Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbrodnie sprzed lat: W Chełmie synowie zlecili zamordowanie ojca

Agnieszka Kasperska
Zbrodnie sprzed lat
Zbrodnie sprzed lat Zdjęcie ilustracyjne
Historia lubelskiego sądownictwa nie zna podobnej zbrodni - podkreślali zgodnie prawnicy, gdy usłyszeli o zleceniu ojcobójstwa w Chełmie.

Wiosną 1995 roku na klatce schodowej kamienicy przy ulicy Kolejowej w Chełmie znaleziono Wojciecha O. Mieszkający w tym domu mężczyzna miał zmasakrowaną głowę i leżał w kałuży krwi. Sąsiedzi byli przerażeni. Wszyscy go lubili i szczerze współczuli, bo trzy miesiące wcześniej pochował ukochaną żonę.

Wychowywał dwóch synów: 22-letniego Dariusza i jego niepełnoletniego brata. Sąsiedzi twierdzili, że troskliwie zajmował się dziećmi, chociaż przykładał również dużą wagę do ich właściwego zachowania i kładł duży nacisk na naukę. Synowie wydawali się być jednak szczęśliwi.

Jakież było przerażenie sąsiadów, kiedy okazało się, że zabójstwo Wojciecha O. zlecili jego synowie. Mieli mieć żal do ojca za przyczynienie się do śmierci ich matki. W trakcie śledztwa synowie zeznali, że 14 stycznia 1995 roku ojciec wrócił do domu pijany. Miał się awanturować. Bardzo zdenerwowało to chorą od dłuższego czasu Teodozję O. Nazajutrz kobietę w ciężkim stanie odwieziono do szpitala. 16 stycznia zmarła z przyczyn naturalnych.

Synowie nie chcieli pogodzić się z opinią lekarzy i postanowili zemścić się na ojcu. Przez kolegów z podstawówki zaczęli poszukiwać mordercy na zlecenie. Tak trafili do pośrednika, 22-letniego Artura W. (kierowcy, który służył uprzednio w oddziałach ONZ). Ten z kolei zwrócił się do 19-letniego Jarosława P., ucznia zawodówki, który zgodził się zamordować człowieka, nie pytając nawet o kogo chodzi. Do pomocy dobrał sobie 18-letniego Marcina N., kolegę ze szkoły.

Mordercy rozpoczęli dwumiesięczne "rozeznanie". Wzięli od synów zdjęcie ojca. Wypytywali o jego rozkład dnia. 27 marca chodzili już za nim krok w krok. Gdy wieczorem wracał do domu, niosąc dla młodszego syna czapkę, którą ten miał nosić podczas praktyk, wyprzedzili go i zaczaili się na klatce schodowej. Pobili Wojciecha O. metalowymi rurami i okradli, pozorując - tak jak zażądali zleceniodawcy - napad rabunkowy.

Tydzień po pobiciu bracia nie zapłacili napastnikom obiecanych pieniędzy.

- Bo stary żyje... - tłumaczył Dariusz O. i zapłacił dopiero wtedy, gdy lekarze poinformowali, że ojciec nie ma szans na przeżycie. Gotówkę pobrał z książeczki PKO konającego ojca. Pośrednik i dwaj wykonawcy otrzymali po 500 zł. Wojciech O. zmarł.

W czerwcu 1995 roku Sąd Wojewódzki w Lublinie skazał Dariusza O. oraz dwóch morderców na 25 lat pozbawienia wolności. Pośrednik miał spędzić w więzieniu 10 lat. Sąd Apelacyjny utrzymał wyroki w mocy.

Niespełna tydzień wcześniej Sąd Wojewódzki w Lublinie skazał na rok i dziewięć miesięcy pozbawienia wolności dzieci, które udusiły swojego ojca. Do zbrodni doszło jesienią 1994 roku w Górce Kockiej. Kiedy Tadeusz K. wrócił do domu pijany, jego matka, 70-letnia Ewa K., powiedziała do wnuków: - Weźta, sznurek, uduśta go, to będzie spokój...

18-letni Jacek K. i 20-letnia Ewa K. posłuchali. Najpierw pobili ojca kłonicą, a potem udusili sznurkiem podanym przez babkę.
Sąd stwierdził, że cała trójka działała w stanie silnego wzburzenia emocjonalnego, usprawiedliwionego okolicznościami. Zdecydowały o tym zeznania rodziny K. i jej sąsiadów.

Małżonkowie Janina i Tadeusz K. mieli ośmioro dzieci. Ojciec alkoholik dręczył wszystkich. Swojej matce kamieniem wybił zęby. Jedną z córek próbował utopić w studni.

Całą ósemkę wyzywał w wulgarny sposób, także "przy ludziach". Ciągle poszturchiwał, popychał, bił dzieci. Groził, że je pozabija. Wielokrotnie próbował podpalić dom.

Awanturę wywołał także w dniu swojej śmierci. Gdy wrócił do domu pijany, od razu chwycił za nóż. Powiedział, że tym razem wymorduje wszystkich domowników i nikt go nie powstrzyma. Wtedy dzieci zaczęły go bić.

W trakcie procesu Jacek i Ewa K. zeznali, że chcieli tylko postraszyć ojca. Przywołać go do porządku. Sprawić, żeby nie doszło do zbrodni, a rodzina odzyskała spokój. Potem nie mogli już zapanować nad emocjami, ale bardzo żałują tego, co zrobili.
- Nie szkoda mi syna, tylko dzieci... - dodawała babka.

Za dziećmi opowiedziała się też Rada Sołecka, podkreślając, że są kulturalne, grzeczne, pracowite. Dlatego sąd zdecydował się na nadzwyczajne złagodzenie kary. Rodzeństwo otrzymało niskie wyroki. Ich babkę skazano na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski