Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sylwia Szewc-Koryszko: w Kurierze stworzyliśmy coś razem

Artur Borkowski
Redaktor naczelna Sylwia Szewc-Koryszko z Zosią, nadzieją lubelskiego dziennikarstwa
Redaktor naczelna Sylwia Szewc-Koryszko z Zosią, nadzieją lubelskiego dziennikarstwa Tomasz Koryszko
Zespół redakcyjny „Kuriera” jest jak włoska rodzina. Kłócimy się, ale konstruktywnie - mówi Sylwia Szewc-Koryszko, obecna redaktor naczelna „Kuriera Lubelskiego”

Przyszłaś do „Kuriera” 1 lipca 2010 roku.

Do pracy w redakcji zaprosili mnie ówczesny prezes Dariusz Kołacz i Dariusz Kotlarz, redaktor naczelny. Szukali osoby, która rozwinęłaby dział online i pomogła stworzyć redakcję multimedialną. Wówczas w „Kurierze” oczywiście była strona internetowa, były też tworzone filmy wideo, ale chodziło o to, aby zamiast jednego działu funkcjonowała nowocześnie cała firma.

I zgodziłaś się?

Z przyjemnością, gdyż lubię wyzwania.

Pamiętasz swoje pierwsze dni w redakcji?

Czytając twój wywiad z Małgorzatą Ilką, pierwszą kobietą redaktor naczelną „Kuriera”, zapamiętałam takie zdanie, że początki były dla niej trudne, bo wkraczała do nowego zespołu, a poza tym pochodziła z innego miasta. Mnie było trochę łatwiej, bo choć nie pochodzę z Lublina, to jednak w lokalnym środowisku dziennikarskim funkcjonowałam już osiem lat. To nie było może zbyt długo, ale wystarczająco, żeby ten rynek medialny dobrze poznać.

A wracając do pytania, które mi zadałeś, jako zastępczyni redaktora naczelnego do spraw serwisów internetowych dość szybko weszłam do zgranego zespołu. Wiedziałam, że jeśli mam coś zmienić albo mam wprowadzić jakieś urozmaicenia, nowości, to nie mogą to być rozwiązania siłowe. Najpierw trzeba pokazać siebie, jakim jest się człowiekiem. Dlatego starałam się od początku pokazać wszystkim, że nie przyszłam do „Kuriera”, aby kiwać palcem i mówić, kto co ma robić, ale ciężko pracować z całym zespołem.

Poproszę o konkrety.

To była rozbudowa naszej strony internetowej, systematyczna praca nad zwiększaniem jej oglądalności, stworzenie portalu naszemiasto.pl w województwie lubelskim, znalezienie korespondentów w innych miastach, którzy ten portal będą tworzyć, ale jednocześnie też będą pracować dla „Kuriera”. I jeszcze pokazanie dziennikarzom, że na temat można chodzić nie tylko z długopisem, ale mieć w ręku i kamerę.

I udało Ci się!

Nie lubię mówić, że coś powstało dzięki mnie. Lubię mówić, że stworzyliśmy coś razem. Dam ci przykład. To było 10 lutego 2011 roku. Było po godzinie dwudziestej. Wychodziłam właśnie z zajęć na KUL-u. Nagle dowiedziałam się, że zmarł arcybiskup Józef Życiński. Zadzwoniłam do redakcji, do dziennikarki, która miała dyżur online’owy. I zapytałam, czy już wie o tym. Nie wiedziała, ale stwierdziła, że szybko sformułuje krótką informację i zamieści na naszej stronie. Pojechałam do „Kuriera”, który był pełen dziennikarzy, nie trzeba było po nikogo dzwonić i ściągać na siłę, choć było już późno. I to jest fajne, że w ważnych chwilach wszyscy byli i są gotowi do pracy.

Pamiętasz jakieś anegdoty związane z początkami Twojej pracy w „Kurierze”?

Pamiętam, jak szukając nowych kontaktów z mieszkańcami, którzy czytają nas głównie w internecie, zamieściliśmy na stronie „Kuriera” hasło w stylu: Masz problem? Potrzebujesz pomocy? Zadzwoń lub napisz - i tu podawaliśmy numer telefonu na biurko działu online oraz nowo utworzony adres mailowy [email protected]. Liczyliśmy, że czytelnicy będą zgłaszać nam tą drogą różne interwencje, wysyłać zdjęcia z ciekawych zdarzeń. Tak było, ale któregoś dnia zadzwonił pan i powiedział, że… popsuł mu się telewizor i nie może oglądać kilku kanałów. Poprosił dyżurnego, by powiedział mu przez telefon, jak ma go naprawić, ewentualnie kiedy może podrzucić nam odbiornik do redakcji. Niestety, mimo szczerych chęci, nie naprawiliśmy panu telewizora, a hasło szybko zmodyfikowaliśmy.

Wiem, że jesteś zwolenniczką wspólnych akcji gazety z Czytelnikami.

Zawsze wracam myślami do zbiórki podpisów popierających budowę S17. To było ogromne przedsięwzięcie - wielka akcja na deptaku. Codzienne relacje zamieszczaliśmy później w gazecie i na naszej stronie internetowej, mając satysfakcję, że w całe to przedsięwzięcie medialne wciągnęliśmy niemal cały Lublin, którego mieszkańcy złożyli tysiące podpisów. Zawieźliśmy je potem do Warszawy, do kancelarii premiera. No i udało się!

Pod koniec października 2014 zostałaś redaktor naczelną.

To była dosyć zabawna historia. Któregoś dnia Darek Kotlarz powiedział, że musimy jechać do Warszawy na spotkanie z Pawłem Fąfarą, członkiem zarządu Polska Press Grupy, która wydaje m.in. „Kurier Lubelski”. Zazwyczaj, gdy jeździliśmy do centrali, żeby omówić jakieś ważne kwestie, zawsze przygotowywałam prezentacje, slajdy. Kilka razy zapytałam szefa, co mam przygotować tym razem. Ale on odpowiadał wymijająco, że nic, że jedziemy porozmawiać o firmie. Trochę mnie to zaniepokoiło. O co chodzi? Szczerze powiedziawszy, jadąc do stolicy, myślałam, że dostanę wypowiedzenie z pracy. Dlatego jak Paweł z Darkiem poinformowali mnie, że zostałam wybrana na nową redaktor naczelną, nie byłam w stanie nic powiedzieć. Darek do dziś nieraz wspomina, że przez całą podróż byłam bardzo spokojna i nie dawałam po sobie poznać, że tak naprawdę za chwilę mogę stracić pracę. Śmiejemy się z tego.

Jaki jest dzień w „Kurierze”?

Każdy jest inny. Są dni wesołe, ale i smutne, jak choćby dzień, kiedy zmarł Wojciech Klusek, wieloletni dziennikarz „Kuriera”, z którym współpracowałam krótko, kiedy pisał felietony na naszą stronę internetową. Mam wrażenie, że zespół redakcyjny jest jak taka włoska rodzina. Może nie rzucamy w siebie talerzami, ale codziennie jest dużo krzyku, sporów i kłótni. Na szczęście są one bardzo konstruktywne, nie powodują wzajemnego obrażania się, bo nie ma na to czasu. Ja też nie lubię się obrażać, a nawet gdy jestem zła, to bardzo szybko mi to mija. W końcu najważniejsze jest to, żeby każdy dzień kończył się czymś pozytywnym, bo wówczas nasz produkt, jakim jest gazeta czy wydanie internetowe, jest dobry i mamy z tego satysfakcję.

W listopadzie ubiegłego roku zostałaś mamą.

Urodziłam Zosię, która zmieniła moje priorytety. Oczywiście, rządzi w domu. Ustawia mnie i mojego męża do pionu.

Kiedy planujesz wrócić na stanowisko?

To pytanie zadaje mi dużo osób. Każdy z nas wie, że praca dziennikarza i redaktora to zajęcie na dwieście procent. Ja tak pracuję i tego oczekuję od innych. Dlatego wrócę, gdy będę mogła poświęcić się pracy nie na trzydzieści, ale właśnie na dwieście procent. Myślę, że nastąpi to już niedługo.

„Kurier Lubelski” świętuje swoje sześćdziesiąte urodziny. Czego byś mu życzyła?

Przede wszystkim tego, żeby dalej był bardzo dobrą gazetą miejską, zarówno w formie tradycyjnej - drukowanej, jak i elektronicznej. Aby był blisko spraw swoich czytelników. I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. Jako szefowa chciałabym wszystkim dziennikarzom i redaktorom bardzo podziękować za serca i talenty, które wkładają w swoją codzienną pracę. Jestem dumna i będę to zawsze powtarzała, że kieruję najlepszym zespołem dziennikarsko-redaktorskim w Lublinie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski