Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojewoda oskarżony o zniesławienie. Sędzia Artur Ozimek: - Słowo straciło swoją wartość

Piotr Nowak
Piotr Nowak
PN
Wojewoda Przemysław Czarnek będzie miał proces za zniesławienie organizatora Marszu Równości – uznał sąd w czwartek. Wcześniej sąd pierwszej instancji umorzył postępowanie. W drugiej instancji sędzia Artur Ozimek uznał, że była to decyzja przedwczesna. - Wolność słowa nie oznacza prawa do obrażania kogokolwiek – powiedział podczas czwartkowej rozprawy. Zamieszczamy obszerne fragmenty uzasadnienia.

Chodzi o film, który Przemysław Czarnek zamieścił na portalu youtube we wrześniu ub. r. Wojewoda skomentował w nim ubiegłoroczny Marsz Równości w Lublinie. Powiedział m.in., że „takie obnoszenie się ze swoją seksualnością na ulicy jest po prostu obrzydliwe”. Dodał, że świadczy też o braku kultury osób, które uczestniczą w tego typu wydarzeniach. Stwierdził, że jest „przeciwnikiem promocji zboczeń, dewiacji i wynaturzeń”. Za te słowa został pozwany przez Bartosza Staszewskiego o zniesławienie.

Na początku listopada sąd umorzył sprawę, ale oskarżyciel zaskarżył tę decyzję. W czwartek skarga była rozpatrywana.

- Wypowiadam te słowa, i mogę je powtórzyć zawsze, jako katolik i Polak. Nie ma w tym wielkiego patosu, tylko stwierdzenie faktu. Jako katolik mam prawo cytować Katechizm Kościoła Katolickiego, a tam jest wprost napisane, że akty homoseksualne są sprzeczne z prawem naturalnym i jako wykluczające dar życia, są oceniane negatywnie z punktu widzenia moralności - przekonywał Przemysław Czarnek na czwartkowej rozprawie. Zastrzegał, że jego wypowiedzi zamieszczone w filmie nie były kierowane do oskarżyciela.

Mimo tej argumentacji, sędzia Artur Ozimek skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia.

- Decyzja sądu pierwszej instancji była co najmniej przedwczesna. Można powiedzieć, że sąd uciekł od oceny materiału dowodowego w takim zakresie, w jakim ona pozwalałaby ona na stwierdzenie, że czyn oskarżonego nie zawiera znamion czynu zabronionego - powiedział sędzia.

Powołał się też na art. 32 konstytucji, według którego „nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny”.

- Wolność słowa nie oznacza prawa do obrażania kogokolwiek - argumentował sędzia Artur Ozimek. Uzasadnienie sędziego szeroko przytaczamy poniżej.

- Strasznie się cieszę, że sąd podniósł art. 32 konstytucji, który mówi o tym, że wszyscy musimy odpowiadać za swoje słowa, że nie można nikogo obrażać. Cieszę się, że wojewoda nie ma immunitetu na obrażanie ludzi - stwierdził Bartosz Staszewski.

„Słowo straciło swoją wartość”
Przy udziale publiczności i mediów odbyła się czwartkowa rozprawa Bartosza Staszewskiego i Przemysława Czarnka. Polityk PiS bronił się powołując się na wolność słowa i prawo do wyrażania opinii.

- Sąd nie powinien być cenzorem spraw światopoglądowych - wtórował mu obrońca mec. Piotr Zacharczuk. - Nie może być tak, że tylko środowisko LGBT może manifestować w centrum miasta i promować swoje poglądy na stronie internetowej. Taką możliwość powinny mieć także osoby, które prezentują inne poglądy.

Sędzia Artur Ozimek podjął decyzję o skierowaniu sprawy do ponownego rozpatrzenia i złożył szerokie uzasadnienie, w którym odniósł do zapisów konstytucji dotyczących wolności słowa, wyrażania opinii, ale też prawa do ochrony dobrego imienia i godności ludzkiej, ale też do jakości debaty publicznej.

- Od kilku, czy kilkunastu lat mamy w przestrzeni publicznej, jak to się ładnie mówi, możliwość wyrażania swoich poglądów, swoich myśli, dyskusji, wyrażania opinii i prowadzenia sporów. Oczywiście, przy tej okazji zawsze pojawiają się różnego rodzaju sformułowania, które mogą dotykać innych. Można skonstatować to w ten sposób, co sąd z ubolewaniem stwierdza, że słowo straciło swoją wartość. Słowo jest teraz przedmiotem, który nie ma żadnej ceny, bo ktoś kto je wypowiada nie zastanawia się nad treścią i wagą wypowiadanych słów – powiedział sędzia Artur Ozimek.

Stwierdził, że do spadku wartości słowa przyczynił się internet, który powoduje, że osoby obrażające innych zachowują anonimowość. W efekcie, ludzie często używają słów bezrefleksyjnie.

Dyskusja, czy znieważenie?
- Demokratyczne państwo prawa może i powinno tolerować dyskusję publiczną, ale zadajmy sobie pytanie: czy może tolerować znieważanie czy zniesławianie kogokolwiek. Czy tym ma się kierować demokratyczne państwo prawa? I po drugie: czy my, jako osoby biorące udział w różnego rodzaju dyskusjach i wyrażając różnego rodzaju sformułowania, możemy się chować za słowa wytrychy – powiedział prawnik.

Tymi słowami-wytrychami zdaniem sędziego są m.in. prawo do wyrażania własnej opinii i oceny, prawo do wolności słowa i zakaz ograniczania debaty publicznej.

- Z tych słów wytrychów starają się takie osoby budować immunitet społeczny do tego, żeby kogokolwiek obrażać. A tak nie jest. Mamy do czynienia ze ścieraniem się różnych dóbr o charakterze konstytucyjnym. Z jednej strony jest prawo do wolności słowa, ale z drugiej obowiązek ochrony czci każdej osoby. W związku z tym, zawsze w takiej sytuacji powstanie konflikt. Oczywiście, kwestią sądu jest rozstrzygać, czy doszło do naruszenia przepisów prawa, czy też nie – mówił sędzia Artur Ozimek.

„Prawo do obrażania"

- Wolność słowa nie oznacza prawa do obrażania kogokolwiek. Tam się kończy wolność słowa, gdzie osoba, która wypowiada te słowa zaczyna kogoś obrażać, czy znieważać – argumentował w dalszej części swojej wypowiedzi.

- Sąd dopuszcza krytykę, nawet mocną, ale nie może to być krytyka, która będzie obrażała kogokolwiek, czy używała słów, które w powszechnym odczuciu są słowami znieważającymi lub obraźliwymi – mówił sędzia.

Powołał się na art. 32 konstytucji, który stanowi, że „nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny”.

- Co to oznacza? Że nie mamy prawa nikogo dyskryminować. Nikogo. Niezależnie od tego kim jest. Co oznacza, że osoby, które chcą kogoś obrazić nie mogą się powoływać na prawo do wyrażania swoich poglądów, opinii i wolności słowa. Sąd nie jest żadnym supercenzorem. Nie jest osobą, która ma zakneblować komukolwiek usta. Sąd jest od sprawdzenia, czy osoba, która w dyskusji podejmuje jakieś tematy, przypadkiem nie przekracza granic, w których naraża cudze dobra – powiedział sędzia Artur Ozimek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski