Debata w sprawie górek przekroczyła granice

Od kilkunastu lat przyglądam się debacie, jaka toczy się wokół górek czechowskich, czy wtedy, kiedy właścicielem terenu była kielecka spółka Echo Investment - kupiła go w 2000 roku, czy teraz, kiedy od 2016 roku tereny te są w rękach TBV.

I muszę przyznać, że moja cierpliwość się wyczerpała, a także tolerancja dla takiego dyskursu, kiedy jedna ze stron sporu o to, jak powinien zostać zagospodarowany teren dawnego poligonu, obrzuca drugą, a dokładnie prezydenta Lublina nie tylko błotem, bo to w debacie już nie dziwi, ale masą wulgaryzmów, pomówień, a wręcz - o zgrozo - nawołuje do przemocy w stosunku do włodarza miasta.

Hejt i przemoc słowna to często efekt wyładowania frustracji w internecie i bezsilności, gdy brakuje merytorycznych argumentów. A wszystko to pod przykrywką pozornej anonimowości.

Ale jedyne, co osiągnęli hejterzy, to to, że teraz ich wpisami zajmie się prokuratura. Co więcej, chcąc oczernić prezydenta, tak naprawdę przysłużyli się mu, bo wiele osób nie popiera takiego stylu debaty i w tym starciu stanęło po stronie zaszczutego obraźliwymi komentarzami prezydenta.

Warto przypomnieć, że mieszkańcy mieli możliwość wypowiedzenia się w temacie górek podczas kwietniowego referendum. Tylko że ponad 220 tys. osób uprawnionych do głosowania nie pojawiło się przy urnach.

Zagłosowało niecałe 34 tys. mieszkańców (prawie 11 tys. było za postawieniem tam bloków i parku, a blisko 23 tys. powiedziało „nie”). Frekwencja wyniosła 12,91 proc.

Tym samym referendum było niewiążące. Ponad 220 tys. lublinian oddało decyzję w tej sprawie miejskim radnym, bo to oni zajmą się teraz tym tematem. Radnym wybranym w wiążących i ważnych wyborach. I to trzeba uszanować.