Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pacjenci pytają: „Co dalej z in vitro?“

Gabriela Bogaczyk
Laurent Cipriani
Bezpłodne pary obawiają się wycofania rządowej dotacji na zabieg zapłodnienia in vitro ze względu na poglądy nowego ministra zdrowia. Co zrobi Konstanty Radziwiłł?

Specjaliści podkreślają, że wypowiedzi Konstantego Radziwiłła, nowego ministra zdrowia, w kwestii in vitro stawiają przyszłą refundację tego zabiegu pod znakiem zapytania. - Jego opinie nas niepokoją. Obawy pojawiają się głównie w stosunku do kontynuacji Narodowego Programu Leczenia Niepłodności. Na pewno będziemy się bacznie przyglądać decyzjom ministra w tej materii. Jeśli zajdzie potrzeba, będziemy głosem pacjentów - zaznacza Marta Górna, prezeska fundacji „Nasz Bocian”.

Przypomnijmy, że nowy minister zdrowia, dwa lata temu w rozmowie z Rzeczpospolitą zaznaczał, że „państwo nie powinno finansować z publicznych pieniędzy rzeczy, wobec których liczni obywatele wyrażają sprzeciw natury etycznej”. Dodał, że in vitro to manipulacja na człowieku.

W związku z przejęciem władzy przez PiS, pacjenci, którzy zakwalifikowali się do rządowego programu in vitro, boją się, że zostanie on anulowany. Program refundacji in vitro dla bezpłodnych par ruszył w 2013 roku i obowiązuje do czerwca 2016 roku. Co prawda, były minister zdrowia prof. Marian Zembala zdążył jeszcze podpisać nową edycję programu in vitro na lata 2016-2019, ale nie wiadomo, czy PiS nie zdecyduje się go jednak wcześniej rozwiązać.

Obawiają się przede wszystkim pacjentki oraz kliniki leczenia bezpłodności. - Na naszą skrzynkę mailową oraz infolinię wpływają pytania od kobiet na temat dalszego leczenia. Obawy w społeczeństwie są ogromne. Pacjentki pytają, czy wiemy może, czy narodowy program będzie przedłużony. Boją się, że ich leczenie w aktualnym programie, który obowiązuje do czerwca, może stanąć teraz pod znakiem zapytania - opowiada Marta Górna.

Pary, które poddają się tej terapii, nie wiedzą, czego się spodziewać po nowej władzy w kraju. Boją się, że z własnej kieszeni będą musiały pokryć koszty leczenia metodą in vitro, która sięga z reguły ok. 50 tys. złotych. Swoimi obawami dzielą się również na forach internetowych. - Zastanawiam się i niepokoję. W mojej klinice brak wolnych terminów na wizyty. I słyszę: „proszę pani, wszyscy chcą zdążyć do końca roku, bo może być różnie” - pisze Ania.

32-letnia Dagmara jest w trakcie procedury zapłodnienia. - Za pierwszym razem się nie udało. Mam nadzieję, że kolejna próba się powiedzie. W kolejce do specjalisty ciągle słyszę wątpliwości kobiet, co do dalszego leczenia. Faktem jest, że ogromnie boimy sięlikwidacji rządowej dotacji. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Wielu osobom świat wtedy legnie w gruzach - pisze Dagmara.

W Lublinie działają dwie kliniki, które uczestniczą w programie rządowym. W Centrum Leczenia Niepłodności Ab-Ovo dzięki rządowemu wsparciu leczenia bezpłodności metodą in vitro urodziło się 50 dzieci, a 32 pacjentki są obecnie w ciąży. - W tym roku możemy tę metodę zaproponować 107 parom. W ubiegłym roku skorzystało z niej również ok. 100 par - wylicza dr hab. n. med. Grzegorz Polak, ginekolog i położnik z Ab-Ovo.

Fundacja „Nasz Bocian” zaznacza, że jeśli program leczenia niepłodności zostanie przez nowy rząd w jakikolwiek sposób ograniczony, to będzie oznaczało dla wielu par przegraną w walce o dziecko. - Będzie to dla Polski ogromny krok w tył. Nie po to od trzech lat funkcjonuje refundacja in vitro - przypomina Marta Górna.
Obecnie każda para zakwalifikowana do programu otrzymuje refundację zabiegu in vitro. Normalnie jest to koszt kilkunastu tysięcy złotych. Jednak trzeba mieć na uwadze to, że pierwszy zabieg nie zawsze kończy się powodzeniem. Pary, które stać na pokrycie tych kosztów, podejdą do kolejnego zabiegu. Jednak dla wielu będzie to pożegnanie z ostatnią szansą na potomstwo.

Od początku działania narodowego programu leczenia niepłodności urodziło się w Polsce 3,5 tys. dzieci. Wzrosła liczba wykonywanych zabiegów, tym samym więcej kończy się powodzeniem. - Ja jestem idealnym przykładem tej szansy. Pierwsza moja córka została poczęta metodą in vitro, jeszcze kiedy zabieg nie był refundowany. Natomiast dzięki uczestnictwu w programie rządowym, urodziła się nasza druga córka - przyznaje Marta Górna.

Kto ma rację? Prof. Włodzimierz Piątkowski, socjolog medycyny z UMCS i UM, podkreśla, że trzeba być przygotowanym na każdy wariant. - Minister Radziwiłł ma dobrą opinię w środowisku lekarskim. Jednak trudno przewidzieć, jakie podejmie decyzje. Na pewno weźmie pod uwagę aspekt finansowy i bioetyczny. Należy pamiętać, że stanowisko Kościoła w sprawie in vitro jest jednoznaczne. Trudno jest w tej chwili ważyć, które racje są ważniejsze - wyjaśnia profesor.

W ciągu 23 lat wzrosła liczba par, które mają problem z bezpłodnością. Przyczyną tego są na ogół czynniki cywilizacyjne, czyli stres i styl życia. - Naturalną potrzebą człowieka jest chęć posiadania dzieci. Jednak statystyki mówią, że by urodziło się jedno dziecko metodą in vitro trzeba wydać około 50 tys. złotych. Są to wysokie koszty - tłumaczy prof. Piątkowski.

Od lipca 2013 roku, w Polsce stworzono 52 tys. zarodków. Przeprowadzono 24 tys. zapłodnień metodą in vitro. Tylko 8,5 tys. kobietom udało się zajść w ciążę. W 3,5 tys. przypadków ciąża zakończyła się urodzeniem żywego dziecka. - 30 proc. udanych zapłodnień kończy się poronieniem. Nie brakuje błędów w tej metodzie. Część tych dzieci umiera w niedługim czasie po porodzie - zauważa socjolog. - Jednak, każda para bezpłodna będzie chwytała się różnych sposobów zajścia w ciążę. I trzeba to zrozumieć. Ważne, żeby ta możliwość była w naszym kraju. Nie można lekceważyć chęci do posiadania potomstwa. W dalszym ciągu in vitro to jedna z metod leczenia niepłodności - przypomina profesor Piątkowski.

Środowisko medyczne jest zaniepokojone sytuacją polityczną w kraju. Dr n. med. Cezary Szymański, ginekolog i położnik z Lublina, uważa, że sprawa in vitro będzie decyzją polityczną i światopoglądową obecnego ministra i rządu. - Doskonale wiemy, jakie reprezentuje poglądy religijne. Decyzja w sprawie in vitro zależy od władz i pieniędzy - mówi ginekolog.

Od 12 do15 proc. par dotyka problem niepłodności. Lubelski ginekolog wylicza, że teoretycznie, kobieta w ciągu 35 lat okresu rozrodczego ma 450 owulacji i okazji do zajścia w ciążę. Z kolei mężczyzna w trakcie jednej ejakulacji wytwarza 60 mln plemników. - Gdy spotka się para ludzi o obniżonej płodności, to wtedy możemy dopiero mówić o problemie z zajściem w ciążę. Czasem trwa to krócej, czasem dłużej. Znam pary, które dopiero po 6 latach starań doczekały się dziecka - zaznacza dr n. med. Szymański.

Po zmianie rządu w Polsce, wszystkie bezpłodne pary przyglądają się uważnie decyzjom nowych władz. - Trzeba się przygotować na to, że o kontynuacji rządowego programu będą decydować ideologia i ekonomia. Jednak mam nadzieję, że decyzja będzie oparta na realnych potrzebach, a nie tylko polityce. To bardzo delikatna i wrażliwa sprawa, tak jak eutanazja czy aborcja - dodaje ginekolog.
Prof. Włodzimierz Piątkowski zaznacza, że w tej chwili potrzeba wszystkim zainteresowanym cierpliwości. - Nie ma co wyrokować. Obecny minister wyznaje katolicki model rodziny. Sam ma ósemkę dzieci. Myślę, że rozumie problemy osób, które starają się mieć potomstwo. Jednak należy pamiętać, że to społeczeństwo wybrało taką władzę w wyborach - przypomina prof. Piątkowski.

Naprotechnologia - recepta na bezpłodność?Prawo i Sprawiedliwość proponuje alternatywną metodę leczenia bezpłodności. Coraz głośniej mówi się o naprotechnologii. To popierana przez Kościół, a krytykowana przez wielu lekarzy metoda bazująca na obserwowaniu cyklu kobiety.

- Naprotechnologia w ponad połowie przypadków nie daje szansy na posiadanie potomstwa. Może rozpoznać przyczyny niepłodności, ale nie pomoże zajść w ciążę - wyjaśnia prof. Marian Szamatowicz, który w w 1987 roku dokonał pierwszego w Polsce udanego zapłodnienia metodą in vitro.

Przypomnijmy, że sejmik woj. lubelskiego niedawno jednogłośnie poparł uchwałę dotyczącą programu leczenia niepłodności za pomocą metody naprotechnologii. Marszałek woj. lubelskiego wyda na niego ok. 200 tys. złotych.

Zdaniem dr. Macieja Barczentewicza z przychodni „Macierzyństwo i życie”, która zajmuje się naprotechnologią, to dobra decyzja: - W wielu klinikach następuje „wykluczenie z leczenia” około 30 proc. par małżeńskich, które z różnych powodów, ekologicznych czy religijnych, nie chcą skorzystać z inseminacji czy z in vitro. Naprotechnologia daje tym parom możliwość diagnostyki i leczenia.

- To nieporozumienie, wielkie nieporozumienie - komentuje decyzję sejmiku prof. Szamatowicz.

***
Zapłodnienie in vitro jest jedną z metod zapłodnienia. Polega na doprowadzeniu do połączenia komórki jajowej i plemnika w warunkach laboratoryjnych, poza żeńskim układem rozrodczym. Zarodki uzyskane w wyniku zapłodnienia są następnie umieszczane w macicy. Jeśli dojdzie do zagnieżdżenia się, powstaje ciąża, która dalej przebiega w sposób naturalny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski