Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Kwiek: „Plebiscyt jest świętem sportu, a sportowcy zawsze czekali na wyniki”

Krzysztof Nowacki
Krzysztof Nowacki
(Rozmówca był dziennikarzem działu sportowego „Kuriera” w latach 1988-2008)
(Rozmówca był dziennikarzem działu sportowego „Kuriera” w latach 1988-2008) fot. Archiwum
Historia Plebiscytu Sportowego Kuriera Lubelskiego, najstarszego na Lubelszczyźnie, liczy już 61 lat. Zaczęło się w 1962 roku. Redaktor Andrzej Kwiek przez ponad 20 lat prowadził finałowe gale i ogłaszał wyniki głosowania na najlepszych i najpopularniejszych sportowców województwa lubelskiego. - Miałem okazję poznać osobiście wszystkich najlepszych sportowców - mówi.

Plebiscyt Sportowy Kuriera Lubelskiego jest najbardziej prestiżowym plebiscytem w województwie lubelskim?
Tak, bez wątpienia jest to król plebiscytów. Było kilka prowadzonych równolegle, ale to były plebiscyty lokalne. Plebiscyt Kuriera był miarą sympatii, jaką sportowcy cieszyli się od kibiców w regionie. Sportowcy sami dawali dowody na to, że to dla nich ważne wydarzenie.

Dla ciebie plebiscyt był bardzo ważną częścią dziennikarskiej pracy w Kurierze?
Plebiscyt był moim ulubionym tematem. To było moje flagowe przedsięwzięcie w Kurierze. Miałem okazję poznać osobiście wszystkich najlepszych sportowców, wszystkich asów województwa lubelskiego. Ponad 20 razy prowadziłem finały. Po raz pierwszy w 1988 roku, niedługo po tym, jak rozpocząłem pracę w Kurierze. Finał odbył się w podziemiach Lubelskiego Domu Kultury.

Niezapomniane finały?
Największym sukcesem w historii plebiscytu była obecność na finałowej gali Hansa Nielsena. Duńczyk przyjechał do Lublina niedługo po swoim ślubie. Specjalnie dla nas przerwał miesiąc miodowy i z Mauritiusa, przez Londyn, przyleciał na Okęcie. Z Warszawy wiózł go oczywiście Rysiek Pyszny (kierowca Nielsena w trakcie jego startów w Motorze - red.). Mgła spowodowała opóźnienie lotu i zebrani goście trochę się niecierpliwili, ale kiedy Nielsen w końcu się pojawił, to mieli satysfakcję, że mogą go spotkać i poznać.

Jeżeli tak utytułowany zawodnik przerywa miesiąc miodowy, żeby przylecieć na finał plebiscytu, to znaczy, że bardzo szanował kibiców, którzy na niego głosowali?
Zaproszenie na finał przekazał mu Rysiek Pyszny, który był z nim w kontakcie. Nie wahał się ani przez moment. Pokazał wielkość. Niepewne było tylko, czy znajdzie się połączenie lotnicze, żeby mógł dotrzeć. Wszystko się udało i to był największy sukces plebiscytu. Obecność mistrza świata na redakcyjnej imprezie była wydarzeniem weekendu na Lubelszczyźnie.

Przez 20 lat, gdy prowadziłeś finały plebiscytu, dochodziło pewnie do różnych niespodziewanych sytuacji?
Kiedyś swój scenariusz imprezy położyłem na fortepianie, na którym muzyk grał w części artystycznej. Ja zawsze scenariusz przygotowywałem perfekcyjnie. Po występie muzyka fortepian, razem z moim scenariuszem, został przeniesiony z najciemniejszy kąt Teatru Muzycznego. I w momencie, kiedy dziennikarka prowadząca główne wydanie Panoramy Lubelskiej połączyła się z nami na żywo, ja zostałem bez scenariusza. Prosiłem kolegów, żeby odnaleźli moje notatki, ale udało im się to dużo później. Na szczęście dziesiątkę najlepszych sportowców znałem na pamięć i w trakcie bezpośredniego wejścia na antenę zdołałem się wybronić. Ale prawie zawał wtedy przeżyłem.

Napisałeś książkę „Sportowe Asy Lubelszczyzny”, o historii plebiscytu Kuriera Lubelskiego.
W słowie wstępnym napisałem, że ta encyklopedia plebiscytu zawiera wszystkie wyniki, ale nie jest to książka do czytania, tylko do wspominania. Na podstawie wyników plebiscytów można budować obraz sportu lubelskiego w danym roku, czy okresie. Żałuję tylko, że nie udało mi się znaleźć oryginalnej fotografii pierwszej dziesiątki z 1962 roku. Laureaci ogłoszeni zostali na ringu w sali Koziołka przy ulicy Lubartowskiej. Wtedy jeszcze plebiscyt prowadziło Tempo. Nigdy nie dotarłem do oryginału, a laureaci mówili, że byli fotoreporterzy i zdjęcia na pewno gdzieś są. Pojechałem nawet do redakcji Tempa, ale do negatywu nie dotarłem.

Od niedawna najlepszych sportowców wybiera kapituła. W przeszłości głosowali czytelnicy na kuponach wycinanych z gazety. Dużo kuponów otrzymywała redakcja?
Rekord wynosił 24 tysiące kuponów. To było wielkie wyzwanie, żeby wszystkie policzyć. Naszymi rachmistrzami, którzy pomagali nam liczyć byli uczniowie Zespołu Szkół nr 1 na Podwalu. Przez wiele lat wspierał nas zastępca dyrektora tej szkoły, Andrzej Szum. Pudło z kuponami było gigantycznych rozmiarów. Nagrodą główną rozlosowaną wśród czytelników był wtedy samochód Fiat Seicento. Wygrała go mieszkanka Czechowa.

Najwięcej kuponów docierało do redakcji pod koniec głosowania?
Ludzie zbierali kupony przez cały czas trwania głosowania i na koniec jedna osoba przysyłała całą serię. Nie raz Kurierowi zarzucano bezpodstawnie manipulowanie wynikami. Kiedyś była sytuacja, że kibic z Kraśnika uzbierał tysiąc kuponów i na wszystkich na pierwszym miejscu umieścił zawodnika Tęczy Kraśnik. Za pierwsze miejsce było 10 punktów, więc, gdy ogłoszono wyniki, to jego pupil powinien mieć co najmniej 10 tysięcy punktów. Miał jednak mniej i wtedy ten kibic z Kraśnika zarzucił nam nieuczciwość. Dopiero po jakimś czasie jego kolega, który miał dostarczyć te kupony, przyznał mu się, że nie zdążył do Kuriera i wszystkie wyrzucił do kosza na dworcu w Lublinie. Kibic nas przeprosił. Często też mieliśmy do czynienia z akcjami zbierania kuponów, bo poszczególne środowiska chciały promować swoich sportowców. Ale był to tak potężny plebiscyt, że kilkaset kuponów nie było w stanie przewrócić klasyfikacji.

Ogłaszanie wyników przybierało różne formy?
Plebiscyt rozstrzygany był w Lublinie. Tylko raz zdecydowaliśmy się na finał w Świdniku. To było w czasie sukcesów siatkarzy Avii. W dziesiątce byli Tomasz Wójtowicz oraz Lech Łasko i plebiscyt został rozstrzygnięty w hali Avii. Często wyniki przedstawialiśmy przy okazji najważniejszych spotkań ligowych. Z czasem gala plebiscytowa przekształciła się w wydarzenie towarzyskie i rozpoczynała karnawał. Była bowiem pierwszą tak dużą imprezą karnawałową w Lublinie. Raz ogłoszenie wyników zorganizowaliśmy 31 grudnia w Targach Lubelskich, łącząc to z zabawą sylwestrową.

Wspomniany Tomasz Wójtowicz był pierwszy sportowcem, który wygrał plebiscyt trzykrotnie.
Wygrał trzy razy z rzędu. Był wybitnym sportowcem i nie było wątpliwości, że te zwycięstwa mu się należą. Plebiscytowe dziesiątki zawsze odzwierciedlały sytuację sportu w regionie.

Organizacja plebiscytu i finałowej gali jest dużym wyzwaniem. Jak sobie radziliście?
Kto pracował przy plebiscycie był wyłączony z regularnego pisania. Ale było warto. Staraliśmy się, żeby część artystyczna odbywała się siłami lokalnymi, na przykład uczniów, czy podopiecznych Domów Kultury. I to się udawało. Mieliśmy satysfakcję, że nasi młodzi artyści uczestniczą w takim wydarzeniu. W gronie uczestników gali było wielu popularnych artystów i aktorów. Jeden z finałów prowadziłem z Zofią Czernicką, spikerką telewizyjną. Inny z Jolantą Fajkowską. Występował u nas artysta kabaretowy, Jerzy Kryszak. Za kulisami szybko zaznajamiałem go z sytuacją w lubelskim sporcie, z największymi sukcesami, bo do przygotowanego monologu musiał dodać akcenty lubelskie.

W gali chętnie uczestniczą także politycy?
Skoro wybieramy najlepszych sportowców województwa, to tradycyjnie patronem wydarzenia był marszałek. Kolejni politycy na tym stanowisku wręcz zabiegali o ten przywilej. W finałowej gali zawsze uczestniczył pierwszy garnitur polityków i samorządowców.

Dla kibiców plebiscyt był ważnym wydarzeniem. A jak finałowe gale traktowali sportowcy?
Zawsze czekali na to wydarzenie i na wyniki, które do ostatniej chwili trzymaliśmy w tajemnicy. Ich ogłoszeniu oczywiście zawsze towarzyszyły zagorzałe dyskusje. Toczyły się one do samego rana. „Polowało” się na zaproszenia na bal. Często ludzie na naszych imprezach spotykali się po kilkudziesięciu latach. Pamiętam spotkanie Ryszarda Dworzeckiego, piłkarza Motoru i koszykarza Lublinianki, Władysława Brzozowskiego. W gazecie poświęciłem im osobny artykuł, który zatytułowałem „Siekiera spotkał Brzozę” (Siekiera, to był pseudonim Dworzeckiego – red.). Nie mogli się nagadać, bo nie widzieli się całe lata. To było charakterystyczne dla tej imprezy. Nasze bale były okazją do spotkania się zawodników, działaczy, trenerów, czy sponsorów. Rozmawiano i wymieniano się uwagami do porannych godzin. To podczas balu formował się Klub Olimpijczyka, ponieważ blisko siebie siedzieli Leszek Dunecki, Tomek Wójtowicz, Andrzej Kasprzak, Danuta Jędrejek.

Czy widzisz przyszłość na plebiscytów sportowych?
Tak, to naturalna rywalizacja z udziałem kibiców. Nasz plebiscyt Kurierowy trzyma się dobrze i co ważne, cały czas ię rozwija. Nie tylko poprzez nowe kategorie laureatów, ale również dzięki nowym pomysłom na uatrakcyjnienie tego święta. Bo plebiscyt sportowy jest świętem sportu.

Andrzej Kwiek był dziennikarzem redakcji sportowej Kuriera Lubelskiego w latach 1988-2008

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski