - proszę zobaczyć. Rysunki z anatomii. Cały czas albo piszę, albo rysuję.

Od zawsze Pani rysowała?
Chodziłam do liceum sztuk plastycznych. Udało mi się uczyć dwa lata, później niestety musiałam przerwać naukę, bo zachorowałam. Pół roku się leczyłam. Później. w wyniku błędów lekarskich. choroba ciągnęła się za mną przez całe życie. A rysowanie było jak narkotyk, odrywało mnie od rzeczywistości. Kiedyś potrafiłam rysować po kilka szkiców naraz. Zapamiętywałam się w tym. Kiedy nie mogę pisać, to rysuję. A jak nie rysuję, to piszę. Cały czas coś notuję. W samochodzie, autobusie czy pociągu. Wszędzie. W nocy wciąż myślę o nowych pomysłach, a rankiem je spisuję.

Czeka Pani na wydanie książki, a pierwsza?
Wspomnienie z lat siedemdziesiątych z ówczesnej Czechosłowacji. Pojechałam tam w ramach tak zwanego werbunku z urzędu miasta, przez wydział zatrudnienia. Przystosowywałam się wtedy do życia po leczeniu. Wyjechałam jako kierownik grupy do fabryki mebli giętych. Zresztą, wciąż zmieniałam kolejne prace. Byłam zatrudniona na kolei w różnych służbach, pracowałam w wojsku, w garnizonowym klubie oficerskim, w kolportażu prasy, w fabryce mebli, w ośrodku wczasowym, w PTTK i jeszcze w paru innych miejscach...

Nie mogła Pani sobie znaleźć miejsca w życiu?
Nie o to chodziło. Po prostu lubiłam podróże, kontakt z coraz to innymi ludźmi i cały czas pragnęłam zmian. Poza tym to po części wiązało się z moją chorobą, bo byłam na rencie.

Wspominała Pani o historii rodziny i o tym, że sięga ona Powstania Styczniowego.
To fakt. Mam może nie z tamtego okresu, ale z początków dwudziestego wieku, całą masę dokumentów, pocztówek i zdjęć. Historia jest taka, że dziadek ze strony mamy był wnukiem powstańca styczniowego Mikołaja Ruszkowskiego. Mikołaj, za udział w powstaniu, został zesłany na Sybir i pozbawiony szlachectwa. Jego synowie, którzy mieli wtedy osiem, dziewięć i dziesięć lat, zostali, z racji szlachectwa, odesłani do Petersburga do carskiej szkoły oficerskiej. Było ich trzech, ale jakiekolwiek informacje mam o Mikołaju i Aleksandrze. Mikołaj wyszedł ze szkoły jako pułkownik, a Aleksander w stopniu admirała. Aleksander zginął gdzieś na Morzu Czarnym podczas pierwszej wojny światowej, a Mikołaj z rozkazu cara ożenił się z baronówną Eweliną von Sontag.
Z rozkazu cara?
Zgadza się. Był w wojsku po szkole oficerskiej i nie miał nic do powiedzenia. Podlegał carowi, a ten właśnie tak sobie wymyślił.
Coś mi się nie zgadza. Aleksander, Pani dziadek, był wnukiem powstańca styczniowego i Aleksander jako admirał zginął na morzu...

W rodzinie była tradycja nadawania imion potomkom po rodzicach albo dziadkach. Stąd to zamieszanie. Ja sama mam trzy imiona, z czego jedno po mamie, a drugie po babci. Aleksander to jeden z synów Mikołaja, wspomnianego powstańca, a kolejny Aleksander to wnuk Mikołaja, a syn Mikołaja i Eweliny. Ten był moim dziadkiem. Mikołaj i Ewelina wyjechali do Warszawy, ponieważ Mikołaj jako oficer dostał właśnie tam przydział do służby. Tam rodzą im się kolejne dzieci. Michał, Włodzimierz i w 1880 roku przyszedł na świat Aleksander, mój dziadek.

Kolejny Aleksander. Czym się zajmował?
Z zachowanych dokumentów wiem, że prawdopodobnie pracował w dyrekcji kolei wileńskiej, bo znalazłam jakieś podziękowania i odznaczenia. W 1912 roku bierze ślub z Janiną Ludwiką Niemcewicz, córką Edwarda Konstantego i Antoniny z domu Werpachowskiej. Ich losy dopiero będę próbowała odtworzyć na podstawie ich korespondencji na kartkach pocztowych. Na razie je poukładałam chronologicznie, później będę próbowała odczytać. Proszę zobaczyć.

Setki listów. Zobaczmy losowo. Ósmy czerwca 1911 roku: Ukochany mój Olesiu. O ile ucieszyłam się widząc Ciebie, o tyle znów zmartwiłam się Twoim pogorszeniem. Ty naprawdę chcesz mnie opuścić. Wiedz zatem, że ja na samą myśl o tem, drętwieję i nie wiem, czy bym mogła znieść i przeżyć ten cios. Lecz nie! Ty będziesz zdrów i będziesz żył... - Jakaś poważna choroba.
Właśnie. Tak jak mówiłam, będę dopiero poznawała losy Aleksandra i Janiny. Wiem jedynie, że długo się sobą nie cieszyli. W 1925 roku Janina umiera, a Aleksander zostaje z czwórką dzieci: Jerzym, Włodkiem, Stanisławem i Marią Magda-leną, moją mamą. Wyjeżdża wtedy z nimi do Białegostoku i tam żeni się powtórnie z wdową. Moja mama urodziła się w 1923 roku, zatem na starcie została sierotą. W 1934 roku umiera też Aleksander, ojciec mamy. Wtedy przez pewien czas mama wychowywała się w Lublinie u babci Antoniny i jej przyrodniej siostry Heleny Ksawery Kosteckiej z domu Bogdanowicz. Mieszkała jednak na stałe w Białymstoku z macochą i tam się uczyła. Do Lublina przyjechała na wakacje w lipcu 1939 roku i tu zastała ją wojna. Nie mogła wrócić do Białegostoku, choć tam miała kontynuować naukę, bo właśnie wtedy otrzymała stypendium od Józefa Piłsudskiego. Wojna jednak pokrzyżowała jej plany.

W Lublinie nie mogła się dalej uczyć?
Uczyła się w szkole krawieckiej i u wspomnianej, ciotecznej babki Heleny. Helena miała wówczas pracownię krawiecką na Krakowskim Przedmieściu i przy Królewskiej. Szyła dla elit i jak wiem, całkiem dobrze jej się powodziło. Z nią też wiąże się wiele niepoznanych jeszcze historii. Mam po niej setki pocztówek z Taszkientu, bo tam przebywała na początku ubiegłego wieku. Działała w jakiejś bojówce i za swoją działalność była więziona w Odessie. Tę jednak historię dopiero poznam. Czekają na mnie też wspomnienia wujka Włodka, brata mamy. Urodził się w 1915 roku i pracował w ministerstwie komunikacji. Podczas drugiej wojny został aresztowany i wywieziony na Kołymę wraz z Ryszardem Kaczorowskim, bo oni znali się jeszcze z Białegostoku. Przesiedzieli wspólnie sto dni w celi śmierci i z Kołymy przeszli cały szlak bojowy pod Monte Cassino z armią generała Andersa. Wujek zostawił wiele notatek oraz listy, które pisał do mojej mamy.

Właśnie. Pani mama. Uczy się krawiectwa i co dalej?
Jak wspominałam, została sierotą. Mieszka u babci przy ulicy Zamojskiej, uczy się i pracuje, żeby zarobić na utrzymanie. W 1943 roku wychodzi za mąż za Stefana Teodora Kasperskiego.

Młodo. Miała dwadzieścia lat.
To już w zupełności wystarczyło. Poznali się, ponieważ mieszkali w tej samej kamienicy. Ojciec pracował na kolei. Zaczynał od pomocnika palacza aż do naczelnika w zarządzie wagonów. Mam tu nawet wykaz szkół, które skończył. Przed wojną chodził do gimnazjum Vetterów, szkoły rzemieślniczo-handlowej Stanisława Syroczyńskiego, szkoły budowy maszyn w Grudziądzu, studiował ekonomię na KUL, ale nie skończył, a po wojnie uczył się na Politechnice Warszawskiej. Tu jest powojenne zdjęcie taty przy parowozie.

O rodzinie mamy Pani opowiadała, a przodkowie ojca?
Jan Kasperski i Eleonora z domu Lisiecka. O nich wiem bardzo mało, bo pochodzili spod Lublina. Wzięli ślub w 1907 roku, kiedy babcia miała 16 lat, a dziadek 24. W 1912 roku urodził im się Stefan. Mieli zresztą około ośmiorga dzieci, a prze-żyła tylko trójka z nich. Dziadkowie Kasperscy tuż przed wojną rozpoczęli budowę domu na Majdanie Tatarskim. Zdążyli go ukończyć, wtedy Niemcy, tuż przy tym domu, zaczęli tworzyć getto żydowskie, więc zburzyli ten dom. Po pół roku getto zostało zlikwidowane, dziadkowie zatem zostali bez dachu nad głową i z kredytem zaciągniętym na budowę.
Maria bierze ślub ze Stefanem i...
Kiedy się poznali, tata był w partyzantce. Należał do Gwardii Ludowej, miał pseudonim Synek i służył u Ryszarda Postowicza, pseudonim Murzyn. Tata został wyznaczony na dowódcę grupy sabotażowo-dywersyjnej na kolei. Dzięki temu, że pracował na kolei, mógł zbierać materiały o ruchach i rozmieszczeniu pociągów. W swoich notatkach opisał szereg akcji, jakie przeprowadzili na kolei. Mama zaraz po ślubie też wstąpiła do partyzantki i miała pseudonim Kaśka. Mogę powiedzieć, że brałam udział w kilku akcjach, wspólnie z mamą, bo urodziłam się w 1944 roku, więc mama podczas swojej działalności konspiracyjnej była już w ciąży.

A Pani wspomnienia z tamtego Lublina.
Z dzieciństwa mam niewiele wspomnień. Tu mam zdjęcie z moją siostrą Krystyną. Mieszkaliśmy przy Zamojskiej, a uczyłam się w tak zwanej szkole ćwiczeń przy ulicy Narutowicza.

Szkoła ćwiczeń?
Chodziło o to, że tam miały praktyki uczennice pedagogiki i nas uczyły. Mam zachowane wszystkie świadectwa z tamtego okresu. Później zaczęłam uczęszczać do Liceum Sztuk Plastycznych, ale po dwóch latach musiałam zrezygnować z powodu choroby. Pół roku się leczyłam, a później jeszcze długo dochodziłam do zdrowia. Jak wspomniałam, wyjechałam do Czechosłowacji, po tym uczyłam się zaocznie w Warszawie, w studium kultury i oświaty dla dorosłych.

Opowiada Pani o rodzinie, a chyba w tym momencie jest Pani samotna.
Mam siostrę, ale tak to nie mam rodziny. Wyszłam za mąż, ale po siedmiu latach zrezygnowałam z tego związku. Zresztą, ślub brałam późno, bo grubo po trzydziestce.

Małżeństwo z rozsądku?
Skąd! Wyszłam za mąż z wielkiej miłości i rozwiodłam się z wielkiej miłości.

Pojawił się inny mężczyzna?
Nie. Rozwiodłam się z miłości do niezależności. W studium uczyłam się między innymi psychologii i pedagogiki. Pewne rzeczy i zachowania męża zaczęły mnie niepokoić i nie pozwalały na kontynuację takiego życia. Poza tym nie potrafiłam się podporządkować pewnym normom i zasadom, jakie wtedy zaczęły mnie osaczać. Nie byłam osobą przeciętną i mężowi to przeszkadzało. Jak mówiłam, rozwiodłam się z miłości do niezależności. Ale mam przynajmniej wspomnienia, bo to była wielka miłość.

Widzę na Pani dłoni obrączkę. Sentyment?
Kwestia praktyczna. Obrączka podtrzymuje mi pierścionek. A pierścionek to już sentyment. Pamiątka po mojej mamie. Prezent od niej. Dla mnie jest teraz jakby talizmanem.

Napisała Pani też książkę o miłości.
Bo miłość ma naprawdę różne oblicza. Miłość do dziecka, do rodziców, do mężczyzny - ta połączona jest zazwyczaj z namiętnością i pożądaniem.

A Pani? Jak kochała?
Z namiętnością i pożądaniem. Później jednak zaczęłam wszystko analizować, pytać sama siebie, czy to ma sens, bo ja zawsze podejmowałam decyzje z dużym rozsądkiem.

Smutne takie życie, podporządkowane rozsądkowi.
Nie. Byłam szczęśliwa i zakochana i nikt mi tego nie odbierze. Mimo samotności czuję się bardzo szczęśliwa. Jak pan mówił na początku - piszę, rysuję i żyję.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski