18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sagi Lubelszczyzny: Marianna Krasnodębska i Eugenia Kotlińska - Panny Wyklęte

Marcin Jaszak
Todzia Łysakowska, pseudonim  "Kropka", Stasia Wrońska - "Wrzos"  i Marysia Łysakowska - " Jaskółka". Dziewczęta z drużyny Marianny
Todzia Łysakowska, pseudonim "Kropka", Stasia Wrońska - "Wrzos" i Marysia Łysakowska - " Jaskółka". Dziewczęta z drużyny Marianny Archiwum Marianny Krasnodębskiej
Kiedy były żołnierzami AK miały po kilkanaście lat. Dziś, po kilkudziesięciu latach, ich wspomnienia są nadal żywe. Jedne wspominają swoich chłopców, inne akcje przeprowadzane w czasach konspiracji, a na wspólnych spotkaniach trudno je przekrzyczeć, bo podczas wspomnień nabierają młodzieńczej energii i zamieniają się w te niepokorne i trwające przy swych ideałach nastolatki.

Historia "Wiochny" - Marianny Krasnodębskiej
Już w pierwszych dniach września spadły bomby. Waliły się domy, płonęły wszelkie zabudowania, byli zabici od odłamków bomb oraz strzałów z karabinów maszynowych, umieszczonych na samolotach, które przelatywały tuż nad ziemią. Ludzie uciekali do pobliskich wsi chowając się przed nalotami. Niemcy zrzucali bomby na drogi, pola, wzbudzając strach i popłoch.
Za kilka dni wkroczyli do Piask. Mieszkańcy powoli zaczęli wracać do swoich domostw. Polscy żołnierze z rozbitych jednostek byli rozbrajani i brani do niewoli. Niemcy zapędzali ich na plac, tak zwaną Górę Kębłowską, by potem transportować do obozów jenieckich. Kobiety i dziewczęta z Piask zaczęły organizować pomoc.

Dostarczałyśmy żywność i odzież cywilną, która miała przydać się do ewentualnej ucieczki. Anna Jaroszowa, Helena Wrońska, Winiarczykowa, Aniela Łysakowska, Kazimiera i Helena Kotlińskie, Wiktoria i Aniela Mazurek, Zajączkowska, Helena Kostrzewska, Katarzyna Mojek oraz wiele innych, a także my, młode dziewczęta, szłyśmy groblami na Kościelec. Stamtąd skradałyśmy się z żywnością i odzieżą cywilną. Po przebraniu się żołnierze wyprowadzani byli przez pola do pobliskich wsi i w ten to sposób wielu z nich uniknęło wywiezienia do obozów jenieckich.

W Piaskach i okolicznych wioskach pod koniec października powstały dwie organizacje, Unia i Bataliony Zemsty. W pierwszej znaleźli swoje miejsce moi starsi bracia, a młodsze rodzeństwo, w tym ja, należeliśmy do Batalionów Zemsty. W Batalionach komendantem był nasz nauczyciel Jerzy Drylski.

Założyliśmy też tajne gazetki "Zemsta" i "Polska Żyje". Zdobyliśmy maszyny i papier, a jednym z redaktorów był mój brat Stanisław. Najstarszy brat Czesław pisał w tych gazetkach wiersze patriotyczne.Ja z braćmi Wacławemi najmłodszym Mieczysławem roznosiliśmy tę prasę do wskazanych miejsc.

Zbieraliśmy też broń i amunicję. Większy sprzęt został złożony do skrzynek i zakopany. Jedną z takich skrzyń zakopaliśmy, w ścisłej tajemnicy przed rodzicami i młodszym rodzeństwem, w naszym ogrodzie. Mniejszą broń chowaliśmy w naszych budynkach gospodarczych i domach innych członków Batalionów Zemsty.

Kiedy powstał Związek Walki Zbrojnej obie nasze organizacje zostały tam wciągnięte. Na początku 1942 roku powstała Armia Krajowa i ZWZ wszedł w jej skład. Automatycznie stałam się żołnierzem AK. Kiedy powołano Wojskową Służbę Kobiet, dostałam zadanie zorganizowania grupy żeńskiej na moim terenie. Z moim dotychczasowym pseudonimem "Wiochna", mianowano mnie na dowódcę drużyny. Podlegałam bezpośrednio komendantce Kazimierze Tracz pseudonim "Teczka". Organizowałam spotkania, szkolenia, miałam za zadanie utrzymanie łączności z terenem, kontaktu z placówkami Fajsławice, Biskupice oraz Milejów. Moja drużyna składała się z ponad dwudziestu dziewcząt.

Udzielałyśmy wszelkiej pomocy ukrywającym się członkom ruchu oporu. Przenosiłyśmy meldunki oddziałom "Nerwa", "Rysia" i "Szarugi", które stacjonowały na pobliskim terenie. Wszystko uzgadniałyśmy z komendantem Placówki nr 7 Piaski, Józefem Wicińskim pseudonim "Szary" i komendantką Tracz.

Śmierć za kochankę "Krwawego Szulca"
Długo by opisywać wszystkie wydarzenia i akcje, w jakich uczestniczyłyśmy. Mijały kolejne dni, tygodnie i miesiące. Działalność konspiracyjna się wzmaga. Akcje bojowe i sabotażowe to wtedy była codzienność. Jedna z akcji likwidowania konfidentów zakończyła się dla mojej rodziny tragicznie. Wśród likwidowanych znalazła się kochanka "Krwawego Szulca", żandarma miejscowej komendy. Ten w odwecie wydał wyrok na mnie i moją rodzinę. Zaczęliśmy się ukrywać. 4 sierpnia 1943 roku zostaje zabity najstarszy brat, Czesław, miał 36 lat. 6 sierpnia ginie kolejny brat, Stanisław, który miał wtedy 25 lat. Później ginie mój dziadek Marcin Jarosz. Ja trafiam w końcu do Lublina i dostaję fikcyjną kartę pracy w firmie Labor. Angażuję się wtedy w akcje pomocy więźniom w Dachau.

W 1944 roku miałam uczestniczyć w uroczystym zakończeniu Szkoły Podoficerskiej w Ignasinie. Brałam udział w przygotowaniach, upiekłam z tej okazji ciastka i część z nich postanowiłam zanieść rodzicom. Akurat zbliżały się Zielone Święta. W przeddzień wpadłam do rodziców i zostałam na noc. Wczesnym rankiem Zielonych Świąt, Piaski zostały otoczone przez gestapo i Ukraińców. Do naszego domu wpadają Niemcy. Zabierają mnie i ojca na plac miejski. Zaczyna się załadunek na ciężarówki. Mama zrozpaczona. Udaje jej się przekupić żandarma, który wyprowadza mnie z placu. Tata jednak trafia na Majdanek. Na szczęście wrócił z obozu, jednak stracił tam wzrok w jednym oku.

Dziewczyny rozjeżdżają się po świecie
Znów mijają dni i miesiące. Przychodzi wyzwolenie i radość, że nareszcie jesteśmy wolni. Ludność natychmiast przystąpiła do usuwania zniszczeń i grzebania zabitych. I tu także włączyły się dziewczęta z Armii Krajowej. Organizowałyśmy uroczyste powitania żołnierzy polskich, powracających ze swej tułaczki ze Związku Radzieckiego. Przystąpiono do organizowania władzy administracyjnej i porządkowej, na czele której stanęli byli członkowie Armii Krajowej. Radość trwała krótko. Nie przyszło to, na co oczekiwaliśmy i czego każdy z nas pragnął - tej drogiej, prawdziwej wolności. Rządy przejęli komuniści. Zaczęły się represje i aresztowania przez NKWD i Resort Bezpieczeństwa Publicznego. Wójtem gminy został przedwojenny komunista - Słowikowski ze wsi Kozice.

Część chłopców, mężczyzn wstąpiła do wojska udając się na front, a tym samym uniknęli aresztowania, inni wrócili do podziemia tworząc organizację Wolność i Niezawisłość. Pozostałych spotkał okrutny los. Aresztowania, osadzenie w więzieniach, wywózki do gułagów w Związku Radzieckim. Wywieziony został także komendant Placówki AK - Józef Wiciński, wrócił po kilku latach.

Dziewczęta z Armii Krajowej rozeszły się w różne strony kraju. Ja po stracie czterech braci - Czesława, Jana, Stanisława, Wacława, przyjęłam na siebie obowiązek opieki nad schorowanymi rodzicami oraz pomoc siostrze Helenie w wychowaniu jej dzieci. Bracia Olek i Mietek poszli do wojska bronić ojczyzny. Szybko zostaliśmy wrogami Polski Ludowej bez żadnych możliwości otrzymania pracy. Zdani na własne siły. Co kilka dni wpadali funkcjonariusze z Resortu Bezpieczeństwa z NKWD w poszukiwaniu pozostałych przy życiu braci Aleksandra i Mieczysława Jaroszów. Ja z kolei regularnie zabierana byłam na miejscowy posterunek Milicji Obywatelskiej na przesłuchania. Raz zabrano mnie do Lublina do komendy powiatowej, zatrzymano i po trzech dniach zostałam zwolniona. Mimo represji udało nam się przetrwać ten ciężki okres.

Znam powojenne historie większości dziewcząt z mojej drużyny. "Śmieszka" podjęła pracę w prywatnym sklepie swojej cioci. "Jaskółka" straciła pracę w aptece, w której pracowała jako fasowaczka. Jako akowiec nie mogła liczyć na dobrą pracę... "Kropka", "Irys", "Błyskawica", "Monia", "Jaskółka, "Wrzos"... Pamiętam je wszystkie i wspominam często podczas spotkań z młodzieżą w zaprzyjaźnionych szkołach - wspomina Marianna Krasnodębska.

Wspomnienia Eugenii Kotlińskiej
"Żeniuś moja najdroższa! Wiem, jak brakuje kogoś, rozumiem, jak czeka się wiadomości od niego. Choć kilka słówek, choć parę zdań... Kocham Cię nadal Żeniuś. Kocham jak na początku. Zawsze me myśli krążą przy Tobie, a kiedy widzę Cię przy sobie, łatwiej i bez trudności idzie mi praca. Ty stoisz zawsze przy mnie. Twe rączki chronią mnie od złego. Błogosławię chwilę naszego poznania, boś Ty mym Aniołem Stróżem. Myśl Żeniusiu o mnie, nie zapomnij na wieki wiernego Ci Janka...".
Nie zapomniałam, choć od czasów wojny nie zobaczyłam ani razu mojego andersiaka. Zmarł w Anglii w 1963 roku. Andersiaka, bo był żołnierzem w armii Andersa. Poznałam go, kiedy szukał w Lubartowie noclegu. Moja mama spotkała go zupełnie przypadkowo i zaproponowała pomoc. Podeszłam do nich...

Ale miałam przecież opowiadać o konspiracji. Do AK wstąpiłam dopiero pod koniec wojny. Zostałam przydzielona do komendanta Zygmunta Nazarewicza pseudonim "Stary". Moja praca polegała głównie na dostarczaniu gazetek konspiracyjnych. Później dowoziłam wozem chleb do oddziałów kapitana "Marsa" i "Zagłoby", bo moja mama prowadziła piekarnię. Przewoziłam też tym wozem rannych i chorych.

Zdjęcie mojego andersiaka mam nadal. Stali z moją mamą na ulicy, a ja podeszłam do nich.

- Jakie pani ma piękne buciki - to było jedno z pierwszych zdań, jakie do mnie powiedział.
Nie pozostałam mu dłużna.

- A pan ma takie ładnie pokręcone włosy - odparowałam.

Zaprosiłyśmy go do mieszkania. Wszystkie moje koleżanki za nim szalały, a on był wpatrzony tylko we mnie. Później wyjechał do Anglii i słał te listy. Przysyłał też leki. Właśnie te leki były w 1951 roku głównym zarzutem, jaki stawiano mi w areszcie UB przy ulicy Chopina 18. A mogli przecież zarzucić mi, że w kwietniu 1945 roku przekazałam informację podporucznikowi Zbigniewowi Wójcickiemu pseudonim "Kula", że UB szykuje się do akcji likwidacji oddziałów AK. Moja mama i brat też działali w konspiracji. Stąd wiedziałam o tej akcji.

Dostawca drewna do naszej piekarni wysypał się, kiedy mama go upiła.

- Kumo, my jutro wyruszamy na bandytów pod Wereszczynem - wybełkotał wtedy.

Natychmiast wysłali mnie do "Kuli". Ten posłał dwóch chłopców "Skrzypka" i "Sępa" z informacją do oddziałów.
Tego mi nie zarzucili. Może dlatego, że leki przekazałam dla chorego Zdzisława Brońskiego pseudonim "Uskok". Niestety, nie trafiły do niego, bo mężczyzna, który miał te leki dostarczyć "Uskokowi", przekazał wszystko UB. Jak słyszałam, chciał wykształcić syna i oni mu to obiecali. Tak to przez te leki trafiłam do aresztu. Siedem miesięcy śledztwa przy Chopina i na Zamku Lubelskim. - Pomagała pani bandycie! - zarzucał mi oficer śledczy.

- Każdemu choremu bym rękę podała, nawet bandycie. Mama mnie uczyła, żeby pomagać biednym i chorym - odpowiedziałam.

Nieraz dostałam po twarzy za takie odzywki. Więzienie? Smród, brud, choroby i oczywiście przesłuchania. Na rękach złapałam zapalenie skóry. Swędziało i piekło. Jedna z koleżanek poradziła mi leczenie moczem. Pomagało, ale wyleczyłam to dopiero po wyjściu z więzienia w 1958 roku.

Przesłuchania? Bywało różnie. Kiedyś ubowcy przyprowadzili na konfrontację Mieczysława Lisowskiego. Popatrzyłam na niego. Zamiast oczu miał dwa wielkie strupy.

- Ja jestem bandyta. Znasz mnie - mówi do mnie.
- Skąd mam znać?! Mnie mogą znać setki osób, bo sprzedawałam w sklepie - wyparłam się znajomości z nim.
Przesłuchujący mnie major przeklął i uderzył mnie po twarzy.

Później Mietek, już na wolności, dziękował mi, bo to uratowało mu życie.

Były też i takie przesłuchania. Wściekły, że nic nie mówię ubek kazał mi siedzieć w palcie przy gorącym piecu. Po kilku godzinach zasnął. Wypiłam całą wodę i schowałam do palta papierosy dla koleżanek z celi. Nagle słyszę, że na dole ktoś krzyczy. To ubowcy wracali z "polowania" na mieście. Obudziłam tego, który mnie przesłuchiwał. Podziękował i pozwolił mi przespać się na podłodze na tym palcie.

Wspominać można by było długo. Tylko po co? Dziś cieszę się każdą chwilą. Czasem oglądam zdjęcia i wspominam Janka. Kiedy się czasem zdenerwuję, przypominam sobie, że nikogo wtedy nie wydałam i śpiewam Marsyliankę.

Codziennie rano najświeższe informacje z Lubelszczyzny prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski