Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sagi Lubelszczyzny: Palce w sieczkarni, ślub w obozie i rozklekotane autobusy (ZDJĘCIA)

Marcin Jaszak
Sagi Lubelszczyzny
Sagi Lubelszczyzny Archiwum rodzinne
Adamscy planowali, że wyjadą do Kanady. Czekali kilka tygodni i mimo wcześniejszych planów, w ostatniej chwili, zdecydowali, że pojadą do Polski. Stanisław Buczek opowiada o losach rodzin Korniłowów i Adamskich oraz o pierwszych autobusach w Zamościu

Pozwolę sobie zacytować: Ławr Gieorgijewicz Korniłow, urodzony w 1870 roku w Ust-Kamienogorsku. Rosyjski generał, głównodowodzący wojskami armii rosyjskiej w roku 1917, współtwórca i pierwszy dowódca Armii Ochotniczej - pierwszej formacji Białej Armii. Pana żona jest z nim spokrewniona.
Ławr to brat Pawła Korniłowa, pradziadka mojej żony Alicji. Paweł służył wcześniej w wojsku carskim, podobnie jak Ławr. Po rewolucji, kiedy chcieli wziąć Pawła do Armii Czerwonej, ten postanowił, że zrobi wszystko, aby tam nie pójść.

I...?
Włożył prawą rękę do sieczkarni i stracił palce, więc nie nadawał się już do armii. Ten brak palców widać na fotografii już z 1959 roku, gdzie jest z drugą żoną.

Czyli obaj bracia walczyli z bolszewikami. Każdy na swój sposób. Ale, jak czytałem, generał Ławr Korniłow był za tym, żeby przywrócić karę śmierci za dezercję, a jego brat, choć z Armii Czerwonej, ale jakby zdezerterował.
W rodzinie krąży historia o braciach, ale aż tak dokładnie nie wiadomo, jak się dogadywali. Z tego, co wiem, znacznie różnili się poglądami. Paweł posiadał dość spore gospodarstwo w Taganrogu i można powiedzieć, że był ziemianinem. Tam urodziła się Sinajda, moja teściowa. Tam chodziła do szkoły i stamtąd zabrano ją do obozu. Później rodzina przeprowadziła się do Stawropola. Bardzo możliwe, że musieli to zrobić ze względu na pokrewieństwo z Ławrem. Zresztą Sinajda, później Zuzanna, odwiedziła w 1956 r. swoją siostrę Szurę, która nie wyjechała do Polski. Tam Sinajda spotkała też żonę generała Korniłowa. Miała na imię Ulasza. Opowiedziała, że syn generała był po rewolucji prześladowany i uciekł do Polski. Dała Sinajdzie kartkę z adresem i jego nowym nazwiskiem. Niestety, w czasie podróży powrotnej okradziono ją i te notatki też zginęły. Ślad się urwał, ale bardzo możliwe, że gdzieś w Polsce żyją potomkowie generała Korniłowa.

Powiedział Pan: stamtąd zabrano ją do obozu. Podczas drugiej wojny?
Zabrano ją do Niemiec na roboty. Była w obozie pracy koło Hanoweru. Podczas wojny w 1941 r., kiedy mieszkali w Tagenrogu, Sinajda poszła z koleżanką na pole pszenicy, aby zbierać kłosy pozostałe po żniwach, bo nie było co jeść. Zostały złapane przez Niemców. Zebrali wtedy wszystkich w miejscowej szkole, a stamtąd popędzili całą kolumnę piechotą do Lwowa. Załadowali ich do wagonów i zawieźli do Niemiec. Teściowa, po przeszkoleniu, pracowała na tokarni w fabryce amunicji. Wspominała, że najpierw toczyła mniejsze łuski do karabinów, a kiedy przenieśli fabrykę z Salzgitter do Helmsted, toczyła już większe łuski do haubic i dział. Opowiadała, że pracowały tam Francuzki, Czeszki, Rosjanki i kobiety wielu innych narodowości. Co ciekawe, nie miały tam złych warunków ani wielkiego rygoru. Mogły organizować sobie pikniki i potańcówki. Obok był obóz męski, w którym pracował Tadeusz Adamski.

Zapewne podczas potańcówki Sinajda poznała Tadeusza?
Pracował w jakiejś hucie stali. Z tego co opowiadał, radził sobie tam bardzo dobrze. Miał dryg do mechaniki i jeździł samochodem dostawczym. Jego majster bardzo go polubił. Miał syna, jednak ten zginął na froncie, więc po wyzwoleniu majster zaproponował Tadeuszowi, aby został w Niemczech. Obiecał, że go usynowi i przekaże cały majątek.

Tadeusz jednak zrezygnował.
Tak. Nigdy o tym więcej nie opowiadał. Wziął ślub cywilny, jeszcze tam w Niemczech, z Sinajdą i po wyzwoleniu przyjechali do Polski.

Akurat do Lublina. Skąd pochodził Tadeusz?
Z Włodzimierza Wołyńskiego. Tam się urodził. Jego ojciec Antoni szybko owdowiał i miał czworo dzieci z pierwszego małżeństwa. Ożenili go więc z Marią, a może raczej ją wydali za bogatego gospodarza.

Taka dobra partia?
Był bogaty, aczkolwiek był też hulaką i wolał raczej bawić się niż pracować. Z tego względu Tadeusz musiał pracować na roli i zarabiać na potrzeby tatusia. Antoni miał z Marią kolejną czwórkę dzieci. Tadeusza, Stanisława, Jadwigę i Zofię. Stanisław miał dziewięć lat, kiedy załamał się pod nim lód i wpadał do wody. Kilka dni leżał nieprzytomny, później zachorował na zapalenie opon mózgowych i zmarł.

Wrócę do pytania, jak Tadeusz z Sinajdą wylądowali w tych okolicach.
Osiedlili się w Zamościu, tam nadal mieszka moja teściowa. A historia z przyjazdem do Polski jest taka, że początkowo Adamscy planowali, że wyjadą do Kanady. Czekali kilka tygodni i w końcu wyjechał pierwszy transport, ale do Polski. Mimo wcześniejszych planów, w ostatniej chwili zdecydowali, że pojadą tym transportem. Amerykanie zabrali ich autobusami do Szczecina. Tam był punkt rozdziału repatriantów i nagle okazało się, że małżonkowie będą rozdzieleni.

Witamy w Polsce Ludowej. Dlaczego chcieli ich rozdzielić?
Koleżanka Sinajdy powiedziała, że ta jest Rosjanką, więc chcieli ją wysłać do Rosji. Na szczęście teść był zaradny i potrafił wszędzie się wkręcić. Udało mu się dogadać z jakimś pułkownikiem w urzędzie, który załatwił Sinajdzie nowe dokumenty na nazwisko Zuzanna Krzyżanowska urodzona we Włodzimierzu Wołyńskim. W ten sposób ruszyli w dalszą podróż. Dojechali do Częstochowy, a jako że Zuzanna była już wtedy w ciąży z najstarszym synem, to Tadeusz zostawił ją u przyjaciół w Częstochowie, a sam wyruszył do Zamościa.

No właśnie. Dlaczego tu?
Okazało się, że osiedlił się tu jego ojciec z resztą rodziny. Tadeusz wrócił więc po żonę i przyjechali do Zamościa. Kiedy Zuzanna zobaczyła te rudery, w jakich mieszkali i opłakane warunki, to się popłakała. Jak się później okazało, nie miała tam łatwego życia. Teściowa Maria jej nie lubiła i dawała jej nieźle popalić, ale to akurat nic w porównaniu ze służbami bezpieczeństwa. Podejrzewano ją, że jest szpiegiem i ciągle była wzywana na przesłuchania. Miała sąsiadkę, która pisała na nią donosy i skończyłoby się to prawdopodobnie bardzo źle, ale akurat w tym czasie, kiedy zabierano ją na przesłuchania, była w ciąży. Powiedzieli jej wtedy, że gdyby nie dzieciątko, a była w ciąży z Izą, młodszą siostrą mojej żony, to wylądowałaby w Warszawie na Mokotowskiej.

Jednak jakoś sobie poradzili w tym Zamościu.
Tadeusz pracował jako kierowca w rozlewni wódek Baczewskiego. Była to spółka o nazwie "Jaskółka". Po jakimś czasie powołano do życia Spółdzielnię Pracy Kierowców i Pracowników Samochodowych "Autonaprawa". Spółdzielnia powstała dokładnie 10 czerwca 1950 roku z połączenia Spółki Inwalidów A. Girguś i Spółka, Spółdzielni Pracy Kierowców i Pracowników Samochodowych w Tomaszowie Lubelskim oraz Spółki Komunikacyjnej "Jaskółka" w Zamościu. Dzięki temu Tadeusz Adamski znalazł się wśród dwunastu założycieli spółdzielni, która zresztą działa do dzisiaj. Początki jednak były trudne. Mieli stare samochody, które wciąż wymagały remontów. A drogi były, a raczej ich prawie nie było, więc stare autobusy często się przez to psuły. Widać zresztą na zdjęciach, jaki sprzęt jeździł na początku istnienia "Autonaprawy". Po dwudziestu pięciu latach Tadeusz przeszedł do zamojskiego PZM-otu. Nie popracował jednak długo, bo miał wypadek. Uwielbiał łowić ryby i któregoś dnia jechał swoim motorowerem Jawa na ryby. Jakiś inny motocyklista wymusił na nim pierwszeństwo i skończyłoby się to tragicznie, bo ludzie, którzy byli na miejscu, stwierdzili, że nie ma nawet sensu wzywać karetki. Jednak szczęśliwie jechał tamtędy kolega teścia, który wezwał pomoc. Teść długo się później po tym leczył i w końcu doszedł do siebie.

Jeździł motorowerem, ale widzę, że na jednej z fotografii stoi przy samochodzie.
To auto jego szwagra. Teść nigdy nie miał samochodu, bo twierdził, że musiałby mieć autobus lub busa, żeby wozić całą rodzinę. Choć w pewnym momencie, można powiedzieć, miał samochód. W latach osiemdziesiątych jego najstarszy brat podarował mu warszawę garbusa, bo kupił sobie malucha. Teść przyjechał nią z Krasnobrodu do Zamościa i spaliła wtedy prawie tyle benzyny ile przejechał kilometrów. Postawił ją więc w ogródku i po pewnym czasie, kiedy ją rozebrał i sprzedał części, pozostała tylko karoseria. Służyła przez długi czas za magazyn zabawek dla dzieci.

Wspominał Pan, że Zuzanna nadal mieszka w Zamościu.
W ubiegłym roku w czerwcu skończyła dziewięćdziesiąt lat. Nadal jest sprawna i aktywna. Cieszy się każdą chwilą. Powtarza, że ludzie w jej wieku zazwyczaj czekają po prostu na śmierć, ale nie ona. Codziennie wychodzi na spacer albo do sklepu. Robi pyszne przetwory i uwielbia chodzić na grzyby. Co roku cieszymy się suszonymi borowikami, które nam daje. Na koniec jeszcze jedno wspomnienie mojej żony. Proszę zobaczyć to zdjęcie. Zuzanna ze swoimi córkami Alicją i Izą w ogródku przy domu w Zamościu. Stoją wśród kwiatów. Moja żona, choć nie pamięta jak się nazywają, do tej pory ma w głowie ich zapach. a

Podziel się wspomnieniem
Zapraszamy Państwa do opowiadania swoich rodzinnych historii. Czekamy pod numerem 81 44 62 800. Adres email: [email protected].

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski