Bo przecież w jego krótkich filmach można znaleźć gejowską pornografię, wypowiedzi nazistów, negatywne wizerunki Żydów i Murzynów. Tyle że żadna z tych etykietek do Kozaka nie pasuje. Bo drugie dno i przewrotność w pracach lubelskiego artysty aż biją po oczach. Trzeba tylko chcieć to zobaczyć.
Tomek Kozak wierzy w sztukę bezkompromisową. Wierzy też w demokrację. Nie jest ani homoseksualistą, ani faszystą, ani antysemitą. Tomek Kozak się bawi. Najczęściej naszym kosztem, ale bywa, że i swoim.
W 2006 r. pokaz jego projektu "Zmurzynienie - historia pewnej metafory" miał odbyć się w Schloss Solitude - centrum pobytów stypendialnych pod Stuttgartem, w którym Kozak miał dostać stypendium i tzw. pobyt rezydencyjny. Ale pokaz odwołano, a rezydencję artysty natychmiast cofnięto. Bo "Zmurzynienie..." pachniało dyrektorowi centrum rasizmem i skandalem. Nic dziwnego. Do Schloss Solitude przyjeżdżają studenci z całego świata, ludzie o różnych kolorach skóry i różnych wyznań. Czy można sobie wyobrazić bardziej nieodpowiednie miejsce na wystawę, której głównym punktem są wypowiedzi Ernesta Jüngera - kapitana Wehrmachtu i wiersze Tadeusza Borowskiego - byłego więźnia obozów koncentracyjnych, dla którego Murzyn był symbolem upadku cywilizacji? Oprócz tego pojawiają się tam wstawki z filmów porno z czarnymi aktorami, a jednym z elementów projektu była rzeźba potężnego, nagiego Murzyna...
- Tak naprawdę, był to sposób opowiedzenia o holokauście bez popadania w banał. Bo zdaniem Michała Głowińskiego (teoretyka literatury ocalonego z warszawskiego getta), naszym obowiązkiem jest pisanie o zagładzie żydowskiej w sposób mocny, bez "stosowności", jak on to nazywa. I Jünger, i Borowski byli ofiarami, i oprawcami zarazem. Np. Borowski po wyjściu z obozu koncentracyjnego pisał o amerykańskich żołnierzach "czarne małpy". Dla nich Murzyn oznaczał barbarzyńcę - wyjaśnia Kozak. - Co ciekawe jednak, ta wystawa pokazywana jest w Tel Awiwie, w Muzeum Sztuki Nowej - miejscu, gdzie mówiąc o holokauście należy być niezwykle ostrożnym. I okazało się, że jest bardzo dobrze przyjęta i zrozumiana.
Bo, zdaniem autora, dla przeciętnego Europejczyka jakiekolwiek niebezpieczne idee są zamiatane pod dywan. A on je spod tego dywanu wyciąga.
- To trochę jak opukiwanie młoteczkiem naszej kultury. Na zewnątrz wszystko jest piękne i ładnie, ale czasem trafisz w miejsce, pod którym jest żywa i boląca tkanka - mówi Kozak..
Tak, jak w "Zmurzynieniu". Ludzie łatwo dostrzegli, że jest tu mowa o holokauście, ale na słowo "zły Murzyn" zapaliła się czerwona lampka. I bez zastanowienia uznano, że nie ma tu żadnego podtekstu, że trzeba "jak najszybciej tego zakazać". Według lublinianina, zadaniem artysty jest pokazywanie przeróżnych antydemokratycznych i niepoprawnych politycznie tez. W ten sposób testuje odporność naszej demokracji na wolność wypowiedzi. "Zmurzynienie..." test oblało. Podobnie jak wiele innych jego prac. Jak chociażby "Klasztor Inversus" z 2003 r.
"Klasztor Inversus" to film zrobiony techniką found footage (łączenie fragmentów różnych filmów). Kozak skleił go z "Potopu" i "Pana Wołodyjowskiego" Jerzego Hoffmana oraz gejowskiego filmu porno. Efekt? Obrazoburczy "teledysk", w którym Kmicic-gej zamiast bronić Jasnej Góry atakuje ją ze swoimi sobowtórami.
- To jedna z moich ważniejszych prac. Postać złego Kmicica pokazuje, jakie pokłady przemocy i zła, które gdzieś w naszej polskiej ikonografii drzemią - objaśnia Kozak.
Ten sam cel przyświecał "Polacy! Jeszcze jeden wysiłek!". To obraz, który nawiązuje do grafik Artura Grottgera. Tylko, że zamiast dzielnych obrońców niepodległości ojczyzny, powstańcy u Kozaka to sfora żądnych krwi bandytów, a obok nich stoi Żyd-morderca niemowląt.
W "Klasztorze Inversum" jest jeszcze inny, równie bluźnierczy wątek. Azja jest wbijany na pal, który w rzeczywistości jest... no, można się chyba domyślić czym. W każdym razie nazwa "Sztywny Pal Azji" nabiera nowego znaczenia. Wątek homoseksualizmu był więc dość wyraźny. Ale Kozak uważa, że nie stara się homoerotyzować, nie zajmuje się też feminizmem, kategorią "gender" i niczym z tym związanym.
- Sodomia - jak u Markiza de Sade jest aktem wyzwolenia się z mieszczańskich reguł, złamaniem wszystkich zasad - komentuje twórca.
Ale motyw męskiej erotyki pojawiał się u niego kilkakrotnie. Np. w "Nerwicy romantycznej" - w rycerskie sceny z "Krzyżaków" Aleksandra Forda wmontował... koncert heavymetalowego Manowar i zdjęcia odzianych w skóry fetyszystów. W tym kontekście muzycy, których stałym elementem wizerunku są odsłonięte klaty, ćwieki i skórzane spodnie wyglądają raczej jak klienci klubów dla gejów niż groźni twardziele.
- Akurat w "Nerwicy romantycznej" nie brakuje ironii - uważa artysta i już teraz mówi o kolejnym pomyśle: przygotowaniu filmowej adaptacji "Pornografii" Gombrowicza i wydanie książki o tym. - Bo dotychczasowe wersje, np. Kolskiego były nieudane.
Kolejny projekt artysty Tomasza Kozaka też pewnie wzbudzi emocje. Czy skandal wywoływany będzie celowo czy przez przypadek - trudno rozstrzygnąć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?