Spektakl litewskiego reżysera Mindaugasa Karbauskisa został zrealizowany na podstawie książki Icchokasa Kierasa, mało znanej w Rosji. Opowiada o żyjącej w wileńskim getcie żydowskiej rodzinie Lipmanów. Z niej to pochodzi siedemnastoletni Izaak, któremu przypada rola szczególna - od wyniku partii szachów, którą ma rozegrać z niemieckim oficerem, komendantem getta, Adolfem Shogerem, będzie zależał los nie tylko bliskich chłopaka, ale także wszystkich mieszkańców getta. Przy czym zarówno zwycięstwo, jak i porażka w tej grze będą miały konsekwencje tragiczne. Jedynie remis - najtrudniejszy do osiągnięcia w szachach - może być ratunkiem dla wszystkich. To pomysł ciekawy, choć może nieco literacki, ale otwierający duże możliwości budowania dramaturgii. Pokazania konfrontacji postaw na płaszczyźnie psychologicznej i intelektualnej. Ale także wprowadzenia konkretu, który jest zarazem symbolem.
Jednak to nie ów pomysł - przyznaję: nośny - wydał mi się najbardziej interesujący. Uwagę przyciąga raczej perspektywa, z jakiej patrzymy na Shoah. Nie ma tu skali makro, wymiaru historycznego, spojrzenia z perspektywy kontynentu czy choćby całego kraju. Oglądamy codzienność getta i jego mieszkańców. Poznajemy ich spojrzenie na otaczający świat, patrzymy na próby znalezienia w nim miejsca i sposobu na przetrwanie. Jednak choć życie się jeszcze toczy, jeszcze jest miejsce na marzenia, a nawet na krótkie chwile szczęścia, to nad wszystkim ciąży poczucie nadchodzącej zagłady. To perspektywa dość rzadko spotykana. Coś podobnego widzieliśmy przed laty w "Ghetcie" Joshuy Sobola, którego akcja również rozgrywa się w Wilnie. Mam wszakże wrażenie, iż Karbauskis nieco głębiej wnika w materię owego zmierzającego ku końcowi świata niż uczynił to - przy całym dlań uznaniu - w swoim spektaklu Eugeniusz Korin. "Remis trwa tylko chwilę" to bardzo dobry spektakl. I jeśli nawet nie obezwładnia tak jak "Nasza klasa", to i tak był jednym z ważniejszych punktów programu Konfrontacji. Był dobrym i godnym zakończeniem festiwalu.
Większego wrażenia nie zrobił na mnie natomiast spektakl "Chekhov Lizardbrain" ("Czechow Jaszczuromózgi") amerykańskiego zespołu Pig Iron Theatre Company. Owszem, należy docenić warsztatową sprawność czwórki występujących w nim aktorów, bo tej odmówić im nie można. Ale skrawki z Czechowa w połączeniu z dość osobliwą koncepcją neurobiologa Paula D. MacLeana na temat struktury i działania ludzkiego mózgu, daje efekt mętny intelektualnie i wątpliwy artystycznie. Kto zrezygnował z tego przedstawienia, nie musi specjalnie żałować.
Na szczęście spektakle, które można było sobie darować zdarzały się na tegorocznych Konfrontacjach tylko sporadycznie. A cały festiwal należy uznać za bardzo udany.
Czytaj także:
Konfrontacje Teatralne: Najtrudniejsza lekcja naszej klasy
Konfrontacje Teatralne: Wielkie brawa, czyli Rosjanie o sobie
Konfrontacje Teatralne: wieczór z podziałami
Konfrontacje Teatralne: Showcase lubelski - odsłona pierwsza
Konfrontacje Teatralne: Showcase lubelski - odsłona druga
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?