Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Festiwal Spotkań Kultur: Kajtuś czarodziej, czyli więcej niż bajka

Andrzej Z. Kowalczyk
materiały organizatora
Organizatorzy Festiwalu Spotkań Kultur tradycyjnie pamiętają o najmłodszych widzach i co roku w Międzynarodowym Dniu Dziecka zapraszają ich do Filharmonii Lubelskiej na programy przygotowane specjalnie dla nich. W piątek zobaczyliśmy spektakl "Kajtuś czarodziej" według Janusza Korczaka. To nie tylko okolicznościowa realizacja, związana z dziecięcym świętem, lecz także wpisanie lubelskiego festiwalu w ramy obchodzonego właśnie Roku Korczakowskiego.

Ilekroć z recenzenckiego obowiązku przychodzi mi wybrać się na spektakl dla dzieci, zazwyczaj idę z pewnymi obawami, czy aby nie będę musiał odcierpieć kolejnego infantylnego przedstawienia, o obniżonych standardach estetycznych i pełnego mizdrzenia się do młodych widzów. Tym razem jednak było inaczej. Osoby realizatorów "Kajtusia czarodzieja" dawały gwarancję, że spektakl na pewno nie zejdzie poniżej dobrego poziomu. A w jego trakcie okazało się, że jest nawet jeszcze lepiej.

Twórcy przedstawienia wzięli sobie do serca słowa Janusza Korczaka - "Nie ma dzieci, są ludzie" - i przełożyli je na frazę: "nie ma dzieci, są widzowie, których trzeba potraktować poważnie". I tak właśnie uczynili. Jerzy Turowicz stworzył bardzo zgrabną adaptację baśniowej historii i osadził ją realiach wojennego sierocińca. Zabieg ów sprawił, iż spektakl rozgrywa się na dwóch planach - realistycznym i bajkowym - odrębnych, ale związanych ze sobą, a nawet przenikających się wzajem. W efekcie czego otrzymaliśmy nie tyle baśń o młodym czarodzieju w duchu "Harry’ego Pottera", lecz opowieść o dziecięcych marzeniach, które - tak niestety zdarzało się i zdarza - bywają jedynym sposobem na choćby chwilowe zapomnienie o okrucieństwie świata. To zaś sprawia, że z pełnym przekonaniem mogę ów spektakl polecić nie tylko młodym, lecz także dorosłym widzom. Uprzedzając wszakże tych ostatnich, iż oni akurat nie zaznają przyjemnej rozrywki. Kiedy zza sceny rozlega się tupot podkutych butów, kiedy w ostatniej scenie wychowankowie sierocińca odchodzą z doktorem; my, dorośli wiemy, jaki będzie kres ich drogi. I to wywołuje autentyczny dreszcz grozy. A zarazem nakłada obowiązek dopowiedzenia tym młodym widzom epilogu owej historii, co - nie ukrywajmy - wcale nie będzie łatwe.

Ale ów wspomniany wyżej szacunek dla widza wyraża się nie tylko w warstwie myślowej spektaklu. Zwraca uwagę także wielka staranność realizacyjna. Widać wyraźnie, że Jerzy Turowicz wiele uwagi poświęcił pracy ze wszystkimi biorącymi udział w spektaklu. I mam tu na myśli nie tylko zawodowych aktorów, lecz także słuchaczy prowadzonej przezeń Akademii Teatralno - Wokalnej oraz występujące w przedstawieniu dzieci, z Mateuszem Kulczyńskim (Kajtuś) i Igą Komar (Zosia) na czele. Wszyscy radzą sobie ze swoimi zadaniami nadspodziewanie dobrze. Pod tym względem nie mam do spektaklu zastrzeżeń i zapewniam, iż nie wcale nie stosowałem obniżonych kryteriów oceny. Walorami przedstawienia są także: bardzo dobra muzyka Ottona Wiktora Hofmana (nie wiem, dlaczego kompozytor skrywa się za pseudonimem; naprawdę nie ma się czego wstydzić) oraz dużej urody kostiumy pań.

Popularne wśród twórców teatralnych porzekadło głosi, że spektakle dla dzieci trzeba robić tak, jak dla dorosłych, tylko lepiej. Twórcy "Kajtusia czarodzieja" w pełni zrealizowali to hasło. To spektakl, który nie tylko warto, ale wręcz należy zobaczyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski