Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

We wrześniu 1939 roku Lublin nie był przygotowany do obrony

Michał Dybaczewski
Michał Dybaczewski
nadesłane
Śmierć Józefa Czechowicza, bohaterski czyn Jana Gilasa, bombardowanie Starego Miasta – to wydarzenia już ikoniczne w wojennej martyrologii Lublina. Ale dramatycznych momentów w pierwszych dniach II wojny światowej było więcej. I m.in. o tym rozmawiamy z prof. dr. hab. Robertem Litwińskim, kierownikiem Katedry Metodologii i Badań nad XX-XXI wiekiem w IH UMCS.

Na terenach sąsiadujących z III Rzeszą atmosfera była napięta od dawna, a jak było w Lublinie? Czym żyła lubelska ulica pod koniec sierpnia 1939 roku?

Odpowiadając na to pytanie należy zwrócić uwagę na dwa aspekty. Z jednej strony lublinianie patrzyli na potencjalny konflikt, jak na coś odległego, ich niedotyczącego, bo warto pamiętać, że województwo lubelskie było jedynym województwem w II Rzeczypospolitej, które nie posiadało dostępu do granicy państwowej. Znajdowało się w centrum kraju, które miało być bezpiecznie. Ówczesne działania propagandowe także zrobiły swoje. Duża część mieszkańców wierzyła w hasło: „silni, zwarci, gotowi” oraz była przekonana, że: „Nikt nam nie ruszy nic, nikt nam nie zrobi nic, bo z nami Śmigły, Śmigły, Śmigły-Rydz” jak śpiewano w marszu pt. Pieśń o Generale Edwardzie Śmigłym-Rydzu. W ten trend wpisywały się także niektóre doniesienia lubelskiej prasy. Warto przywołać w tym kontekście „Głos Lubelski” z 28 sierpnia 1939 r., w którym czytamy, że ostatnie dni sierpnia w Lublinie przebiegały w iście entuzjastycznej atmosferze. Gazeta donosiła, że nigdzie nie ma śladów zdenerwowania i niepokoju, a postawa lubelskiego społeczeństwa jest zdecydowana i nieugięta. Pisano także o chętnym udziale mieszkańców w kopaniu rowów przeciwlotniczych, o wspieraniu wojska i działań antykryzysowych władz miasta wymierzonych w lichwę, paserstwo i spekulację. Z gazety możemy się dowiedzieć, że zaopatrzenie odbywa się normalnie, a w sklepach nie powinno niczego zabraknąć. Zatem w komunikatach prasowych, które trafiały do lubelskiej ulicy, sytuacja nie wyglądała źle. Z takiego punktu widzenia mogło się więc wydawać, że lublinianie są bezpieczni. Z drugiej jednak strony, w raportach władz wojskowych czy też policyjnych coraz częściej czytamy o przypadkach działań dywersyjnych, szerzeniu paniki, czy też o wzmożonej liczbie kradzieży. Pomimo tego, że były to informacje przeznaczone dla osób upoważnionych, to one również przedostawały się do mieszkańców. Poza tym jeżeli lublinianin czytał we wspominanym „Głosie Lubelskim” o podejmowanych przez władz krokach, to mógł coraz częściej myśleć, że coś jednak jest na rzeczy z tą wojną. Tym bardziej, że dwa dni później została ogłoszona mobilizacja powszechna.

Jak Lublin był przygotowany na ewentualną wojnę?

To jest w ogóle ciekawy i wymagający dalszych badań problem. W planach na wypadek wojny z Niemcami Lublin został zaliczony do ośrodków, które miały spełniać rolę zaplecza dla armii. W mieście nie było wielkiego przemysłu zbrojeniowego, więc władze polskie uznały, że nie będzie ono celem dużych ataków niemieckiego lotnictwa. Dlatego też w Lublinie podjęto bardzo ograniczone działania w zakresie ochrony mieszkańców przed skutkami nalotów. Sprowadzały się one w zasadzie do akcji kopania rowów przeciwlotniczych – m.in. w Parku Bronowickim, Ogrodzie Saskim – czy przeglądu piwnic pod kątem dostosowania ich do roli schronów. Konsekwencją takiego podejścia był m.in. fakt, że zgodnie z założeniami władz wojskowych, 8. Pułk Piechoty Legionów, który przed wojną stacjonował w Lublinie, w czasie mobilizacji opuścił miasto i został skierowany na linię frontu. Dodatkowo miasto było bardzo słabo zabezpieczone artylerią przeciwlotniczą – szacuje się, że bezpośrednio przed wybuchem wojny w mieście stacjonowało jedynie 30 dział artylerii przeciwlotniczej oraz dwie kampanie przeciwlotnicze CKM-ów. A tymczasem w mieście znajdowała się przecież Lubelska Wytwórnia Samolotów. W pobliżu było lotnisko w Świdniku. Lublin był ważnym węzłem komunikacyjnym w kontekście zaopatrzenia armii czy ewentualnej ewakuacji. To mogły być, i jak się okazało były, cele ataków lotniczych nieprzyjaciela.

Dziwi tak słaba ochrona miasta na wypadek wojny, tym bardziej, że przecież jeszcze w lipcu 1939 roku, władze państwa postanowiły, że gdyby jednak wojna wybuchła Lublin stanie się tymczasową siedzibą prezydenta RP, a okoliczne miasteczka – poszczególnych ministerstw…

Dokładnie tak, trudno pojąć tę strategię, bo zgodnie z przyjętym planem ewakuacji, Prezydium Rady Ministrów, Sejm i Senat miały zostać przeniesione do Lublina i okolic. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, Ministerstwo Skarbu, Ministerstwo Spraw Zagranicznych i cały korpus dyplomatyczny planowano natomiast umieścić w Kazimierzu Dolnym i Nałęczowie. Dynamika pierwszych dni wojny spowodowała, że te plany zrealizowano tylko częściowo. Prezydent ze swoją kancelarią na chwilę zatrzymał się w Krasnobrodzie, czyli już daleko za Lublinem, a w Kazimierzu i Nałęczowie przebywali przedstawiciele MSZ. Pobyt takich instytucji należało odpowiednio zabezpieczyć, nie tylko pod kątem ochrony osobistej dostojników państwowych, ale również przed ewentualnymi atakami, w tym lotniczymi. Zresztą premier Sławoj Składkowski już 6 września podkreślał fakt bombardowania Lublina i nawet przypuszczał, że plany ewakuacyjne rządu mogły być znane Niemcom.

1 września w godzinach porannych zaatakowane zostało Westerplatte, Lublin zaatakowany został niecałą dobę później. Szybko. Jakie znaczenie miał dla Niemców Lublin?

Bardzo szybko, jeżeli weźmiemy pod uwagę wcześniejsze zapewnienia o sile naszej armii. Pierwszy niemiecki samolot rozpoznawczy pojawił się nad miastem już 1 września. I to już powinno dawać wiele do myślenia. Niemców Lublin interesował, jako węzeł komunikacyjny (dworzec kolejowy, mosty, linie kolejowe i drogowe). Poza tym celami były wspominane już: Lubelska Wytwórnia Samolotów i lotnisko w Świdniku. Naloty bombowe przeprowadzone: 2, 4 (kilkakrotnie), 5, 8 (co najmniej dwa), 9, 11, 13 i 15 września były nalotami skoncentrowanymi na tych właśnie celach. Atakowano jednak również obiekty, które nie miały żadnego strategicznego znaczenia.

W martyrologii miasta wyraźniej wybrzmiewa jednak bombardowanie z 9 września…

To bombardowanie miało inny cel, niż wcześniejsze, a także cechowała go zdecydowanie większa skala. W tym czasie Lublin był już siedliskiem uciekinierów. Do miasta docierały kolejne fale uchodźców z Warszawy (dygnitarze, urzędnicy, wojskowi – bardzo często z rodzinami), a także ewakuowanej z zachodnich województw policji, czy po prostu rzesze zwykłych obywateli. Atak tego dnia miał więc zatem na celu sparaliżowanie miasta, jako ośrodka ewakuacyjnego. Był to nalot zmasowany, w którym uczestniczyły eskadry dwóch pułków dysponujących bombowcami Heinkel 111P (ogółem 47 maszyn). Zrzuty bomb były przeprowadzane z dość dużej wysokości, a nasza artyleria okazała się niestety nieskuteczna. Napastników atakowały również polskie myśliwce, jednak również nieskutecznie.

Bombardowanie z 9 września ma też swój tragiczno-romantyczny wymiar. To tego dnia zginął Józef Czechowicz, a woźny Jan Gilas zmarł na zawał serca wynosząc bombę z ratusza, co na swojej słynnej już fotografii uwiecznił Ludwig Hartwig.

Ja bym powiedział tragiczny i symboliczny. To właśnie Hartwig dokonał dokumentacji fotograficznej przedstawiającej zniszczenia po niemieckich bombardowaniach. Z historycznego punktu widzenia zdjęcia te, tworzące cztery większe zbiory, mają ogromną wartość. Wśród nich znajduje się album: „Zniszczenia w Lublinie na skutek bombardowania przez Niemców dn. 9.IX.1939 r.” przechowywany w lubelskim Archiwum Państwowym, którego edycja została przygotowana przez Piotra Dymmela i Tomasza Rodziewicza i udostępniona czytelnikom. Wspomniany przez Pana Czechowicz i Gilas są faktycznie symbolami ataku z 9 września, ale trzeba pamiętać, że wówczas uderzono w serce miasta, gdzie przebywała ludność cywilna – mieszkańcy i uchodźcy. Bomby spadły m.in. na: Krakowskie Przedmieście, Lipową, Kościuszki, Chopina, Kapucyńską, Plac Katedralny, Stare

Miasto z Bramową, Szambelańską, Olejną i Rynkiem. Wybuchały liczne pożary, których nie można było ugasić, albowiem budynek straży pożarnej został zniszczony, a wodociągi nie działały. Mieszkańcy doświadczyli rzeczy strasznych, a to, czy ktoś przeżył, czy nie było nierzadko po prostu dziełem przypadku. Szacuje się, że ofiarami tego nalotu było około 500 zabitych i 1200 rannych.

Ofiary wśród cywilów były już podczas nalotów z 2 września. Rok temu, przy okazji reportażu, rozmawiałem z ich rodzinami. Mają duży żal do władz miasta, że w dyskursie miejskim akcentowana jest wyłącznie data 9 września, a o zabitych kilka dni wcześniej się zapomina…

I mają absolutną rację! Faktycznie, naloty na Lublin są często redukowane do 9 września, ale nie możemy zapominać, że cywile i żołnierze ginęli od samego początku. Liczba zabitych była ogromna. Od 2 do 13 września ofiarami nalotów było ponad 800 osób. Nota bene uważam, że dzieje Lublina w tym okresie powinny doczekać się jak najszybciej nowej, rzetelnej analizy naukowej dokonanej przez historyków. Nadmienię, że sam aktualnie uczestniczę w pracach zespołu badawczego przygotowującego nową syntezę kampanii polskiej 1939 r.

Po 9 września rozpoczęła się ewakuacja władz miasta, a 14 miasto opuścił sztab. Decyzja o ewakuacji była podjęta na szczeblu centralnym. Jak pan profesor ją ocenia? Trudno nie uznać, że musiała mieć druzgocący wpływ na morale mieszkańców miasta.

Na tę kwestię należy spojrzeć z dwóch stron. Jedną jest decyzja władz wojskowych, które myślą w kategoriach ponadregionalnego konfliktu. Pamiętajmy: nasi decydenci wierzyli, że alianci przyjdą nam z pomocą, a przedmoście rumuńskie odegra w dalszych walkach istotną rolę. Nikt wówczas nie przypuszczał, że 17 września wkroczą Sowieci. Dlatego przeprowadzano wycofywanie jak największych sił na południowy-wschód kraju. Oczywiście z drugiej strony, gdybym był wówczas mieszkańcem Lublina i widział, że wyjeżdżają: prezydent miasta (ten niestety uczynił to bardzo szybko i gdy do miasta wkraczali Niemcy to przebywał już w Rumunii), wojewoda oraz dowódca Okręgu Korpusu, a następnie wycofuje się personel Komendy Wojewódzkiej Policji Państwowej, to bym sobie zadawał pytanie, czy i kiedy wrócą, i najzwyczajniej w świecie zacząłbym się niepokoić. Takie obawy towarzyszyły zapewne wielu mieszkańcom pochodzącym z terenów zajmowanych wcześniej przez napastników. Niemniej jednak z oddziałów wycofujących się przez Lublin i ochotników zorganizowano ad hoc wojskową obronę miasta, na czele której stanął płk Piotr Bartak. Była to już jednak obrona improwizowana, choć oczywiście należy docenić zaangażowanie obrońców. Ale skoro Niemców nie mogły powstrzymać regularne oddziały, to tym bardziej nie mogła tego zrobić zorganizowana naprędce Grupa Obrony Lublina.

Jaki był zatem cel tej obronnej improwizacji?
Zadał pan bardzo ważne pytanie. Pamiętajmy, że nadal broniła się Warszawa. Zresztą w odezwie komendanta obrony cywilnej miasta kpt. Stanisława Lisa-Kuli czytamy, że Lublin pójdzie śladami stolicy i miasto, które się chlubi tradycjami bohaterskich walk nie zawiedzie. Poza tym w podobny sposób broniono również w Polsce innych ośrodków miejskich. Obrona Lublina mogła także opóźniać dalsze posuwanie się nieprzyjaciela. Uwzględnić w motywacji obrońców należy również czynnik patriotyczny, a w nim chęć obrony swojej małej ojczyzny, którą było dla nich nasze miasto. Kiedy 16 września Niemcy podeszli pod Lublin od strony Konopnicy, polski oddział rozpoznawczy zaskoczył oddział zwiadowczy niemieckich rowerzystów. Trzech żołnierzy wzięto do niewoli, co wywołało w mieście sensację. Niektórzy nawet, myśląc zbyt optymistycznie, uznali, że karta się odwraca na naszą korzyść. Niestety, następnego dnia, po ostrzale artyleryjskim, oddziały niemieckie uderzyły od strony Kraśnika i stanęły już pod miastem, do którego wkroczyły 18 września we wczesnych godzinach rannych.

Lublin zdobyty. Jakie były pierwsze działania Niemców po wkroczeniu do miasta?

Na początku okupant nie miał wykrystalizowanej polityki wobec Lublina. Prof. Tadeusz Radzik zaznaczył, że w pierwszym okresie okupacji, kiedy rządzili wojskowi i nie było systemowej koncepcji odnośnie podbitych ziem, postępowanie Niemców było stosunkowo mało represyjne. Zezwolono na wydawanie „Expressu Lubelski”, przez kilka dni ukazywał się także „Głos Lubelski”, otworzono szkoły powszechne i średnie, Katolicki Uniwersytet Lubelski zainaugurował nowy rok akademicki, przygotowywano cykl odczytów dla społeczeństwa. Ale nie oznacza to, że było spokojnie. Oddziały niemieckie po wkroczeniu do miasta zatrzymały kilkuset młodych mężczyzn jako zakładników. Dochodziło do rabowania sklepów, zwłaszcza żydowskich czy bicia ludzi na ulicach. A już na początku października lublinian dotknęły pierwsze systemowe represje – 3 października aresztowany zostaje biskup Juliusz Bursche, superintendent Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, który potępił agresję Niemiec na Polskę. Rozpoczynają się prześladowania inteligencji i Kościoła katolickiego, ludność polska i żydowska zostaje wysiedlona z budynków w ścisłym centrum. Zwolnione lokale przejmują Niemcy urządzając w nich instytucje lub mieszkania dla urzędników i wojskowych. Została wyznaczona niemiecka dzielnica ograniczona ulicami: Ogrodową, Pierackiego, Ewangelicką, Jasną, Króla Leszczyńskiego i Czechowską. W mieście pojawiły się lokale z przeznaczone tylko dla Niemców.

Często w opisie wydarzeń historycznych skupiamy się na kwestiach strategicznych, wojskowych, a zapominamy o codziennym życiu mieszaków. Te po 1 września zmieniło się diametralnie, niemniej jednak starano się funkcjonować normalnie. Przecież Józef Czechowicz zginął podczas wizyty u fryzjera. Proszę powiedzieć – jakim przeobrażeniom uległo codzienne funkcjonowanie mieszkańców i jak ratowano pozory normalności?

Infrastruktura Lublina została w znacznym stopniu zdewastowana, dlatego życie w mieście było ciężkie. Owszem, zakłady przemysłowe i rzemieślnicze, przedsiębiorstwa handlowe czy lokale gastronomiczne funkcjonowały, ale podstawowym problemem było zaopatrzenie w żywność, ponieważ ceny podstawowych produktów spożywczych poszybowały w górę. Wprawdzie Niemcy ogłosili, że mają obowiązywać stare ceny, jeszcze z sierpnia, ale czarny handel kwitł w najlepsze. Miało to oczywiście przełożenie na ubożenie mieszkańców, tym bardziej że pojawiły się problemy z pracą, a zatem możliwość zdobycia pieniędzy została mocno ograniczona. W konsekwencji, jak pisał w 1940 r. Zygmunt Klukowski, Lublin robił nieprzyjemne wrażenie.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski