Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O podróży abp. Józefa Życińskiego do Ziemi Świętej

Ewa Czerwińska
Z Ryszardem Montusiewiczem w Jaffie
Z Ryszardem Montusiewiczem w Jaffie archiwum R. L. Montusiewiczów
O podróży abp. Józefa Życińskiego do Ziemi Świętej, jej mistycznym nastroju, spotkaniach z ludźmi i biblijnymi miejscami opowiada Ewie Czerwińskiej Lucyna Montusiewicz, autorka książki "Sługa Mesjasza" o ks. Grzegorzu Pawłowskim.

Lublin: pogrzeb abpa Życińskiego (RELACJA, WIDEO, ZDJĘCIA)

Abp Józef Życiński odbywa ostatnią podróż. Z Rzymu przez Tarnów i Chełm do Lublina, a potem do Domu Ojca. W 2003 roku odwiedził Ziemię Świętą. Gościł w domu Lucyny i Ryszarda Montusiewiczów, lublinian, którzy wówczas mieszkali w Jaffie.

Kiedy mieszkaliśmy w starej Jaffie, dzielnicy młodego Tel Avivu, przyjechał na zaproszenie Kościoła jerozolimskiego abp Józef Życiński. Towarzyszyliśmy mu w tej podróży po Izraelu, która trwała kilka dni. Odebraliśmy go z lotniska i przyjechaliśmy do Jaffy. Arcybiskup zamieszkał u ks. Grzegorza Pawłowskiego, żydowskiego pochodzenia, kapłana z diecezji lubelskiej. Znałam arcybiskupa z wcześniejszych, krótkich spotkań w Lublinie - w kurii czy podczas liturgii w kościele. Był człowiekiem otwartym, ale żyjącym w nieustającym pośpiechu. Zwykle spotkania u niego nie trwały dłużej niż piętnaście minut. Owszem, poświęcał wielką uwagę rozmowie, ale kiedy mijał kwadrans, ucinał, "dziękuję" i wchodzili następni interesanci, którzy oczekiwali w kolejce. No więc, kiedy przyjechał do Izraela, myślałam, jak teraz będzie wyglądał ten jego pośpiech. Jakie będą rozmowy - urwane, niedokończone? Jakie ich tematy? Zaskoczył mnie swoim spokojem, skupieniem, zanurzeniem w modlitwie. Poznałam człowieka, który nie był filozofem ani kurialistą, nie był też politykiem. To był pasterz.

Wzgórza stroją się weselem

Wyjechaliśmy - arcybiskup i my obydwoje z mężem - do Nazaretu. Tam, w Grocie Zwiastowania, odprawił eucharystię. Było nas tylko troje. On był niezwykle skupiony, zatopiony w modlitwie, w tajemnicy Zwiastowania. Udzielała nam się atmosfera tego miejsca, ale również jego wyciszenie, zamyślenie. Zdawał się być nieobecny duchem na ziemi, a jednocześnie obecny w liturgii. Po tej mszy bardzo pragnął zobaczyć miejsce stracenia Jezusa. Znamy tę historię, kiedy Jezus wśród mieszkańców Nazaretu głosił Dobrą Nowinę, ale swoi go nie przyjęli. Bowiem w swoim środowisku trudno być zwiastunem nowiny o miłości Boga. Bo swoi mówią: A któż to on jest? Przecież to tylko syn cieśli. To tylko Józef...

Przypomina mi się czas, kiedy abp Życiński przyszedł do diecezji lubelskiej. Niektórzy mówili: "Sprawdźcie, skąd on pochodzi"... Tak mówiono. Myślę, że to pragnienie, aby spotkać się z tym miejscem stracenia Jezusa, tym miejscem odrzucenia, było odpowiedzią arcybiskupa na od-rzucenia, które on również otrzymywał w życiu. Było ich bardzo dużo, a odrzucenie zawsze jest bolesnym doświadczeniem, dla każdego. On to odbierał w kontekście wiary i to było widoczne tam w Nazarecie, bez zbędnych słów, w zamyśleniu i kontemplacji.

Życie abpa Józefa Życińskiego ujęte w kadrze (GALERIA ZDJĘĆ)

Potem jechaliśmy do Górnej Galilei. Mówił: "Rysiu, kiedy wreszcie będą te kwiaty. Mówiliście, że w lutym jest ich tak dużo, a ja ich nie widzę". A ja uspokajałam: "Kiedy dojedzie-my bliżej gór, pokażą się na pewno!". I zachwyciła nas ta Galilea. Wtedy, w lutym trwała jeszcze pora deszczowa, ale już słońce grzało bardzo mocno. Całe wzgórza były pokryte anemonami, czerwonymi, fioletowymi, białymi. Rosły tam też wysokie ciemiężyce, cyklameny i wiele innych kwiatów... Te kwiaty zakrywały wzgórza Galilei i rzeczywiście było jak w psalmie, który mówi: "A wzgórza stroją się weselem, kiedy Pan przychodzi". A więc wtedy to była dla nas uczta. Podczas drogi rozmawialiśmy o wydarzeniach biblijnych - ze Starego Testamentu, o prorokach z krainy Kanaan, o wydarzeniach z czasów Nowego Testamentu - rozpoznawaliśmy miejsca, po których chodził Jezus, Maryja, skąd pochodzili apostołowie, gdzie się gromadził lud, którymi drogami jeździli Rzymianie, o narodzinach kościoła pierwotnego. Zawołanie arcybiskupa: "W duchu i w prawdzie" tu stawało się realne. Rozmawialiśmy o niewyobrażalnej łasce Słowa Bożego, które ma siłę przeobrażania człowieka i wcielania się w życie. Czuliśmy radość tej chwili.

Góra obietnic, góra cierpienia

Byliśmy też u żołnierzy polskiego oddziału UNDOF, który pełnił misję pokojową na Wzgórzach Golan. Tam arcybiskup odprawił mszę świętą. Z wielkim pochyleniem rozmawiał z żołnierzami o ich problemach, rodzinach, relacjach z mieszkańcami. Nie było w tym nic sztucznego. Nigdzie się nie spieszył. Pytał jak ojciec, który dawno nie widział swoich dzieci. Rzeczywiście był pasterzem, który patrzy na człowieka poprzez Chrystusa.

Wracaliśmy przez góry Baszanu. Rozmawialiśmy o problemach tej ziemi, mieszkańcach arabskich i druzyjskich, wiernych w parafiach, relacjach żydowsko-arabskich, życiu na co dzień. Zadawał mnóstwo pytań. Sytucję izraelską porównywał z tymi, które znał ze Stanów Zjednoczonych. Mogliśmy się dzielić naszymi doświadczeniami. To była twórcza wymiana doświadczeń.

Arcybiskup mówił też o swoim ogromnym pragnieniu bycia na górze Tabor, Górze Przemienienia. Ta góra była dla niego punktem odniesienia w relacji człowieka do Boga. Przemienienia człowieka. Przemienienia smutku w radość, beznadziei w nową nadzieję, śmierci w życie. Widział drogę człowieka, chrześcijanina jako proces dynamiczny, który prowadzi do zmiany jego samego. Tabor była dla niego górą radości, światła, promieniującą obietnicą spełnienia bożych obietnic. Kiedy to mówił, uśmiechał się. A potem - dobrze to dziś pamiętam - mówił: "Ale jest jeszcze inna góra, do której Tabor nas przygotowuje. To góra najważniejsza w życiu - góra Golgoty. O niej myślę częściej niż o górze Przemienienia, która w czasach mojej młodości kapłańskiej była zachęcającym miejscem do rozmyślań". To droga chrześcijanina: wejść na Golgotę i przyjąć krzyż Chrystusa.

Jestem Józef, wasz brat

W czasie pobytu w Ziemi Świętej wiele czasu spędził u nas w domu. Zwykle jedliśmy razem obiad, który przygotowywałam - nie miał jakichś specjalnych oczekiwań, pod tym względem był bardzo skromny. Interesował się naszymi dziećmi, ich szkołą, pasjami, nauczycielami. Bardzo dokładnie wypytywał każde z nich, oglądał zeszyty, książki. Czasem pytał ich po francusku, angielsku, włosku i dzieci mu odpowiadały w tych językach, taka zabawa. Ania grała mu na skrzypcach koncerty, o które prosił. Zawsze blisko niego kręcił się Jaś, najmłodszy, który miał wtedy cztery lata. Pewnego dnia, kiedy arcybiskup przeglądał zeszyty, Jaś stanął koło niego i mówi: "Wiesz, ja mam teraz nowego kolegę". "Kogo, Jasiu?" - pyta nasz gość. A Janek mówi: "A ciebie". Potem przy każdym naszym spotkaniu arcybiskup interesował się: "A jak tam mój kolega Jaś"? Przekazywali sobie pozdrowienia. Rozpoznawał wszystkie nasze dzieci, znał ich imiona.

Kilka tygodni temu, w styczniu, w czasie Dnia Judaizmu, na który przyjechał z Jaffy ks. Grzegorz Pawłowski, spotkaliśmy się w seminarium. Przyszły z nami nasze dzieci, chciały się spotkać z ks. Grzegorzem. W pewnym momencie ksiądz arcybiskup zapytał: "A gdzie Paulin-ka?" A jej rzeczywiście wtedy nie było, gdyż została z chorym Mateuszem. Poruszyła mnie jego pamięć i taka ojcowska bezpośredniość.

Również wtedy w Jaffie - tam znajduje się parafia prowadzona przez franciszkanów, a jej parafianie są Arabami - ksiądz arcybiskup sprawował mszę świętą. Zdarzył się zabawny epizod. Otóż witał gościa w języku włoskim Arab, bardzo rozlewnie, kwieciście. Dużo nic nie znaczących słów - prawie dwadzieścia minut z tłumaczeniem na arabski. Ksiądz arcybiskup słuchał cierpliwie. Rozpoczynając mszę, przedstawił się: "Jestem Józef, wasz brat." Widziałam, że tym bardzo ujął wszystkich. Przed homilią zapytał, czy powinien mówić krócej czy dłużej, niż ten brat na początku. Śmieliśmy się wszyscy... Przesłaliśmy informację o jego śmierci do Jaffy. Tamci parafianie pamiętali o tamtym spotkaniu i modlili się za niego. Za brata Józefa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski