Autobus wypełniony pasażerami wjechał w słup. Wyrok usłyszała kierowca

Potłuczenia, złamania, urazy kręgosłupa i wybity ząb. Ponad 20 pasażerów ucierpiało na skutek wypadku autobusu, do którego doszło 9 kwietnia 2018 r. po godz. 16.

Do wypadku doszło po wyjeździe autobusu z zatoczki na ulicy Narutowicza. Jelcz kierowany przez Katarzynę W. jechał w stronę ul. Nadbystrzyckiej. Podczas włączania się do ruchu kierowca nie utrzymała toru jazdy i uderzyła prawym przednim narożem w słup trakcyjny.

- Poleciały na mnie jakieś osoby. Upadłam na plecy – tak zdarzenie relacjonowała pani Lidia, która wraz ze swoją 11-letnią córką wsiadła do pojazdu MPK przy aptece na ul. Narutowicza. Później okazało się, że pasażerka ma obrażenia kręgosłupa i ręki. Musiała przejść rehabilitację.

Za kierownicą Jelcza siedziała 48-letnia Katarzyna W. Kobieta była trzeźwa. Prokuratura postawiła jej zarzuty nieumyślnego spowodowania katastrofy w ruchu lądowym. Za ten czyn grozi od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Proces toczył się przed Sądem Rejonowym Lublin-Zachód. Oskarżona broniła się sama. Na sali rozpraw osobiście przeprosiła każdego z pasażerów. W piątek sąd uznał Katarzynę W. za winną.

Zdaniem sądu, kierowca sprowadziła zagrożenie życia i zdrowia na wiele osób. W szczególności na 24 pasażerów pojazdu, ale też postronnych przechodniów.

Katarzyna W. została skazana na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Co pół roku ma pisemnie informować sąd o przebiegu okresu próby.

Kierowca ma także zapłacić 2000 zł grzywy i 8000 zł nawiązki wobec jednej z pasażerek, która najciężej zniosła wypadek. Ponadto Katarzyna W. ma trzyletni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych. Na poczet tego okresu został jej zaliczony okres pozbawienia jej prawa jazdy. Dokument odebrano jej tuż po zdarzeniu. Od tego czasu minęły ponad dwa lata.

Wyrok jest nieprawomocny.