Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wacław Holewiński: Bez Karola Jaroszyńskiego KUL by nie powstał

Wojciech Pokora
Photo by Maciej Zienkiewicz Photography
Karol Jaroszyński to był człowiek, który okazał się wielkim filantropem. To człowiek, który uratował życie dziesiątkom tysięcy Polaków. To człowiek, który fundował niezliczoną ilość ochronek dla polskich sierot. To człowiek, który fundował stypendia dla polskich studentów. I w końcu przecież to jest człowiek, który do końca życia finansował KUL – mówi w rozmowie z „Kurierem Lubelskim” Wacław Holewiński, pisarz i dziennikarz, autor powieści „Cieniem będąc, cieniem zostałem” o życiu Karola Jaroszyńskiego.

Karol Jaroszyński to postać zapomniana. Praca nad książką o nieznanym bohaterze musiała być sporym wyzwaniem, biorąc pod uwagę skromność materiału źródłowego. Dlaczego o nim zapomnieliśmy?

Jest niewiele materiałów na temat Jaroszyńskiego, to prawda. Znalazłem zaledwie trzy niewielkie pozycje, przy czym ostatnia z nich „Karol Jaroszyński. Atawistycznie obciążony wielkim hazardem życiowym” ukazała się już po napisaniu przeze mnie mojej powieści. Dlaczego Karol Jaroszyński jest zapomniany? Mam swoją koncepcję, dlaczego tak się stało. Przede wszystkim nie miał rodziny. Nie miał najbliższych, którzy by kultywowali pamięć o nim. Po wtóre, jego bogactwo, zupełnie niewyobrażalne bogactwo, bo w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze, to by było mniej więcej 200 mld złotych, trwało krótko. Możemy ten okres zamknąć w latach 1909-1919. Przy czym nie było jego winą, że ten majątek stracił. W dużej mierze, niestety, trzeba to złożyć na karb działalności polskiego państwa. Bo w pokoju ryskim Polska nie domagała się rekompensat za majątek pozostawiony na Wschodzie. W związku z tym Karol Jaroszyński, który był właścicielem 12 banków, produkował 30 proc. całej produkcji cukru w Rosji, był właścicielem kopalń, hut, zajmował się transportem kolejowym i rzecznym, po rewolucji bolszewickiej został prawie z niczym. Uciekają z Petersburga przed bolszewikami nie zabrał ze sobą oryginałów dokumentów świadczących o tym, że jest właścicielem banków. Na Zachodzie działały filie jego banków, ale nie miał czym udokumentować swoich w nich udziałów. Długo trwały batalie sadowe, ale nie przyniosły one korzystnych dla Jaroszyńskiego rozstrzygnięć.

Ale to chyba nie wszystkie powody?
Nie wszystkie. Może najważniejszym było to, że był absolutnym przeciwnikiem bolszewików, dużo zrobił, aby obalić ich władzę, a co za tym idzie, przez cały PRL nie można było o nim pisać, nawet go wspominać. Kolejnym, czwartym według mnie powodem było to, że Jaroszyński nie zdołał odbudować swojej pozycji w II Rzeczypospolitej. Jak mówiłem, stracił większość majątku jednak, ale nie był biedny, wciąż było go stać na inwestycje. Będąc wizjonerem, a był nim niewątpliwie, wiedział, że Polska odzyskawszy niepodległość, a wraz z nią niewielki skrawek dostępu do morza, będzie potrzebowała portu morskiego… Postanowił zainwestować w tereny pod port morski.

…i wybrał Puck, a nie Gdynię…
Wierzył, że to będzie Puck, a wybrano Gdynię. A on nakupował tam ziemi i stracił na tym interesie. Zatem przyczyn, przez które Karol Jaroszyński jest postacią zapomnianą jest co najmniej kilka. Prawdopodobnie są też inne i każdy może snuć tutaj swoje domysły.

Czy antybolszewizm nie jest jednak kluczowy w tym procesie zapomnienia? Spotkało to przecież poza Jaroszyńskim także innych wielkich tamtych czasów, jak Ossendowski czy Łobodowski, których trzeba było po latach komunizmu Polakom przypominać. Czy to przypadkiem nie Sowieci zadbali o to, żebyśmy o Jaroszyńskim zapomnieli?
Jaroszyński miał plan obalenia bolszewików i był to plan sensowne. Nie poprzez działania zbrojne, ale poprzez paraliż ich systemu finansowego. A miał takie, dzięki swym znajomościom w sferach bankowych, możliwości. Tyle że Anglicy nie dotrzymali danego mu słowa. Wpłacili tylko pierwszą transzę pieniędzy. Później wstrzymali finansowanie i ten plan się nie powiódł.

Ja mam też, jako lublinianin i absolwent KUL żal do władz uczelni, że nie kultywowały tej pamięci o swoim fundatorze. W powieści wielokrotnie Pan podkreśla, jak bardzo na sercu mu ta uczelnia leżała i nawet mając problemy finansowe, dbał by datki od niego do uczelni wpływały.

Jego wkład w powstanie uczelni należy rozgłaszać jak tylko można, bo był to przecież jej główny sponsor, fundator. Katolicki Uniwersytet Lubelski jest poniekąd jego dzieckiem. Był człowiekiem, bez którego KUL by nie powstał. Ale znowu jest snuta przez niektóre środowiska teoria, że Jaroszyński był masonem, a co za tym idzie, być może z tego powodu, Kościół „przykrył go” niepamięcią. Trudno jest mi rozstrzygać, co w tym przypadku jest prawdziwą przyczyną. Wydaje się, że KUL powinien o nim pamiętać i mam nadzieję, że przedstawiciele uczelni przynajmniej zaproszą mnie na rozmowę na jego temat.

W czasie, gdy pisał Pan „Cieniem będąc, cieniem zostałem”, doszło na Ukrainie do wybuchu pełnoskalowej wojny z Rosją. Gdy czytam opisywane przez Pana intrygi polityczne, grę aliantów, to dogadywanie się z Rosją, to mam wrażenie jakbym czytał dzisiejsze gazety.

Obecna wojna na Ukrainie na pewno nie miała żadnego wpływu na moją powieść. Historia niemal od zawsze, od najwcześniejszego dzieciństwa jest moją absolutną pasją. Nieźle znam historię zarówno Rosji jak i Polski. To, że pewne sytuacje wyglądają podobnie jak sto lat temu to jest oczywiste, niestety.

Te intrygi wojenne, rozmowy z Francuzami, które prowadził Jaroszyński, można wprost przekładać na dzisiejsze zachowania współczesnych Francuzów czy Niemców, jeśli chodzi o wsparcie Rosji.

Tak i stale mam poczucie dyskomfortu wynikającego z jakiegoś pobratymstwa, głównie pomiędzy Niemcami a Rosją. Starałem się to uwypuklić pokazując takie obrazki, gdy Jaroszyński próbuje namówić Niemców do działalności przeciw bolszewikom, a oni jednoznacznie mu odpowiadają, że Rosja i Niemcy to są dwa państwa, które zawsze będą miały wspólne interesy i będą je prowadzić niezależnie od tego, kto akurat jest tam przy władzy. Więc jak powiadam, pisałem książkę nie patrząc na to co się teraz dzieje, natomiast pewne formy działalności głównych graczy europejskich były, są i zapewne będą takie same. Nie mam co do tego żadnych złudzeń.

Mam nadzieję, że nieco inaczej niż w okresie, w którym toczy się akcja książki, wygląda z Pana perspektywy sytuacja w kraju. Jak czytamy, Jaroszyński miał bardzo złe zdanie np. na temat ministra skarbu Jana Kantego Steczkowskiego, z którym się zderzył i który kompletnie nie chciał go zrozumieć.

Ludzie, którzy są wizjonerami w jakiejkolwiek dziedzinie, a w moim odczuciu Karol Jaroszyński był wizjonerem finansowym, generalnie łatwo nie mają. Proszę pamiętać, że okres, w którym Jaroszyński przybył do Polski, czyli rok 1920, to był czas bardzo trudnych reform. Nawet pomijając skutki wojny, trzeba było scalić to, co odzyskaliśmy po trzech zaborach. Należało wprowadzić reformę finansową w warunkach gigantycznego kryzysu. Wielu ludziom było niezwykle trudno zrozumieć, że właśnie kryzys gospodarczy to jest najlepszy czas do inwestycji. Karol Jaroszyński proponował zastąpienie pieniądza z pokryciem w złocie pieniądzem papierowym. Dziś to jest oczywiste, wówczas nie było. Niemcy się nie wahali i zrobili to dość wcześnie, wygrywając na tym. Trudno się więc dziwić, że miał nienajlepsze relacje z ministrami skarbu. Poza tym II Rzeczpospolita to nie był kraj płynący mlekiem i miodem. Tam się również zdarzały ogromne afery gospodarcze. Jedną z nich opisuję w książce.

W Starachowicach

Tak. Chodziło o finansowanie Francuzów, którzy weszli w spółkę z Towarzystwem Starachowickich Zakładów Górniczych SA. Francuski inwestor nie realizował swoich zobowiązań i próbowano ich zachęcać wielomilionowymi kredytami.

Mógł odzyskać, choćby częściowo, swój majątek?

Spotykał się z ludźmi z najwyższych sfer finansowych Europy, już po 1920 roku. To był człowiek, który miał szansę może nie odzyskać swój majątek, ale na pewno zbudować go na nowo. Jego problem nie polegał na tym, że on nie wiedział jak. Problemem było raczej to, że po jego doświadczeniach z bankierami niemieckimi i żydowskimi w Rosji, których przed wybuchem I wojny światowej starał się odsunąć od finansów w cesarstwie, było mu ciężko uzyskać od nich jakikolwiek kredyt. Żadne instytucje finansowe na Zachodzie nie chciały mu udzielić kredytów. Gdy wreszcie przedstawiono mu propozycję znacznych kredytów – odrzucił ją. Bo warunkiem była zgoda na budowę niemieckiej dominacji finansowej w Polsce. Odrzucił ją, bo, z całą pewnością, Jaroszyński był polskim patriotą.

Jaką naukę możemy wynieść z tej niezwykłej biografii najbogatszego Polaka w historii? Czy taką, że aby osiągnąć sukces, trzeba być wizjonerem, czy też, że jednak trzeba być hazardzistą?

To jest najdziwniejsza część życiorysu Jaroszyńskiego. Ten 1909 rok. Karol Jaroszyński wcześniej był bon vivantem, człowiekiem, który potrafił przegrywać ogromne kwoty, bo tu należy Czytelnikom zdradzić, że się wywodził z bogatej rodziny. Natomiast po tym 1909 roku, po tej gigantycznej, największej w historii Monte Carlo wygranej, przestał być hazardzistą. Nigdy więcej nie grał.

Ale te jego decyzje, ryzyko podejmowane w biznesie, o co spierał się z braćmi, czy to nie było coś, co pokazuje, że miał tę żyłkę hazardzisty i nie bał się ryzyka?

Pewnie tak było, ale z drugiej strony mam poczucie, że mając żyłkę hazardzisty, mając jednocześnie sprecyzowane wizje co do przyszłości gospodarczej, on się faktycznie nie bał i ryzykował. W 1914 roku, gdyby nie wybuch I wojny światowej, Karol Jaroszyński najpewniej by zbankrutował. Nawarstwiły mu się płatności za niemal wszystko. Może znalazłby jakieś rozwiązanie, ale wybuch wojny był dla niego jak zbawienie. Został głównym dostawcą dla rosyjskiej armii. Strumień pieniędzy zaczął płynąć zewsząd. Więc zapewne jest sporo racji w tym stwierdzeniu, że tylko takie połączenie hazardzisty i wizjonera daje szansę na odniesienie sukcesu. Warto przy okazji od razu powiedzieć, że tych gigantycznych pieniędzy, które zarabiał, nie chował głęboko do kieszeni.

Dzielił się nimi?

To był człowiek, który okazał się wielkim filantropem. To człowiek, który uratował życie dziesiątkom tysięcy Polaków, którzy w czasie I wojny światowej znaleźli się w rosyjskiej niewoli i gnili w obozach w bardzo złych warunkach. To człowiek, który fundował niezliczoną ilość ochronek dla polskich sierot. To człowiek, który fundował stypendia dla polskich studentów. I w końcu to był przecież człowiek, który aż do śmierci finansował KUL Jak widać potrafił szczodrze dzielić się swoim majątkiem. Myślę, że wyniósł to z domu rodzinnego, z działalności matki, która niewątpliwie zaszczepiła w nim też ogromny patriotyzm.

Uda się Panu, dzięki tej powieści, spotkaniom autorskim, kolejnym wywiadom, których Pan udziela spopularyzować postać Karola Jaroszyńskiego?

Bardzo bym chciał. Ale oczywiście jest tak, że najlepszą metodą popularyzacji jest w takiej sytuacji powstanie serialu czy filmu o takiej postaci. Bo wtedy faktycznie dociera to do setek tysięcy ludzi. Serial „Polowanie na ćmy”, który obecnie jest emitowany w TVP, a który powstał na podstawie mojej powieści „Pogrom 1905” ma widownię rzędu 2,5 mln widzów. To jest ta skala zupełnie inna niż w przypadku książki. A materiału na film w „Cieniem będąc, cieniem zostałem” jest co niemiara.

Jest szansa, że Jaroszyńskiego także zobaczymy na małym, bądź może i na wielkim ekranie?

Bardzo bym chciał. Na razie ukazała się książka i zobaczymy, czy ktoś się do mnie odezwie w tej sprawie.

Wacław Holewiński – pisarz, prawnik, redaktor, działacz opozycyjny, współpracownik KOR-u w latach 1977-1981. W stanie wojennym internowany, a potem aresztowany. Autor wielu powieści, dramatów, słuchowisk radiowych. Laureat licznych nagród literackich, w tym Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza; odznaczony m.in. Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Medalem Gloria Artis. W swojej twórczości znany z odkrywania postaci ważnych dla historii, choć niepowszechnie Polakom znanych. Tworzy bohaterów wielowymiarowych, z krwi i kości, pełnych pasji, ale też zwątpień i zawahań. Na podstawie jego wielokrotnie nagradzanej powieści „Pogrom 1905” powstał serial TVP „Polowanie na ćmy” oraz film fabularny.

Karol Jaroszyński Fundator KUL
Karol Jaroszyński Fundator KUL Biblioteka Uniwersytecka KUL
Wacław Holewiński: Bez Karola Jaroszyńskiego KUL by nie powstał
Wydawnictwo Lira
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski