Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Gdyby im się omsknął młot, to byśmy tu nie stali. Zmiotłoby nas wszystkich". Historie ewakuowanych z Bronowic

Anna Chlebus
Anna Chlebus
W upalny piątkowy (11 sierpnia) poranek Bronowice nagle całkowicie opustoszały. Wszystko za sprawą przerażającego znaleziska, które wykopano podczas robót ziemnych dzień wcześniej. Znaleziska przypominającego, że Lublin nie zawsze wyglądał tak, jak wygląda dziś.

- Mówię pani, jakie to szczęście, że oni w porę tę bombę znaleźli - mówi pan Waldemar, który porusza się po dzielnicy na rowerze i czujnie przygląda wszystkiemu, co dzieje się dookoła. - Pani wie, jakie tam na tej budowie młoty ogromne pracują? Jakby się jeden na niego omsknął, to szu! - tu wykonuje zamaszysty gest ręką. - Nie rozmawialibyśmy teraz, zmiotłoby nas wszystkich.

Z pewną dozą rezerwy patrzy na niego sąsiadka, co rusz niespokojnie zerkająca na zegarek. W ręce ma siatkę z zakupami, a na ramieniu małą torebeczkę, jakby w ciągu góra kwadransa miała wrócić do mieszkania, a nie czekać przez nie wiadomo jak długo poza strefą zagrożenia wytyczoną pomiędzy Bystrzycą i Czerniejówką a ulicami Pawią, Krańcową, Witosa i Przyjaźni.

- A już miałam obiad robić, a tutaj siedzę i czekam nie wiadomo na co - wzdycha w końcu.

- To trzeba było sobie kuchenkę polową wziąć - gasi ją bezlitośnie pan Waldemar i odjeżdża na swoich dwóch kółkach w sobie tylko znanym kierunku.

I być może gotowałaby, gdyby w chłodny czwartkowy (10 sierpnia) poranek wykonawca robót ziemnych przy Wrońskiej 1 nie odkrył pewnego przerażającego znaleziska. Znaleziska przypominającego, że Lublin nie zawsze wyglądał tak, jak wygląda dziś. Zaropiałej rany, która do tej pory tkwiła zarośnięta pod zdrową tkanką miasta i mijających lat, teraz zaś otworzyła się na nowo. Reliktu pamiętającego czasy, gdy Drogą Męczenników Majdanka ludzi pędzono jak bydło, na co patrzyli z okien przerażeni lublinianie, gdy nad całymi Bronowicami unosił się nieznośny smród krematoryjnego dymu, gdy na miejscu dzisiejszego OBI był pas startowy dla wojskowych samolotów.

- Moja mama opowiadała mi wiele razy o tym czasie - mówi pani Karolina, emerytka, która zdecydowała się schronić na stadionie Arena Lublin, miejscu przygotowanym przez miasto dla ewakuowanych mieszkańców. - Pod naszymi oknami gonili więźniów na Majdanek, mówiła, że to było coś okropnego. A ten smród towarzyszył im codziennie. Dokładnie na miejscu tych robót była fabryka samolotów, lotnisko i hangary, dlatego właśnie tam tak bombardowali.

Po zajęciu Polski Niemcy założyli tam obóz jeniecki i pracy, a także miejsce segregacji i magazynowania mienia zrabowanego Żydom.

- W jednym z tych hangarów leżały całe hałdy ubrań po więźniach, coś strasznego - wspomina pani Wandzia. - Dreszcz po plecach chodzi, no żeby po tylu latach nadal się takie rzeczy znajdowały... Nawet nie chcę myśleć co by to było, jakby to wybuchło.

Kontekstu związanego z drugą wojną nie pamiętają za to z pewnością ludzie młodsi - a zwłaszcza ci zza granicy.

- Nie miałyśmy absolutnie pojęcia co się dzieje - mówią studentki z Zimbabwe. - Normalnie wstałyśmy rano i nagle patrzymy przez okno, a tu ludzie z walizkami i torbami gdzieś wszyscy naraz biegną. Nie wiedziałyśmy o co tu chodzi, z głośników mówili po polsku.

Zapytane kto w końcu ich powiadomił udzielają zaskakującej odpowiedzi - okazuje się, że wiadomość musiała przyjść do nich aż z Afryki, choć Polskę miały znacznie bliżej.

- Nasza rodzina z kraju wysłała nam link do artykułu na Twitterze, dopiero stamtąd dowiedziałyśmy się co się dzieje. To dla nas dość szokujące, ale teraz, gdy emocje już opadły to całkiem niezwykła przygoda, będzie co w domu opowiadać - opowiadają, podekscytowane.

Część czekających na koniec ewakuacji wygląda na całkiem zadowolonych z wolnego dnia, część ruszyła w miasto, część zawzięcie klekocze w klawiatury laptopów pracując zdalnie, a część odchodzi od zmysłów.

- Dowiedziałam się wczoraj o 21.30, cała noc nieprzespana z nerwów - opowiada pani Iza, młoda mieszkanka osiedla w zagrożonej strefie. - Cały czas tylko mi się kołatało w głowie co zabrać? Co jest najważniejsze? Czego nie mogę zapomnieć? A co jeśli ta bomba wybuchnie? Okropnie to wpłynęło na moje dzieci. Wczoraj panika, dzisiaj panika, syreny wyją, policja błyska, ciągle płakały, tęskniły za zabawkami. Dopiero teraz się uspokoiły.

Na drugim końcu kontinuum jest pani Wandzia.

- Serwują ciasteczka, dają herbatę, otulają kocem, lepiej mam jak w domu!
- A jak mi okna wybije, to nie będę musiała myć - żartuje jej koleżanka, inna emerytka.

Wybiłoby z pewnością, bo nieoficjalnie wiadomo, że ładunek waży kilkaset kilogramów i ma zasięg około kilometra. Saperzy spędzili z nim kilka długich godzin, zanim udało się go zabezpieczyć i wywieźć poza teren miasta.

- Powiem szczerze, że kiedy syn zadzwonił do mnie, żeby mnie ostrzec to poważnie zastanawiałam się, czy to prawda - opowiada pani Danuta, elegancka emerytka, której ze względu na niepełnosprawność ruchową towarzyszy opiekunka. Obie wyglądają na opanowane i spokojne. - Rano był stres, przyznaję, ale kiedy pojawiła się pani asystentka całkiem zniknął. Powiem pani szczerze, jak żyję takich czasów nie widziałam. Pandemia, wojna, bomba, taka potężna ewakuacja... Nie ma nudy, nie ma. Ale co ma być to będzie - kiwa głową spokojnie.

Jedni z zagrożonej strefy musieli zabrać dzieciaki, inni - zwierzaki. Pani Elżbiecie i jej mężowi towarzyszy Sobótka, niezwykle spokojna jak na zaistniałą sytuację i obecność tylu ludzi dookoła. Najbardziej interesować zdają się ją ciastka rozdawane przez obsługę.

- Jeszcze niejedna taka niespodzianka na nas czeka. Zorganizowanie takiej ewakuacji to wielki sprawdzian dla władz miasta - mówi, podczas gdy Sobótka wędruje dookoła oplatając wszystko smyczą. - Jeszcze nie miałam okazji czegoś takiego przeżyć. Tak mówią, że tyle lat LZNS tam stało i było w porządku, a teraz zaczęli kopać, kopali, kopali i się dokopali - wzdycha.

Po jakimś czasie rozmowa przechodzi na Sobótkę.

- Znalazłam ją przy cmentarzu, bardzo krótko po śmierci naszego poprzedniego psa - opowiada pani Elżbieta. - Była w okropnym stanie, a na dodatek ciężarna - dosłownie tydzień później nam się oszczeniła. I już została z nami, nie wyobrażaliśmy sobie tego inaczej. Ja nie rozumiem ludzi, którzy mówią "to tylko zwierzę". Nie tylko. Gdybym mogła, sama bym przygarnęła każde, które jest niechciane, czy to żółw, czy rybka.

Przed piętnastą miasto poinformowało, że niewybuch został już wywieziony, a mieszkańcy mogą powrócić do swoich domów. Gdy ktoś skomentuje tę akcję słowami "wiele hałasu o nic", możemy odpowiedzieć mu "i dzięki Bogu, że o nic".

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski