Wolne i Niezawisłe Kobiety Lubelszczyzny

Akcja specjalna Kobiety Niezłomne Lubelszczyzny
Gdy wojska sowieckie w 1944 roku wkraczały na ziemie Polski, choć niektórzy z radością witali koniec okupacji niemieckiej, inni dobrze wiedzieli, czego można się spodziewać po „wyzwolicielach”.

Aresztowania, przesłuchania, tortury, rabunki, gwałty, przemoc wobec ludności cywilnej, a przede wszystkim wobec żołnierzy Armii Krajowej oraz innych ugrupowań, które walczyły o wolność Polski stały się powszechne podczas tego okresu. Polacy, walczący wcześniej przeciwko Niemcom, chcący w końcu zakończenia rozlewu krwi, nie mogli zaznać spokoju – wyzwoliciele okazali się zdobywcami, którzy wszelkie przejawy polskiego patriotyzmu i chęci odzyskania niepodległości traktowali jako zagrożenie dla „nowego, komunistycznego ładu”, który wprowadzali na ziemiach pod swoją kontrolą. Ludzie, którzy po długich latach walk z okupantem chcieli w końcu powrócić do spokojnego życia w pokoju byli w bezwzględny sposób tropieni, więzieni, torturowani na śledztwach, a w końcu stawiani pod fałszywymi zarzutami przed komunistycznymi sądami, które wydawały wyroki śmierci, hańby i długoletniego więzienia. W takich warunkach każdy sam decydował o swoim losie i przetrwaniu - czy ukrywając się, próbować wyjechać z państwa, może ujawnić się i zaufać nowej władzy, czy też walczyć dalej z nowym okupantem, w nierównej walce, skazanej na porażkę, mając nadzieję, że alianci nas nie zostawią i po pokonaniu III Rzeszy rozpoczną nową wojnę ze swoim dotychczasowym sojusznikiem. Losy tych ludzi są niezwykle tragiczne, a były ich tysiące. Oto historia kilku z nich, niezłomnych kobiet, które walczyły do końca.

„Ciotka” pomaga więzionym AK-owcom

Zofia Pelczarska ps. „Ciotka” miała 47 lat, kiedy Sowieci wkraczali do Lublina, a samozwańczy, marionetkowy rząd PKWN zaczął sobie rościć prawa do rządzenia na ziemiach polskich. Zofia była harcerką, nauczycielką i kierowniczką Szkoły Powszechnej nr 12 w Lublinie, a w strukturach wojskowych AK – referentką Wojskowej Służby Kobiet w Sztabie Inspektoratu Rejonowego AK „Lublin” i obwodu „Lublin”. Gdy komuniści rozpoczęli aresztowania, „Ciotka” nie zaprzestała działalności. Skupiła się przede wszystkim na pomocy tym, którzy zostali pojmani – organizowała wysyłkę paczek do więzienia, pomagała rodzinom osadzonych – choć tyle mogła zrobić dla swoich dotychczasowych towarzyszy w walce z Niemcami. Jednak Sowieci chcąc wprowadzić swoje rządy na tych terenach nie tolerowali nikogo, kto działał i mógł być zarzewiem oporu wobec ich wizji Polski. Zofia została aresztowana przez kontrwywiad Armii Czerwonej „Smiersz”. Przetrzymywano ją w areszcie NKWD przy ul. Chopina, gdzie była przesłuchiwana i torturowana. 23 października została przekazana Resortowi Bezpieczeństwa Publicznego – protoplaście tzw. UB, i uwięziona na Zamku w Lublinie. To ciężkie więzienie, w którym Niemcy przetrzymywali wielu Polaków teraz służyło nowym, komunistycznym panom. Wiele o postawie Zofii mówi notatka, która powstała podczas przesłuchań na Zamku – „uznaje tylko rząd polski emigracyjny Mikołajczyka, nie uznaje rządu PKWN i dyrektyw jego nie wykonuje”. Finalnie o losie kobiety, która walczyła całą okupację niemiecką, zadecydował Wojskowy Sąd Garnizonowy w Lublinie pod przewodnictwem ppor. Mariana Bartonia, na dwugodzinnej rozprawie, bez udziału obrońcy i prokuratora. 8 grudnia 1944 roku została skazana na karę śmierci. 17 grudnia wyrok został zatwierdzony przez gen. Karola Świerczewskiego, dowódcę 2 Armii Ludowego Wojska Polskiego. Wyrok wykonano następnego dnia, poprzez rozstrzelanie, w podziemiach Zamku w Lublinie. Zofia była pierwszą kobietą-żołnierzem AK, na którą wydano taki zbrodniczy wyrok. Dopiero w 1991 roku, kiedy Polska odzyskała niepodległość, Sąd Najwyższy uznał, że Zofia Pelczarska ps. „Ciotka” zginęła niewinnie, a decyzja sądu z 1944 roku miała charakter polityczny.

„Kotwica” – narzeczona „Zapory”

Kiedy Sowieci wkroczyli na Lubelszczyznę w 1944 roku Teresa Partyka-Gaj miała 18 lat. Do AK dołączyła dwa lata wcześniej, wtedy też otrzymała pseudonim „Kotwica”. Działała w Wojskowej Służbie Kobiet, gdzie przeszła szkolenia z obsługi broni i pielęgniarstwa. Przygotowywano się na wypadek powstania i walki zbrojnej. Na początku 1944 roku na okoliczne tereny przybył razem ze swoim oddziałem major Hieronim Dekutowski ps. „Zapora”. Nadchodziła Wielkanoc, a w Wojskowej Służbie Kobiet powstał pomysł, aby upiec dla partyzantów „Zapory” rezydujących w sąsiedniej wiosce baby świąteczne i inne smakołyki. „Kotwicy” wraz z koleżanką zostało powierzone zadanie dostarczenia prezentu do oddziału. W ten sposób doszło do pierwszego spotkania Teresy z Hieronimem. Kiedy w 1944 roku na Lubelszczyznę w końcu wkroczyli Sowieci Teresa dowiedziała się, że sanitariuszka z oddziału „Zapory” jest w złym stanie, a na jej miejsce szukają kogoś, kto będzie mógł przejąć jej obowiązki. Zgłosiła się na ochotnika, mimo tego, iż rodzice prosili ją, by została w domu. Finalnie okazało się jednak, że oddział „Zapory” się rozwiązuje, jednak „Kotwicy” obiecano, że jeśli zajdzie potrzeba dalszej walki zbrojnej, to zostanie wezwana do służby. Nie stało się tak tylko dlatego, że Ojciec Teresy przekonał „Opala”, dowódcę, pod którego podlegała, że to jego jedyna córka i nie chce jej stracić, więc gdy partyzanci znów powrócili do lasu, tym razem przeciwko nowemu okupantowi, sanitariuszką w oddziale „Zapory” została Barbara Nagnajewicz ps. „Krystyna”. „Kotwica” natomiast wyjechała do Lublina, aby dostać się do gimnazjum sióstr urszulanek. Tam przez przypadek na ulicy spotkała majora Hieronima, który w tym samym czasie ukrywał się przed UB. Na przestrzeni kolejnych dwóch lat, choć Teresa przestała regularnie działać w konspiracji skupiając się na nauce, wracając do domu rodzinnego w Ratoszynie cały czas przez rodzinę miała kontakt z partyzantami, a przy każdym kolejnym spotkaniu jej relacja z „Zaporą” stawała się coraz bliższa. Choć nie doszło do ślubu, wiadomo ze wspomnień, że major zwierzył się mamie „Kotwicy”, iż chciałby z Teresą wziąć potajemny ślub w kościele, że jeśli byłoby to możliwe, on i jego ludzie zostawiliby broń na progu i żyli w pokoju, jednak wie, że jest to nieosiągalne, że gdyby coś takiego zrobili, nowe władze zamordowałyby ich wszystkich. Niestety „Zapora” nie mylił się w swoich przypuszczeniach. Po ujawnieniu się 12 września 1947 roku, zagrożony aresztowaniem próbował przedostać się na zachód. 16 września 1947 roku został pojmany przez UB w Nysie. Finalnie trafił do więzienia na Mokotowie, gdzie po okrutnym śledztwie został skazany na karę śmierci, wykonaną 7 marca 1949 roku. Na całe szczęście „Kotwica” nie podzieliła jego losu, idąc dalej za swoim medycznym powołaniem. Najpierw dostała się na stomatologię, a później przeniosła na medycynę we Wrocławiu, mieście na ziemiach odzyskanych, dopiero zasiedlanym na nowo po wojnie, gdzie łatwo było zniknąć pośród tysięcy ludzi szukających szans na lepsze życie w powojennych czasach. W rodzinnych stronach służby bezpieczeństwa starały się ją odnaleźć, jednak ostatecznie działalność konspiracyjna Teresy pozostała tajemnicą, która nie przeszkodziła jej w dalszej nauce. Żyje do dziś, a jej relacje rzucają światło na to, jak wyglądały tamte ciężkie czasy.

Łączniczka Izabella

Izabella Kochanowska ps. „Błyskawica” miała wiele wspólnego z „Kotwicą”. Były w tym samym wieku, należały do Wojskowej Służby Kobiet, a także były związane z oddziałem „Zapory”. Izabella działała w konspiracji od 1943 roku, głównie w rejonie Ratoszyna, jako łączniczka i wywiadowca, przekazując informacje pomiędzy dowódcami AK, jak i organizując sieć skrzynek i kwater dla partyzantów. Wtedy też poznała oddział Hieronima Dekutowskiego. Z jej relacji, z której nagranie sporządził IPN, można wiele dowiedzieć się z pierwszej ręki o tamtych czasach, o tym jacy byli ludzie, którzy walczyli wtedy do końca przeciwko komunistycznej okupacji. O „Zaporze” opowiadała w ten sposób: „Bardzo oszczędzał, nie szafował krwią, bardzo je (akcje) starannie przygotowywał. Miał taki stosunek do swoich podkomendnych, zupełnie ojcowski i przyjacielski, że każdy z tych, którzy byli pod komendą „Zapory”, to jak w ogień, pod czołg by poszli. Za niego, za jego życie, by na pewno to uczynili. Miał wielką charyzmę. Jeżeli ktokolwiek się raz w życiu z nim spotkał i parę słów z nim zamienił, to go nigdy w życiu nie zapomniał”.
Podczas wkraczania Sowietów na Lubelszczyznę „Błyskawica” czasowo mieszkała w Lublinie, gdy dowiedziała się od pana Nowakowskiego z sąsiedniego majątku, że specjalne brygady NKWD mają niedługo pacyfikować dwory. Izabella wiedziała, że jej ojciec w przeciwieństwie do sąsiadów z okolicznych majątków postanowił zostać w domu, dlatego też wróciła do rodzinnego Łopiennika, by ostrzec rodzinę. Prawie się udało – Rosjanie wraz z berlingowcami pojawili się dosłownie na chwilę przed wyjazdem rodziny. Ojca i wuja Izabelli aresztowano, a dworek splądrowano z pomocą okolicznej ludności, którą komunistyczny agitator podburzał przemową o panach-krwiopijcach. Izabella, która podczas tych wydarzeń wymknęła się z dworku, podała się za córkę kowala, a nikt spośród dobrze ją znających mieszkańców wsi jej nie wydał, mimo iż NKWD jej szukało. Później jeszcze wielokrotnie służby komunistyczne przyjeżdżały próbując ją aresztować, jednak mieszkańcy wsi nigdy jej nie zdradzili. Tam znów zaczęła działać w podziemiu, pomagając oddziałom partyzanckim. Czasowo, na miesiąc, była sanitariuszką oddziału NSZ „Cichego”, lecz głównie zajmowała się prowadzeniem działalności wywiadowczej dla „Zapory”, utrzymywała łączność między konspiratorami, w miarę możliwości uprzedzała też przed akcjami NKWD i UB, o których dostawała informację od łącznika, który dzwonił do niej na szkolny telefon. Jak sama wspominała: „Ja zawsze chciałam być normalnie liniowym żołnierzem i z bronią walczyć, a tutaj on mi przeznacza takie zadanie, że on ma bardzo duży zasięg działania i chce, żebym na tym terenie była takie oczy i uszy dla niego, które by wszystko wiedziały, w każdej chwili o wszystkim – jak się przerzuci w ten teren – informowały”. Po rozwiązaniu oddziału przez „Zaporę”, na prośbę dowódcy „Błyskawica” wyjechała do Sopotu, gdzie przebywali jej rodzice, by badać możliwość przerzutu ludzi za granicę w tamtym rejonie. Wobec aresztowania „Zapory” misja ta przestała mieć sens, a Izabella skupiła się za poradą rodziców na swojej edukacji. Dokończyła szkołę, w ciągu pół roku zaliczając dwie klasy i zdając maturę. Dzięki temu jesienią 1948 roku wyjechała do Lublina i rozpoczęła studia prawnicze na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, gdzie uczyła się, aż do maja 1949 roku, kiedy to podczas pochodu pierwszomajowego rozpoznała ją w tłumie Pawlaczka z Łopiennika, która była oficerem UB. Wskazała Izabellę milicjantowi, który ruszył niezwłocznie za dziewczyną i ją pochwycił. „Błyskawica” została poddana brutalnemu śledztwu przez Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie, a finalnie komunistyczny sąd skazał ją na 6 lat więzienia. Karę odbywała na Zamku w Lublinie oraz więzieniu kobiecym w Fordonie koło Bydgoszczy, gdzie prawie cały czas chorowała, między innymi na gruźlicę. Kiedy w końcu w 1954 roku wyszła na wolność, była w strasznym stanie. Nie mogła znaleźć pracy, dopiero dzięki znajomościom ojca, znalazła zatrudnienie w charakterze technika geologa. Taka praca jej odpowiadała, gdyż mogła spędzać dużo czasu na świeżym powietrzu. Dopiero po dziesięciu kolejnych latach mogła dokończyć studia prawnicze. W latach 90. zaangażowała się w rehabilitację majora Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. Izabella Kochanowska zmarła 26 maja 2016 r.

Sanitariuszka „Niusia”

Janina Kuligowska-Cel miała 22 lata, kiedy aresztowało ją UB w 1946 roku. Jak wiele aresztowanych w tamtym okresie, miała za sobą bohaterską przeszłość – w konspiracji działała od 1942 roku, kiedy została zaprzysiężona w AK pod pseudonimem „Niusia”. W ramach działalności w Wojskowej Służbie Kobiet przeszła przeszkolenie medyczne w Szpitalu Sejmikowym w Bełżycach, dzięki czemu stała się sanitariuszką w 8. pułku piechoty legionów AK. Przez kilka miesięcy w 1944 roku była przewodniczącą Wojskowej Służby Kobiet w Bełżycach. Dzięki swojej pracy w sklepie, którą trudniła się podczas okupacji, stała się łączniczką dla oddziałów partyzanckich z lubelskim Inspektoratem Armii Krajowej. Działała też jako sanitariuszka i łączniczka w oddziale kapitana Stanisława Łukasika ps. „Ryś”. W 1944 roku, po wkroczeniu sowietów na Lubelszczyznę „Niusia” działała dalej, prowadząc tak jak dotychczas punkt łączności w sklepie w Bełżycach. Poza łącznością, dla oddziału „Rysia” pracowała też jako maszynistka – spisywała meldunki, rozkazy oraz opiekowała się archiwum oddziałowym. Był to dramatyczny czas dla polskiego podziemia. Po wkroczeniu wojsk sowieckich oddział „Rysia” wraz z dwoma innymi oddziałami lubelskiego AK został otoczony pod Polanówką, a dowódca rosyjski oznajmił im, że następnego ranka zostaną wysłani na wschód. Kapitan „Ryś” wiedząc, co to by znaczyło dla jego ludzi, wydał swoim podkomendnym rozkaz, by nocą pojedynczo przekradli się przez linie rosyjskich patroli. Dzięki temu udało im się uciec z tej pułapki. Oddział działał dalej, w dużej mierze tylko dlatego, że „Niusia” prowadziła punkt łączności w Bełżycach, kontaktując rozproszonych po ucieczce spod Polanówki żołnierzy z ich dowódcą. Zmiany nastąpiły też w strukturach organizacji podziemnych, a oddział „Rysia” został włączony do Ruchu Oporu Armii Krajowej. Wiosną 1945 roku „Ryś” został przydzielony do zgrupowania majora „Zapory”. „Niusia” działała dalej, służąc za łączniczkę i sanitariuszkę oddziału, jednak pętla Służby Bezpieczeństwa zacieśniała się coraz bardziej wokół partyzantów podziemia antykomunistycznego. W końcu, 9 listopada 1946 roku grupa operacyjna funkcjonariuszy PUBP aresztowała Janinę. Podejrzewano ją o „współpracę z bandą”, jak komuniści określali partyzantów z polskich organizacji niepodległościowych. Podczas śledztwa udowodniono jej, że pracując jako ekspedientka w sklepie przekazywała korespondencję oddziału. „Niusia” przyznała się też do przekazania dwóch listów „Rysia” do sklepu jego ojca, gdyż UB miało na to świadków. Takich sytuacji ciężko było uniknąć. Warunki działania w konspiracji pod okupacją sowiecką były szczególnie ciężkie, gdyż część z konspiratorów i mieszkańców, którzy dotychczas walczyli ramię w ramię przeciwko Niemcom, w nowej sytuacji mogło okazać się współpracownikami nowej władzy, chcącymi już względnego pokoju i zakończenia walki, co dodatkowo narażało wszystkich kontynuujących konspirację. „Niusię” finalnie oskarżono o to, że „usiłowała przemocą zmienić ustrój Państwa Polskiego”, za co wedle komunistycznego kodeksu karnego groziła kara więzienia nie krótsza niż 5 lat, bądź kara śmierci. 17 grudnia 1946 roku przekazano Janinę Wojskowemu Sądowi Rejonowemu, który osadził ją w więzieniu na Zamku w Lublinie. „Niusia” nie doczekała się rozprawy – na całe szczęście objęła ją amnestia z 22 lutego 1947 roku. 4 marca 1947 roku opuściła mury więzienia, uprzednio podpisawszy zobowiązanie do współpracy z UB, najprawdopodobniej na skutek szantażu, że bez tego nie zostanie wypuszczona na wolność. Wróciła do Bełżyc, gdzie nadal utrzymywała kontakty z podziemiem niepodległościowym, jednak najprawdopodobniej pod presją ciągłej inwigilacji prowadzonej przez UB przeniosła się do Warszawy. W związku z tym UB skreśliło ją z listy współpracowników 23 sierpnia 1948 roku z powodu braku możliwości nawiązania kontaktu. Nikt po wyjściu Janiny z więzienia nie został aresztowany, a jej lista kontaktów pozostała czysta, co oznacza, że nigdy nie podjęła faktycznej współpracy z UB. W Warszawie zamieszkała ze swoim ówczesnym narzeczonym, Władysławem Misztalem „Borem”, który był zastępcą „Rysia”. W ich mieszkaniu spotkali się „Zapora”, „Ryś” i inni, którzy wyjechali pociągiem do Nysy 15 września 1947 roku. „Niusia” i Bór” byli najprawdopodobniej ostatnimi osobami widzącymi ich na wolności. Po wpadce w „Nysie” nastąpiło aresztowanie „Bora” 12 lutego 1948 roku. Janina bojąc się, że sama zostanie aresztowana, postanowiła lepiej ukryć archiwum oddziału, zakopując je w okolicy Bełżyc. Poddawana dalszej inwigilacji, osaczona przez komunistyczny aparat represji wyjechała z powrotem do Bełżyc, gdzie w 1949 roku wyszła za mąż za swojego kolegę, Stefana Cel. W 1952 roku przeprowadzili się do Świdnika. „Niusia” zmarła 10 czerwca 1989 roku. Jej syn próbował odnaleźć archiwum oddziału, lecz niestety bezowocnie. Do dziś te cenne dokumenty historyczne pozostają ukryte gdzieś w bełżyckich lasach.

„Ramzesowa” – śmierć za prasę

Helena Wardal ps. „Ramzesowa” działała w konspiracji wraz ze swoim mężem, Ignacym Wardalem. Operowali w obwodzie puławskim lubelskiego okręgu AK, gdzie Helena była łączniczką patrolu, a później sanitariuszką i łączniczką w oddziale Kedywu. Ignacy został aresztowany przez Niemców za działalność konspiracyjną, a później zamordowany w Auschwitz w lipcu 1942 roku. Mimo to Helena nie przerwała działalności konspiracyjnej, dalej była łączniczką oddziału Kazimierza Kiełczykowskiego „Błyska”, a potem w oddziale Franciszka Jerzego Jaskulskiego „Zagończyka”. Gdy nastąpiła akcja „Burza” Helena działała jako sanitariuszka. Brała udział w potyczce w Końskowoli koło Puław, gdzie wykazała się odwagą. Kiedy Armia Czerwona zajęła okolice Puław, „Ramzesowa” nadal utrzymywała kontakty z partyzantami. Helena miała dwójkę dzieci. Nie do końca wiadomo, co skłoniło ją do wyjazdu wraz z nimi do Łodzi w sierpniu 1945 roku, przypuszcza się, iż skierował ją tam dowódca puławskiego WiN, Marian Bernaciak ps. „Orlik”. Przewoziła w tej podróży prasę konspiracyjną, którą miała przekazać ukrywającym się w Łodzi żołnierzom AK i WiN, pochodzącym z okolic Puław i Dęblina. Niestety, 1 września 1945 roku łódzcy funkcjonariusze UB aresztowali ją wraz z Marianem Grabskim, jednym z dęblińskich konspiratorów. Była przetrzymywana niecały miesiąc w łódzkim więzieniu, gdzie 29 września 1945 roku stanęła wraz z innymi oskarżonymi przed Wojskowym Sądem Okręgowym. Zarzucono jej bycie łączniczką między „Orlikiem” a jego ukrywającymi się w Łodzi żołnierzami, jak i przynależność do Narodowych Sił Zbrojnych. Pomimo tego, iż pod jej opieką znajdowała się dwójka małych dzieci (roczne oraz pięcioletnie) komunistyczny sąd skazał ją na karę śmierci przez rozstrzelanie. Wyrok wykonano już następnego dnia, 30 września 1945 roku w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Łodzi.

Urodziła w więzieniu

Stefania i Władysław Zarzyccy, rodzice trojga dzieci, działali w podziemiu antykomunistycznym, wspierając partyzantów na różne sposoby. Mając do dyspozycji majątek otoczony lasem w Kolonii Łuszczów koło Lublina byli w stanie zapewnić nocleg, jak i zaopatrzenie dla partyzantów. Władysław był kwatermistrzem WiN-u, przemycał amunicję i pieniądze, w czym aktywnie pomagała mu żona Stefania, a dzięki działalności w związku chmielarskim był w stanie usprawiedliwiać swoje wyjazdy i wizyty różnych gości sprawami właśnie z tym związanymi. Ich posiadłość żołnierze nazywali „koszarami”, a ze znanych oddziałów bywał tam „Zapora” i „Uskok”. Niestety w miarę upływu czasu działalność stawała się coraz cięższa, aż w nocy z 2 na 3 kwietnia 1949 roku grupa operacyjna komunistycznych służb bezpieczeństwa otoczyła gospodarstwo, by przystąpić do akcji mającej na celu pojmanie partyzantów. Tamtej felernej nocy na kwaterze rezydowało trzech partyzantów – Zdzisław Broński „Uskok”, Stanisław Kuchciewicz „Wiktor” i Edward Taraszkiewicz „Żelazny”. Ci nie chcąc poddać się bez walki dokonali próby przebicia się przez kordon obławy, która zakończyła się sukcesem. Dzieciom udało się ukryć na terenie gospodarstwa. Jednakże UB osiągnęło pewien sukces – aresztowało gospodarzy, którzy najprawdopodobniej nie mogli uciekać, ze względu na zaawansowaną ciążę Stefanii. Zarzyccy zostali przewiezieni do więzienia na Zamku w Lublinie. Tam poddawano ich okrutnym przesłuchaniom. Władysław w swoich wspomnieniach opisuje te tortury, mówiąc, że podpisywał każdy papier i protokół, byleby przestali go bić. Stefanii pomimo ciąży ubowcy nie oszczędzali, Zarzycki we wspomnieniach mówi o tym, jak słyszał jej krzyki z pokoju przesłuchań. Stefania urodziła córkę przedwcześnie 29 maja 1949 roku, chwilę później umierając, wycieńczona długotrwałymi torturami i porodem. Miała wtedy 30 lat. Dziewczynka przez kolejne dwa lata i dwa miesiące przebywała w więzieniu, pod opieką więźniarek, po czym została oddana do domu małego dziecka w Łabuniach, a później do domu dziecka w Klemensowie prowadzonego przez siostry zakonne. Tam dopiero odebrał ją ojciec, Władysław Zarzycki, którego skazano na 15 lat więzienia, ale wypuszczono wcześniej, w 1956 roku. Dziewczynka miała wtedy 8 lat. Ciało Stefanii Zarzyckiej IPN odnalazł dopiero jesienią 2017 roku, podczas prac poszukiwawczych na cmentarzu przy ul. Unickiej w Lublinie.

Z Poznańskiego do Lublina

Krystyna Orzechowska ps. „Ścibor” nie pochodziła z Lubelszczyzny. Urodziła się w województwie poznańskim (obecnie Wielkopolska), gdzie jej rodzice posiadali majątek ziemski. Tam ukończyła gimnazjum żeńskie, po którym pracowała jako księgowa. Kiedy na koniec roku 1939 Polska znalazła się pod okupacją, ziemie województwa poznańskiego zostały wcielone do III Rzeszy i przemianowane przez nazistów na Warthegau, czyli Kraj Warty. Niemcy skonfiskowali majątek rodzinny Krystyny, a ją samą wraz z resztą rodziny przesiedlono do Generalnego Gubernatorstwa. Od 1942 roku Orzechowska mieszkała w Lublinie, pracując tam jako kasjerka w banku. W podziemiu zaczęła najprawdopodobniej działać w 1943 roku. Kiedy w 1944 roku Lubelszczyznę zajęła armia rosyjska, „Ścibor” wycofała się z pracy konspiracyjnej, wracając do niej dopiero w czerwcu 1945 roku, by zostać kierowniczką kancelarii Komendy Okręgu Lublin Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj, a później Komendy Okręgu Lublin WiN. U niej w mieszkaniu znajdowała się główna skrzynka Komendy Okręgu. W tych ciężkich warunkach, pod nowym okupantem, kiedy nie do końca można było ufać swoim starym kontaktom, utworzyła sprawnie działającą służbę kurierską, w której szeregach były wyłącznie kobiety. Przez Krystynę przechodziła cała poczta z poszczególnych inspektoratów, która miała dotrzeć do dowództwa okręgu. UB aresztowało ją 23 stycznia 1946 roku, a w jej mieszkaniu utworzono tzw. „kocioł”, w którym zatrzymano kolejne około dwudziestu osób. Krystyna ponad rok spędziła w więzieniu, poddawana brutalnemu śledztwu. Objęła ją amnestia z 22 lutego 1947 roku, dzięki której wyszła na wolność 15 marca 1947 roku. Z Lubelszczyzny wyjechała na Opolszczyznę, gdzie zamieszkała w Otmuchowie, do końca życia pracując jako księgowa. Zmarła w 1990 roku.

Jaki był wybór?

Warunki, w których te dzielne kobiety musiały działać, były skrajnie niekorzystne dla konspiracji – wobec okupacji niemieckiej mieszkańcy byli jednolicie negatywnie nastawieni, lecz po wkroczeniu Armii Czerwonej, choć wielu wspierało partyzantów, to w miarę upływu czasu, gdy widać było, że nie ma szansy na to, by opór odniósł skutek, poparcie dla działań konspiratorów w społeczeństwie malało. Działacze organizacji podziemnych postawieni w sytuacji bez wyjścia walczyli do końca o przetrwanie. Z drugiej strony jednak, choć wielu z członków podziemia chciałoby zaprzestać walki, aparat represji władz komunistycznych skutecznie to uniemożliwiał, nie raz udowadniając, że tych którzy się ujawnią, czekają ciężkie przesłuchania, tortury, długoletnie więzienie bądź śmierć. Komuniści nie mieli w swojej wizji państwa miejsca dla patriotów, którzy przez długie lata okupacji walczyli o wolność i niepodległość Polski. Konspiratorzy byli dla nich przeszkodą, możliwym zarzewiem kolejnego buntu, mogącego podważyć ich władzę. Wielu członków organizacji podziemnych komuniści skazali na śmierć, a tych, którym udało się w końcu wyjść z więzień, inwigilowano i obserwowano. Ci z pośród członków podziemia, którzy nie zostali zdekonspirowani bądź udało im się zataić swoją przeszłość, przez długie lata żyli w strachu, że ktoś jednak w końcu odkryje, czym tak naprawdę zajmowali się podczas wojny. Taki los nie powinien nigdy spotkać bohaterów walczących o wolność swojego państwa. Dlatego też dobrze jest widzieć, że choć część z nich dożyła czasów, gdy mogą otwarcie opowiadać o dziejach swojej burzliwej młodości, wspominać dawnych towarzyszy broni, którzy w końcu doczekali się rehabilitacji i właściwego upamiętnienia na kartach historii.

Autor: Jan Świrski

Wydarzenie „Kobiety Niezłomne Lubelszczyzny” bierze udział w Programie „Warto być Polakiem”, którego organizatorem jest Samorząd Województwa Lubelskiego

Wolne i Niezawisłe Kobiety Lubelszczyzny

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski