Krzysztof Hetman: Chcemy podnosić jakość życia w regionie

Lubelszczyzna dostała 2 miliardy euro z Regionalnych Programów Operacyjnych. Pieniądze są do wydania w latach 2014-20. Zapowiadał Pan, że autorzy wniosków powinni położyć punkt ciężkości na rozwój gospodarczy. Na co konkretnie, jako województwo, chcemy dostać pieniądze?
Przypominam, że w pierwszym rozdaniu była mowa o kwocie 1,581 mld euro, czyli dostaliśmy o 400 milionów euro więcej. Stawiamy na rozwój gospodarczy. Chcemy, żeby dzięki środkom unijnym nasze firmy stały się jeszcze bardziej konkurencyjne. W projekcie nowego RPO będą też pieniądze na rozwój edukacji. Zależy nam na wsparciu szkół zawodowych, nauki w przedszkolach, tworzeniu programów stypendialnych dla zdolnych uczniów, wyposażeniu szkół w pomoce naukowe i doskonaleniu zawodowym nauczycieli. Nie zabraknie też pieniędzy na rozwój turystyki i kultury, odnawialne źródła energii, działania typu B+R (w obszarze nauki) czy poprawę bezpieczeństwa na drogach.

Jakie obszary w regionie wymagają pilnego wsparcia ze środków unijnych? Czy jest na to szansa?
Z pewnością powinniśmy zadbać o poprawę jakości życia mieszkańców naszego województwa. Oczywiście ważny jest rozwój gospodarczy i tworzenie nowych miejsc pracy, ale coraz częściej decydując się na zmianę miejsca zamieszkania, patrzymy na to, w jakich warunkach będą dorastały nasze dzieci. Sprawdzamy, czy są przedszkola, dobre szkoły i uniwersytety. Chcemy korzystać w domach z ekologicznych rozwiązań i odpoczywać w atrakcyjnych turystycznie obiektach. To wszystko podnosi jakość życia. W nowej perspektywie finansowej będą pieniądze na wsparcie takich rozwiązań.

Czy jako region będziemy stawiać na ekologiczne źródła energii, na przykład farmy wiatrowe?
Na ekologiczne źródła energii stawiamy od lat. Dzięki funduszom unijnym powstało ponad 7 tysięcy jednostek wytwarzania energii ze źródeł odnawialnych. Są to przede wszystkim instalacje solarne. Fundusze na ten cel pozyskały zarówno samorządy, jak i przedsiębiorcy. Pieniądze na "zieloną energię" znajdą się również w nowym Regionalnym Programie Operacyjnym. Ze względu na największe w Polsce nasłonecznienie mamy spory potencjał w dziedzinie pozyskiwania energii ze słońca. Nie możemy też zapomnieć o biomasie, która jest najbardziej perspektywicznym źródłem energii odnawialnej.

Sprawa farm wiatrowych, ale też szukania gazu łupkowego, wzbudza często poważne protesty. Niekiedy takie sytuacje dla własnych celów wykorzystują politycy. Czy Pana zdaniem, bez inwestycji w te sektory, Lubelszczyzna straci?
Nie mam wątpliwości, że inwestycja w te obszary jest kluczową kwestią dla rozwoju województwa lubelskiego. Ale tego rodzaju działania muszą uzyskać akceptację mieszkańców, przy zachowaniu zasad ochrony środowiska naturalnego. Ludzie mają prawo do informacji, a także do obaw. Nie możemy się dziwić, że pojawiają się protesty i brak zgody na rozpoczęcie inwestycji. Dochodzi do takich sytuacji tam, gdzie ludzie są straszeni lub niepoważnie traktowani ze względu na brak rzetelnej informacji - od początku. Znacznie trudniej przełamać wcześniejsze negatywne przekonanie niż od początku je kształtować. Nie zgadzam się, by ludzi straszyć, trzeba ich informować zarówno o zagrożeniach, jak i o szansach. To długi proces i wymaga od każdej ze stron dużo cierpliwości i determinacji.

Sztandarową inwestycją regionu ostatnich lat jest zbudowanie lotniska w Świdniku. Port pożyczył na sfinansowanie budowy 180 milionów złotych, same odsetki wynoszą rocznie 9 mln zł. Tymczasem nie wszystkie zapowiadane wcześniej połączenia dochodzą do skutku. Czy nie obawia się Pan, że po pewnym czasie lotnisko zbankrutuje?
Zastanawiam się, jak brzmiałoby pani pytanie, gdyby kilka lat temu decyzja o wybudowaniu lotniska nie zapadła. Przez wiele lat wszyscy mieli pretensje do władz województwa czy miasta, że lotniska nie ma. Teraz słyszę narzekania, że zostały pożyczone pieniądze na jego budowę. Myśląc poważnie o rozwoju regionu, nie możemy kierować się obawami. Przyznam szczerze, że zdecydowanie wolę działać i myśleć, co jeszcze można dla regionu zrobić. Mówi też pani, że niektóre połączenia nie dochodzą do skutku. Proszę zauważyć, że odwoływane są tylko połączenia czarterowe. Nie mamy wpływu na to, w jakiej kondycji jest branża turystyczna. Trudno się dziwić, że połączenia są odwoływane, skoro nie ma zainteresowania ze strony pasażerów. To wynika z kryzysu panującego na rynku turystycznym. Nasze lotnisko działa od siedmiu miesięcy. Od początku jego funkcjonowania obsługują nas dwie linie lotnicze Wizzair i Ryanair. Inne lotniska musiały zabiegać o tych przewoźników znacznie dłużej. W czerwcu dołączył do nich Eurolot. Często jesteśmy porównywani np. do lotniska w Rzeszowie, które jest obecnie obsługiwane przez cztery linie lotnicze. Przypomnę tylko, że jest to port z kilkudziesięcioletnią historią, który rangę lotniska międzynarodowego otrzymał w 1974 roku.

Być może sposobem na polepszenie kondycji lotniska powinno być szukanie pasażerów za wschodnią granicą? Co Lubelszczyzna robi w tym kierunku?
O możliwości uruchomienia nowych połączeń rozmawiamy ze wszystkimi i myślimy o wszystkich kierunkach, szukamy więc pasażerów także za wschodnią granicą. Ale przypominam, uruchomienie połączenia jest za każdym razem suwerenną decyzją przewoźnika, który podejmuje ją po przeprowadzeniu analiz i sprawdzeniu, czy jest to dla niego opłacalne.

Rozmawiała Małgorzata Szlachetka