Dotarliśmy do umowy-zlecenia, którą 16 października 2006 roku prof. Glapiński zawarł ze spółką. Umowa została zawarta na czas nieokreślony. Czytamy w niej, że do obowiązków Glapińskiego należy m.in. "doradzać zarządowi przy realizacji nowych projektów, przygotowywać ocenę analiz finansowych nowych projektów, doradzać Zarządowi w realizacji działań Spółki na rynku kapitałowym". Za te usługi Glapiński pobierał miesięczne wynagrodzenie w kwocie 12 tys. zł brutto. Umowa została rozwiązana po 8,5 miesiącach, 29 czerwca 2007 roku. Tego dnia zbierała się rada nadzorcza spółki. To nieprzypadkowa data. - Zarząd obawiał się, że rada nadzorcza dowie się o fikcyjnym zatrudnieniu Glapińskiego i natychmiast wyciągnie konsekwencje - mówi znający sprawę pracownik wydawnictwa.
- W czasie, gdy był doradcą, Glapiński nie był widywany w spółce - mówi Piotr Rachtan, były dyrektor wydawniczy PW "Rzeczpospolita". - Nie ma dokumentacji potwierdzającej wykonywanie przez niego pracy na rzecz spółki. Zarząd uparcie twierdził, że Glapiński doradza ustnie.
Jedynym dokumentem dotyczącym efektów pracy prof. Glapińskiego jest napisane przez niego "Sprawozdanie z prac dla Przedsiębiorstwa Wydawniczego »Rzeczpospolita«". Ma półtorej strony i zawiera same ogólniki.
Pytany przez nas o to Adam Glapiński z początku w ogóle nie pamiętał, żeby pracował dla tej spółki. - Doradzałem zarządowi - powiedział wreszcie. Nie był jednak w stanie przypomnieć sobie szczegółów. Trudno mu było znaleźć odpowiedź na pytanie o efekty doradzania. - Głupie pytanie, nie będę na ten temat rozmawiał - odpowiedział.
Całkiem jednak poważnie posadę Glapińskiego postrzega profesor Antoni Kamiński z Instytutu Studiów Politycznych PAN. - Zachodzi podejrzenie, że to doradztwo było czystą fikcją - mówi Kamiński. - Jeśli tak, to jest to bezwstydny rabunek państwowych pieniędzy. Tę sprawę powinna wyjaśnić prokuratura. Może się okazać, że mamy do czynienia z przestępstwem działania na szkodę spółki.
Podobnego zdania jest Julia Pitera, pełnomocnik rządu do walki z korupcją i patologiami. - To jest przykład budowania swojej pozycji zawodowej i finansowej w oparciu o koneksje polityczne - uważa Pitera. - Niestety, w świetle prawa jest to zachowanie całkowicie legalne.
Glapiński, wcześniej związany z Porozumieniem Centrum i uważany za człowieka Jarosława i Lecha Kaczyńskich, zawsze z dużą łatwością znajdował posady w publicznych spółkach. W czasach rządów PiS zasiadał w radzie nadzorczej Centralwings i KGHM Polska Miedź. Kilka dni po zakończeniu umowy z PW "Rzeczpospolita" został prezesem Polkomtela, potentata na rynku telefonicznym.
- Tacy ludzie jak Glapiński psują państwo - uważa Julia Pitera. - Synekury i nepotyzm to prawdziwa plaga naszego kraju - dodaje pełnomocnik rządu ds. walki z korupcją.
Bo Glapiński nie jest jedyny, który lubi żyć za państwowe pieniądze. Głośno było o konkubinie ministra gospodarki Waldemara Pawlaka, której firma robiła interesy z Państwową Strażą Pożarną. Z kolei w spółce Elewarr (należy do Agencji Rynku Rolnego) doradcą zarządu jest Dariusz Żelichowski, syn szefa klubu parlamentarnego PSL, a specjalistą Andrzej Kłopotek, brat posła PSL Eugeniusza Kłopotka. Do 2007 szefem łódzkiego oddziału Agencji Rynku Rolnego był Cezary Olejniczak, brat Wojciecha Olejniczaka, byłego ministra rolnictwa. Posłanka SLD Małgorzata Ostrowska w biurze poselskim zatrudniła synową.- Wina leży w systemie, który przeznacza pieniądze publiczne na niepotrzebne posady dla emerytów politycznych - mówi Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. - Jedyne rozwiązanie to sprzedaż udziałów Skarbu Państwa w spółkach. Gdy o wszystkim będzie decydował rynek, problem zniknie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?