18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prokuratura: Wójt nękał dyrektorkę podstawówki. Beata Dzierżak wygrała batalię w sądzie

Aleksandra Dunajska
Beata Dzierżak jest dyrektorem szkoły w Płouszowicach od 2000 roku.
Beata Dzierżak jest dyrektorem szkoły w Płouszowicach od 2000 roku. Jacek Babicz
Takiej historii nie powstydziliby się scenarzyści komediowego "Rancza". Tylko że w tym przypadku raczej nie ma się z czego śmiać.

Konkursowy zawrót głowy

Zaczęło się w 2010 r. Beacie Dzierżak skończyła się wówczas podwójna kadencja na stanowisku dyrektorki szkoły w podlubelskich Płouszowicach. Zbigniew Samoń, wójt Jastkowa, ogłosił konkurs. Dzierżak była jedyną kandydatką i wygrała. Włodarz gminy podpisał z nią umowę tylko na rok, chociaż zgodnie z przepisami powinien na pięć lat. - Każde skrócenie okresu powołania kandydata, który wygrał konkurs, musi być umotywowane, np. tym, że szkoła będzie likwidowana. W tym przypadku nie było takiego uzasadnienia - mówi Krzysztof Babisz, lubelski kurator oświaty.

Podobnie sprawę ocenili wojewoda i Wojewódzki Sąd Administracyjny. Ale wójt, zamiast dostosować się do tych decyzji, unieważnił konkurs (argumenty wójta Samonia zamieszczany w wywiadzie obok). Dzierżak broniła część rodziców, nauczycieli i NSZZ "S". Bez skutku. Wójt 1 listopada 2011 r. zatrudnił jako p.o. dyrektora jedną z nauczycielek. Dzierżak do 9 lutego 2012 r. nadal pracowała w szkole - w bibliotece. 9 lutego wójt ponownie powołał ją na stanowisko dyrektora. - Tylko po to, żeby 14 mnie zwolnić - wspomina Dzierżak. Latem 2012 r. ogłoszono kolejny, trzeci konkurs. Dzierżak poparło pięciu z dziewięciu członków komisji.

Podważone uprawnienia

Wydawało się, że to koniec sprawy. Ale wójt Samoń podważył kompetencje Dzierżak do pełnienia funkcji dyrektora. Stwierdził, że jej akt mianowania (stopień zawodowy nauczyciela) jest nieważny, uznał, że nie ma też koniecznego przygotowania pedagogicznego. Wójt już wcześniej kwestionował kompetencje Dzierżak, ale tym razem na tej podstawie unieważnił konkurs. Uprawnienia dyrektorki potwierdziły jednak kuratorium oświaty, MEN i NSA. Kurator nakazał powierzyć Dzierżak obowiązki dyrektora szkoły. Zbigniew Samoń musiał więc ustąpić. - To była wielka ulga, że nareszcie będę mogła pracować normalnie - podkreśla nauczycielka. - Miałam wcześniej takie momenty, że chciałam odpuścić. Ale postanowiłam, także dla nauczycieli, którzy mnie popierali i dla mojej rodziny, że będę dalej walczyć - dodaje Dzierżak.

Prawo wójta

Beata Dzierżak kieruje podstawówką w Płouszowicach od 2000 roku. W ub.r. wyniki sprawdzianu szóstoklasistów w jej szkole były na trzecim miejscu wśród pięciu szkół w gminie. Rok wcześniej - wynik był najlepszy w gminie. W 2010 r. - przedostatni. W 2004 r. oddana została do użytku nowa część szkoły z pełnowymiarową salą gimnastyczną. - Uważałem ją za jednego z najlepszego dyrektorów szkół w gminie. Solidna, pracowita, oddana oświacie - mówi Kazimierz Gorczyca, włodarz Jastkowa do 2006 r. - To moja ocena, obecny wójt może mieć inną. Ale niezależnie od tego nie może łamać prawa. A kiedy ktoś wygrywa konkurs na dyrektora, powinien z nim podpisać umowę na pięć lat. I koniec.

Chwasty, plagiat i zarzuty

W lutym 2014 r. Beata Dzierżak wygrała z wójtem w lubelskim sądzie pracy odszkodowanie za naruszenie praw pracowniczych. Sąd zawiadomił też prokuraturę o możliwości popełnienia przez wójta gminy Jastków przestępstwa "długotrwałego i uporczywego naruszania praw pracowniczych powódki".

Jednak prokuratura już wcześniej zajęła się sprawą. - Zawiadomienie sądu umocniło nas tylko w decyzji o postawieniu zarzutów - mówi Dorota Kawa, szefowa Prokuratury Rejonowej w Lublinie.

Śledczy stwierdzili m.in., że wójt "złośliwie i uporczywie naruszał prawa pracownicze dyrektora SP w Płouszowicach (...) pomawiał o takie postępowanie, które mogło narazić ją na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania stanowiska dyrektora szkoły". Prokuratura ma całą listę przykładów takich działań. Wójt miał zasypywać Dzierżak pismami i poleceniami, nieraz kuriozalnymi. W sierpniu 2011 r. wysłał jej zdjęcia chwastów wokół szkoły z pismem, w którym twierdził, że oznaczają one lekceważenie obowiązków przez dyrektorkę. Tłumaczyła, że zastosowano oprysk i trzeba poczekać aż zadziała. Gdy Dzierżak składała wniosek o bezpłatny urlop, musiała się szczegółowo tłumaczyć. A kiedy wójt poprosił dyrektorki dwóch szkół o wyjaśnienia dotyczące firmy świadczącej usługi cateringowe i obie panie wspólnie przygotowały pisma, Samoń zarzucił Dzierżak plagiat. Zbigniew Samoń (zgodził się na podawanie pełnego nazwiska i upowszechnianie wizerunku) nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień.

W prokuraturze jest też sprawa Beaty Dzierżak. Doniesienie złożył wójt. Zarzucił dyrektorce, że szkolny konserwator w godzinach pracy wykonywał prace w jej domu. Śledczy ustalili, że mężczyzna pracował u dyrektorki, ale po godzinach i nie wpływało to negatywnie na jego obowiązki w szkole. - Postępowanie umorzono - mówi Kawa. Sąd uchylił tę decyzję.

Podzielona szkoła

Wśród rodziców dyrektor Dzierżak ma i zwolenników, i przeciwników. - Popołudniami w szkole nic się nie dzieje, nie ma żadnych dodatkowych zajęć - skarży się jedna z matek. - Strona internetowa jest nieaktualna, przez cały obecny rok szkolny nie było jeszcze spotkania dyrektorki z rodzicami - wylicza. Inni bronią Dzierżak. - GOK działa u nas prężnie, więc dodatkowe zajęcia w szkole nie są potrzebne - uważa pani Renata, matka dwojga uczniów. - Szkoła jest zadbana, czysta, atmosfera bardzo dobra, kadra profesjonalna. Mogłam posłać dzieci do lubelskiej "szóstki". I nie żałuję, że zmieniłam zdanie - dodaje.
Wszyscy zgodnie jednak przyznają, że konflikt wójta i dyrektorki szkodzi szkole: - Dzieci patrzą, jak przyjeżdża telewizja, czytają w internecie, jak ludzie wylewają na siebie pomyje.

Kurator Krzysztof Babisz przyznaje, że konflikt podzielił i rodziców, i nauczycieli: - Dostawałem petycje z podpisami zarówno obrońców, jak i przeciwników pani dyrektor. Ta sytuacja nie wpływa dobrze na atmosferę pracy w szkole.

Na następnej stronie przeczytacie rozmowę z wójtem Jastkowa.

Działam dla dobra szkoły. Oświata to oczko w głowie

Jak w 2010 r. oceniał Pan pracę dyrektor Beaty Dzierżak?
Ani dobrze, ani źle. W 2010 r. podczas wizytacji kuratorskiej otrzymała, jako jedyna w gminie, ocenę dobrą (w trzystopniowej skali: wyróżniająca, dobra, niedostateczna). Wyniki sprawdzianu szóstoklasistów w Płouszowicach bywały wtedy na niskim poziomie. Niektórzy nauczyciele narzekali, że faworyzuje "swoich". Rodzice też się skarżyli.

Na co?
Nie chcę w obecnej sytuacji tego przytaczać.

Pytam, bo musiał mieć Pan do jej pracy poważne zastrzeżenia, skoro poświęcił Pan ponad trzy lata, żeby się jej pozbyć.
To pani ocena, moim zdaniem - nieprawdziwa. Zależało mi, żeby dyrektor był powołany zgodnie z przepisami. I żeby był jak najlepszy, bo oświata to nasze oczko w głowie.

Zacznijmy więc od początku - dlaczego w 2010 podpisał Pan umowę z Beatą Dzierżak tylko na rok?
Tak zasugerowała komisja konkursowa, biorąc pod uwagę m.in. wspomnianą nie najlepszą ocenę kuratorium.

Kurator i wojewoda podważyli tę decyzję.
A w kwietniu 2011 r. prawnicy urzędu gminy stwierdzili, że konkurs został wadliwie zorganizowany - nie ogłoszono go w dzienniku o zasięgu wojewódzkim. Dlatego go unieważniłem.

A nie dlatego, że wojewoda nakazał podpisać umowę z panią Dzierżak na 5 lat?
Nie. Chciałem działać zgodnie z prawem.

Wojewoda podważył jednak także postanowienie o unieważnieniu konkursu.
Odwołaliśmy się od tej decyzji. NSA przyznał nam rację, ale dopiero w maju 2012 r.

W tym czasie odbył się drugi konkurs.
Żaden z kandydatów nie spełniał wymagań formalnych (pani Dzierżak nie startowała). Mogłem wtedy powierzyć obowiązki wybranej przeze mnie osobie - z wolnej ręki. Ale nie wiedziałem jeszcze, jakie będzie rozstrzygnięcie NSA w sprawie unieważnienia pierwszego konkursu, więc nie zaryzykowałem tego kroku.

Podważył Pan też rozstrzygnięcie kolejnego konkursu, który wygrała Beata Dzierżak.
Dostałem informacje od audytora i prawników, że pani Dzierżak nie ma wystarczającego wykształcenia. Chodziło o określoną w rozporządzeniu konieczność ukończenia studiów lub kursu pedagogicznego.

Komisja, która ją wybrała, tego nie dostrzegła.
Większość komisji była innego zdania - stosunkiem głosów 5:4. Bo jest nauczycielem dyplomowanym i to komisja uznała za wystarczające.

MEN też orzekło, że Beata Dzierżak posiada kwalifikacje.
Jednak w stanowisku resortu była też informacja, że nie stanowi ono wykładni przepisów prawa, a jedynie opinię. Gminny audytor zbadał też ścieżkę zawodową pani Dzierżak. I stwierdził, że już mianowanie (drugi stopień zawodowy nauczyciela - red.) zdobyła niezgodnie z przepisami. Nie spełniała więc warunków konkursu na dyrektora.

Prześledził Pan tak wnikliwie karierę wszystkich dyrektorów szkół w gminie?
Tak. Zwróciłem się też do kuratora, prokuratury i sądu o sprawdzenie mianowania pani Dzierżak. Nie podjęły jednak działań, uznając brak interesu prawnego po stronie wójta gminy.

A Pan unieważnił trzeci konkurs.
Nie mogłem powołać osoby niespełniającej wymagań, bo mógłbym się narazić na zarzut niedopełnienia obowiązków albo przekroczenia uprawnień. Wyczerpująco to uzasadniłem w zarządzeniu o unieważnieniu konkursu.

Naprawdę się Pan tego obawiał? Wojewoda podważył przecież decyzję o unieważnieniu konkursu, a kurator nakazał powołać panią Dzierżak.
I powierzyłem pani Dzierżak obowiązki od 1 września 2012 r. Po jakimś czasie MEN uchylił nakaz kuratora. Zwracałem się do wojewody, żeby unieważnił moją decyzję o powierzeniu obowiązków - bez skutku. Proszę też zauważyć, że na mocy wyroku WSA z września 2012 r., o którym wspominałem, nadal ważny jest drugi konkurs. Również na tej podstawie trzeci powinien być unieważniony. Wtedy mógłbym powołać wybranego przeze mnie dyrektora.

Dlaczego Pan nadal drąży tę sprawę?
Powtórzę - bo chcę, żeby szkoła w Płouszowicach miała jak najlepszego dyrektora, wybranego zgodnie z prawem. Chcę, żeby wszelkie wątpliwości zostały wyjaśnione, dla dobra szkoły. Mam też ostatnio do pracy pani Dzierżak szereg zastrzeżeń. Sanepid zamknął szkolny sklepik, bo nie spełniał wymogów sanitarnych. Pani dyrektor nieprawidłowo wykazywała ilość uczniów niepełnosprawnych w systemie informacji oświatowej, co pociągało za sobą określone skutki finansowe. Więcej nie mogę mówić ze względu na toczące się postępowanie prokuratorskie przeciwko mnie.

Śledczy zarzucają Panu, że znęcał się Pan nad Beatą Dzierżak.
Jestem przełożonym pani Dzierżak. Czy wydawanie poleceń podwładnym i żądanie ich wykonania to znęcanie? Nie sądzę.

Miał ją Pan m.in. zasypywać kuriozalnymi poleceniami, m.in. dotyczącymi usuwania chwastów wokół szkoły.
Rzeczywiście, zwróciłem na to uwagę w 2011 r. Ponowiłem w sierpniu, bo wielkość chwastów wskazywała, że moja wcześniejsza wskazówka została zlekceważona. Otoczenie szkoły powinno być przyzwoite. Zwracałem się też z takimi uwagami do innych dyrektorów szkół i nie robili z tego nękania.

Sąd pracy ocenił, że naruszył Pan prawa pracownicze pani Dzierżak.
Wyrok nie jest prawomocny. Złożyłem apelację.

Rozmawiała Aleksandra Dunajska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski